Rozgrzewanie silnika na postoju – temat, który zimą grzeje kierowców
Jednym z bardziej gorących tematów zimowych wśród kierowców jest rozgrzewanie silnika na postoju. Jakie są korzyści i czy są jakieś negatywne konsekwencje, poza środowiskowymi?
27.11.2023 | aktual.: 27.11.2023 15:50
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Optymalna temperatura pracy dla silnika to ok. 90 st. C. Nowoczesne jednostki napędowe rozgrzewają się stosunkowo szybko, ale starsze już znacznie wolniej. Wynika to z zastosowanych rozwiązań emisyjnych, które do skutecznej pracy potrzebują wysokiej i stałej temperatury. Z tego powodu konstruktorzy bardzo skupiają się na jak najszybszym osiągnięciu przez silnik temperatury roboczej.
Można przyjąć, że silniki spełniające normę Euro 5 (2011), a tym bardziej Euro 6 (2015), to te, które rozgrzewają się dość szybko. Oczywiście diesle nieco wolniej, a benzyniaki szybciej. W przypadku Euro 6 w ogóle nie ma sensu zaprzątać sobie tym głowy i od razu po uruchomieniu silnika należy ruszyć w drogę. Im wcześniej to zrobimy, tym szybciej poczujemy ciepłe powietrze z układu wentylacji, a to znak, że silnik jest rozgrzany.
Niezależnie jednak od silnika, wiele zależy od tego, jak i gdzie jeździmy. W warunkach miejskich, rozgrzewanie będzie trwało dłużej niż wtedy, kiedy po ruszeniu z miejsca wjedziemy na drogę szybkiego ruchu. Generalnie jednak trzeba przyjąć, że do rozgrzania silnika potrzeba od 5 do ok. 15 min.
Uruchomienie silnika – kiedy ruszyć z miejsca?
Teoria mówi, że im szybciej ruszymy z miejsca po uruchomieniu silnika, tym szybciej się rozgrzeje. To prawda. Jeśli jednak zależy nam na kondycji silnika, warto poczekać "chwilę" by olej silnikowy został rozprowadzony po magistrali olejowej i zaczął obmywać każdy ruchomy element, do jakiego ma dotrzeć. Ruszanie zaraz po włączeniu silnika nie jest dla niego zdrowe. Szczególnie stary olej lub taki o dużej lepkości potrzebuje chwili na rozpłynięcie się po kanałach olejowych.
Ile powinna trwać ta chwila? Im wyższa lepkość oleju, tym dłużej. Nowe silniki zalane olejami 0W20 czy 5W30 potrzebują kilku sekund. Jeśli taki sam olej ma silnik z większym przebiegiem (który ma zanieczyszczenia w kanałach olejowych), wystarczy kilkanaście sekund. Jeśli zaś mamy stare auto z dużym przebiegiem (powyżej 300 tys. km), a do tego zalane olejem o dużej lepkości (np. 10W-40), dobrze jest poczekać kilkadziesiąt sekund.
Warto pamiętać, że przepisy pozwalają na minutę pracy silnika na postoju, co daje już naprawdę duży zapas i tyle czasu wystarczy dla każdej jednostki, by rozpocząć jazdę.
Osobiście stosuję zimą zasadę takiej kolejności ruszania zimą. Zamykam drzwi, uruchamiam silnik, niespiesznie zapinam pas, ustawiam nawiew klimatyzacji na przednią szybę i włączam ogrzewanie tylnej, włączam odpowiedni bieg i dopiero ruszam. Co oznacza, że w praktyce bez liczenia czasu daję silnikowi kilkanaście sekund na wstępne przygotowanie do jazdy.
Zimny silnik – jak jechać?
Po rozpoczęciu jazdy z zimnym silnikiem na pewno nie warto gwałtownie wciskać pedału przyspieszenia oraz wkręcać silnika na wysokie obroty. Z drugiej strony nie jest zalecana jazda od razu na niskich obrotach, bo nie dość, że silnik się nie rozgrzeje, to jeszcze dodatkowo obciążamy w ten sposób układ korbowy. Optymalnie jest trzymać podczas jazdy silnik w przedziale od 2000-3000 obr./min w przypadku benzyniaka i 1800-2500 obr./min dla diesla.
Dlaczego nie warto rozgrzewać silnika na postoju?
Nie od dziś wiadomo, że bardzo wielu kierowców włącza zimą silnik i czeka nawet kilkanaście minut. W tym czasie auto praktycznie samo się odmraża, a szyb nie trzeba skrobać. Po wejściu do auta mamy już trochę nagrzaną kabinę. Czysta przyjemność?
Teoretycznie tak, ale – wbrew pozorom – nie jest to zdrowe dla silnika. Otóż żaden konstruktor samochodu nie zakładał, że będzie on pracował tak długo na postoju, zwłaszcza po uruchomieniu. W ten sposób projektuje się jedynie pojazdy wojskowe czy budowlane.
Nawet w przypadku silników, które pierwotnie projektowano jako stacjonarne (bywały takie przypadki) stosuje się zabiegi, które dostosowują je do pracy w pojeździe, a to oznacza pracę w ruchu. Zatem konstruktor pojazdu optymalizuje jego pracę pod kątem jazdy, a nie pracy na wolnych obrotach podczas postoju.
Tak na marginesie – niezrozumienie tej zasady często skutkuje poważnymi awariami silników w samochodach terenowych użytkowanych intensywnie w terenie.
Dlatego też bez obciążenia proces spalania bogatej mieszanki przebiega bardzo niekorzystnie, co oznacza nie tylko dużo wyższą emisję spalin, ale także skrócenie żywotności kilku elementów.
Co się niszczy, kiedy rozgrzewamy silnik na postoju?
- Filtry DPF, GPF oraz katalizator niszczy woda i nadmiar paliwa. Praca na wolnych obrotach przyspiesza ich zapychanie, w efekcie powoduje szybsze zużycie.
- Cały układ wydechowy – skraplanie i gromadzenie się wody przy niskich temperaturach w układzie wydechowym jest procesem naturalnym i prowadzi do korozji.
- Olej silnikowy – im szybciej się rozgrzewa, tym szybciej odparuje z niego gromadząca się naturalnie woda, a także paliwo. Praca silnika z zanieczyszczonym olejem zawsze skutkuje przyspieszonym zużyciem.
- Układ dolotowy i zawory – nierozgrzany silnik spalający bogatą mieszankę wytwarza duże ilości nagaru, który gromadzi się w całym układzie dolotowym i na zaworach.
- Łańcuchowy napęd rozrządu – łańcuch napinany olejowym napinaczem dłużej pracuje luźno podczas pracy na postoju, co niszczy sam łańcuch, ale także koła zębate.
- Alternator – kiedy silnik rozgrzewa się na postoju, zazwyczaj włączamy też ogrzewanie szyb, co zwiększa pobór prądu, ale na niedużych obrotach alternatora, więc pracuje on pod dużo większym obciążeniem niż w czasie jazdy.
Od razu zaznaczę, że w pełni rozumiem osoby, które cenią sobie bardziej komfort i bezpieczeństwo, niż trwałość elementów silnika czy choćby niewielkie ryzyko otrzymania mandatu o symbolicznej kwocie 100 zł za postój z uruchomionym silnikiem w obszarze zabudowanym. Nie dziwię się, że lubią wsiadać do ciepłego samochodu, dlatego rozgrzewają go na postoju. Tym bardziej, jeśli np. zawożą dzieci do szkoły.
Łyżką dziegciu w całym tym rozważaniu jest bowiem kwestia bezpieczeństwa pasażerów auta, którzy co do zasady są najlepiej chronieni, kiedy podróżują bez kurtek, a zimne wnętrze nie zachęca do ich zdjęcia. Warto też wziąć pod uwagę aspekt emisji spalin, która w miastach i tak jest duża. Na dłuższą metę nie rozgrzewając silnika na postoju działamy w pewnym sensie prozdrowotnie.