Samochód jako wizerunek firmy i benefit dla pracownika - cz.1
Wbrew pozorom zakup auta do firmy nie odbywa się tylko ze względu na TCO, szczególnie w mniejszych podmiotach gospodarczych. Pośród wielu aspektów, jednym z powodów wyboru auta jest wizerunek przedsiębiorcy, zarówno na zewnątrz jak i w oczach pracownika.
09.10.2016 | aktual.: 30.03.2023 11:30
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Gdyby kupować pojazdy tylko ze względu na TCO, czyli całkowity koszt użytkowania pojazdu podczas jego gospodarczej egzystencji, w notowaniach sprzedaży do firm widniałoby zaledwie kilka modeli. Zarówno mali przedsiębiorcy jak i doświadczeni fleet managerowie podkreślają, że element wizerunkowy, choć nie jest najważniejszy, odgrywa pewną rolę w decyzji o wyborze aut.
Auta ekologiczne w firmie
Oto jeden z przykładów. Osobie nakierunkowanej na postrzeganie zakupu jedynie przez pryzmat kosztów, trudno byłoby twardymi danymi obronić zakup auta elektrycznego i części hybryd. Jednak niektóre przedsiębiorstwa, zazwyczaj z zagranicznym kapitałem, dbają o ekologiczny image. Samochody na prąd i dwusilnikowe kojarzone są właśnie z tego rodzaju wizerunkiem, stąd czasem do flot trafiają tego typu środki lokomocji. Ta zasada dotyczy także firm z branży elektrycznej.
Nie tylko dziennikarze flotowi otrzymują w takich sytuacjach informacje prasowe i peany na temat innowacyjności firmy i jej nowego nabytku. Po kilku latach trudniej wydobyć od tego samego przedsiębiorstwa informacje o tym, jak się sprawdził zakup, ale to już inna sprawa.
W "zielony trend" poszła jedna z największych firm świadczących usługi FSL, która pierwsze spotkanie z mediami na ten temat zorganizowała kilka lat temu, gdy jej jeden z pracowników jeździł Teslą. Działania nadal są prowadzone, strategia momentami przybiera na sile, lecz wciąż eko-auta to głównie wizerunek, a nie powszechność i strategia wynikająca z przynoszenia korzyści finansowych.
Obrona przed GPS-em
Teoretycznie przedstawicielowi handlowemu do pracy wystarczy bardzo ekonomiczny (nie tylko jeśli chodzi o spalanie, ale całe TCO) pojazd z segmentu małych lub dużych kompaktów, z najsłabszym silnikiem, wyposażony ewentualnie w klimatyzację (by latem prezencja użytkownika przed klientem była właściwa).
Jednak obecnie standard wyposażenia jest podwyższany nawet w pojazdach dostawczych. Poniekąd "z winy” producentów montujących coraz więcej elementów standardowo, wymogów Unii Europejskiej, ale także potrzeb klientów.
Samochód stanowi wartość dodaną dla pracownika, szczególnie jeśli ten może go używać do celów prywatnych i musi za to ponosić niewielkie koszty (przepisy, a "radosna twórczość" działów floty i księgowości to nie zawsze to samo). Handlowcy i menedżerowie z różnych firm spotykają się przy różnych okazjach, rozmawiają, także o pojazdach.
O dobrego sprzedawcę czy dyrektora w dzisiejszych czasach niełatwo, co rozumieją przedsiębiorcy, którzy również elementem motoryzacyjnym walczą o utrzymanie kadry. To także dlatego bywają firmy, przez wiele lat (niektóre nawet do dziś), broniące się przed wprowadzeniem monitoringu do aut, kojarzonego wciąż z działaniami kontrolnymi.
Polityka flotowa
Mamy tu więc do czynienia z kształtowaniem wizerunku firmy wśród własnych pracowników, co wpływa w pewnym stopniu na motywację do pracy, chęć związania się z pracodawcą na dłużej, a nawet przyciągnięciem nowych osób. Auta dla menedżerów czy zarządu stanowią nawet element negocjacji przy zatrudnianiu.
Z drugiej strony czasem nie dochodzi do zakupu danego modelu, by "nie kłuć w oczy" pracowników. Tak było w jednym z przedsiębiorstw produkcyjnych, gdy członek zarządu poprosił o porsche, ale otrzymał odpowiedź odmowną "bo wywołałoby to niepotrzebne emocje wśród czekających na podwyżki pracowników produkcyjnych". Takie sytuacje mają miejsce także w małych firmach, gdy właściciel kupi nowy pojazd, a zatrudnieni są niezadowoleni z wysokości wypłaty czy też traktowania przez szefa – zbyt drogi samochód budzi niezdrowe emocje.
Spore szanse rozwoju ma tendencja związana z otrzymaniem przez pracownika budżetu na wybór dodatkowego wyposażenia, a nawet modelu czy marki. Mają do tego prawo osoby na najwyższych stanowiskach, ale nie tylko – wszystko zależy od sztywności polityki flotowej i strategii, na ile samochód to tylko narzędzie do pracy, a na ile wartość dodana dla kadry.
Jeden z banków dał na przykład ostatnio do wyboru menedżerom średniego szczebla cztery pojazdy ze wskazanymi silnikami i wyposażeniem, lecz z grona czterech zupełnie różnych marek. Nie brakuje podmiotów stawiających na jedną markę i w jej ramach godzących się na pewną elastyczność zakupową.
Auta francuskie we francuskiej firmie
Zarząd ma pod tym względem najłatwiej, ale i tutaj bywają różne ograniczenia. W niektórych podmiotach gospodarczych zakazane są SUV-y lub środki lokomocji z silnikami powyżej określonej pojemności skokowej, choćby ze względu na wspomniane zasady związane z ekologią.
Łatwiej pod tym względem mają małe przedsiębiorstwa, gdzie decyzja jest w zasadzie jednogłośna, a pojazd musi spełnić rolę samochodu na wakacje, do sklepu, mieć ładny kolor a przy tym być funkcjonalny do celów firmowych. "Na firmę" kupowane jest także auto żony czy też dorastającej córki.
Wracając do elementów związanych z wizerunkiem - jeszcze do niedawna dochodziło do sytuacji, gdy francuskie firmy kupowały tylko peugeoty, renault i citroëny, a niemieckie - auta producentów zza naszej zachodniej granicy. Te elementy związane ze wsparciem narodowego produktu powoli odchodzą w niepamięć, aczkolwiek nie wszędzie. Nie należy tutaj zapominać, że bywają przedsiębiorstwa zarządzające polityką zakupową w różnych krajach wprost ze swojej europejskiej lub regionalnej centrali.