Przeczytaj, zanim obejrzysz: ściąga na tegoroczne Le Mans
60 samochodów, 180 kierowców i 24 godziny nieustannej walki. Choć w tym roku rywalizacja w klasyfikacji generalnej nie będzie aż tak zacięta, to nadal kultowe Le Mans zapewni nam całą dobę wyścigowej uczty. Skorzystaj z tej ściągi, by dowiedzieć się, na kogo zwrócić uwagę podczas śledzenia akcji.
13.06.2018 | aktual.: 20.10.2022 20:17
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
LMP1: teraz albo nigdy dla Toyoty
Japoński gigant jest ostatnim producentem samochodów, który pozostał w topowej klasie Le Mans po odejściu Porsche i Audi. Dla stajni z Kraju Kwitnącej Wiśni jest to więc doskonała okazja, by po tylu latach i nieprawdopodobnych wręcz przeciwnościach losu, w końcu sięgnąć po tak wyczekiwany tryumf. Mimo wszystko Toyota podchodzi do tegorocznego startu zachowawczo: w porównaniu do zeszłego roku zredukowała liczbę startujących samochodów z trzech do dwóch i nie wprowadziła rewolucyjnych zmian do swojego TS050 HYBRID. Ważnym atutem zespołu będzie niewątpliwie głodny zwycięstw Fernando Alonso, który przybywa na ten start w miejsce Anthony'ego Davidsona. Pierwsze wyniki notowane na francuskiej ziemi od początku tygodnia pokazują, że auta z numerami 7 i 8 są głównymi faworytami tego wyścigu.
Zakładając nawet bezbłędną i bezawaryjną jazdę obydwu japońskich bolidów, w LMP1 nadal możemy spodziewać się emocjonującej walki za ich plecami. Jeśli ktoś może im zagrozić, to bez wątpienia będzie to zespół Rebellion Racing. Angielsko-szwajcarski team trzykrotnie mieścił się w pierwszej szóstce w Le Mans i po zeszłorocznym tryumfie w klasie LMP2 jest na fali wznoszącej. Jadący z numerem 1 skład bardzo dobrych kierowców (Andre Lotterer, Neel Jani i Bruno Senna) i samochód zbudowany przez francuską Orecę daje Rebellionowi mocny punkt wyjścia.
Na dobry start może liczyć także ścigający się pod austriacką flagą zespół ByKolles (u nas pamiętany głównie przez niesmak po niedoprowadzeniu do skutku startu Roberta Kubicy). Odpuścił zeszłoroczny sezon, by w pełni skupić się na roku 2018 – teraz w Le Mans wystawia jeden egzemplarz Enso CLM z silnikiem V6 Nissana i numerem 4. Dobrze przygotowany wydaje się być także rosyjski zespół SMP Racing jadący zaprojektowanym przez Dallarę BR Engineering-AER BR1 (samochody nr 11 i 17). W pierwszym z jego samochodów na pokładzie obok Mikhaila Aleszina i Witalija Pietrowa pojawi się także Jenson Button.
LMP2: potencjał na zaskoczenie
Bardzo popularna, bo licząca aż piętnaście partycypujących zespołów, klasa LMP2 to egzotyczna mieszanka doświadczonych profesjonalistów, celebrytów i pasjonatów. Przewijają się tu więc takie nazwiska jak aktora Jackiego Chana (współwłaściciel zespołu Jackie Chan DC Racing), byłego kierowcy F1 Olivera Panisa, charyzmatycznego byłego bramkarza Fabiena Bartheza (współzałożyciele Panis Barthez Competition) czy też 66-letniego biznesmena Marka Pattersona, który będzie startował jako kierowca Algarve Pro Racing.
Na liście startowej w tej klasie pojawiają się niemniej także kierowcy, którzy zasilali stawkę Formuły 1 (Paul di Resta, Juan Pablo Montoya, Pastor Maldonado, Giedo van der Garde, Jean-Eric Vergne, Felipe Nasr, Will Stevens), więc także w LMP2 można spodziewać się rywalizacji na najwyższym światowym poziomie. Szczególną uwagę można tu zwracać na samochody z numerami 22 i 32 zespołu United Autosports z utytułowanymi zawodnikami za sterami oraz 36 doświadczonego składu Signatech Alpine Matmut. Na powtórzenie zeszłorocznego rezultatu, kiedy niewiele zabrakło do sensacyjnej wygranej w klasyfikacji generalnej, liczy zapewne Jackie Chan DC Racing (w tym roku samochody Ligier-Gibson JSP217 z numerami 33 i 34). Swojego pierwszego zwycięstwa w klasie może doczekać się natomiast rosyjski zespół G-Drive Racing, który z wystawianym tu składem Vergne/Rusinov/Pizzitola wygrał ostatnią rundę WEC na Spa-Francorchamps (samochody ORECA-Gibson 07 z numerami 26 i 40).
Topowa klasa dla samochodów GT w tym roku zapowiada się wyjątkowo smakowicie: do startujących w tym wyścigu już po raz dziewiętnasty z rzędu żółtych Corvett, kontynuującego trzeci rok swój wielki program Forda oraz nieodłącznych rywali Porsche i Ferrari, dołącza także BMW ze swoim zupełnie nowym M8 GTE. Swój debiut w Le Mans będzie świętował także nowy Aston Martin Vantage GTE, który będzie bronił korony zwycięzcy wywalczonej w zeszłym roku przez startującego tu przez ostatnie osiem lat poprzednika.
Klasa GT staje się teraz areną najciekawszych zmagań, za którymi stoją prawdziwi giganci motoryzacji. Jednym z nich jest z pewnością Ford, który przyjeżdża do Francji z aż czterema egzemplarzami modelu GT przygotowanymi wspólnie z Chipem Ganassim i paroma wielkimi nazwiskami, wśród których pojawiają się między innymi dobrze znani fanom Le Mans Stefan Mucke, Andry Priaux czy Sebastien Bourdais, ale i zwycięzca Indy 500 z 2013 roku Tony Kanaan (samochody 66, 67, 68 i 69).
Apetyty na sukces są być może jeszcze większe w garażach Porsche. Po zaskakującej decyzji o wycofaniu się z LMP1 po zeszłorocznym zwycięstwie, teraz wszystkie wysiłki Zuffenhausen skupiły się na klasie GTE, w której zespół od zeszłego roku korzysta z zupełnie nowego, posiadającego centralnie umieszczony silnik 911 RSR. Porsche wystawi w tym roku aż cztery samochody (numer 91, 92, 93 i 94): dwa z nich prowadzone przez zespół Manthey Racing, w którym niemiecka marka posiada udziały, dwa przez CORE Autosport, który reprezentuje ich w amerykańskim odpowiedniku tych wyścigów, serii IMSA. Wiele znanych nazwisk na drzwiach tych 911-tek (Gianmaria Bruni, Frederic Makowiecki, Nick Tandy, Romain Dumas, Timo Bernhard) pozwalają spodziewać się zdecydowanego ataku na najwyższe stopnie podium ze strony Niemców.
Nawet oni nie mogą jednak nie doceniać reszty stawki. Zawsze bardzo konkurencyjne w tej klasie Ferrari powraca w tym roku ze zaktualizowanym 488 GTE Evo, które w tym roku pojawi się na starcie w aż trzech egzemplarzach (numery 51, 52, 71). Wszystkie przygotował zespół AF Corse, który ostatni raz wygrał tutaj w roku 2014. Błędem byłoby pominięcie także duetu żółtych Corvette (numery 63 i 64), które z biegiem lat nie tracą nic ze swojej konkurencyjności, o czym mogliśmy przekonać się w zeszłym roku. Wtedy ostatecznie wygrał Aston Martin, ale zaprojektowany przez Prodrive nowy Vantage GTE ze swoim poprzednikiem ma wspólną tylko nazwę. Nowy samochód z nową jednostką napędową (czterolitrowe V8 od AMG) i w dużej mierze nowy skład kierowców nie pozwalają więc mieć pewności co do powtórzenia zeszłorocznego tryumfu, ale bardzo intensywny program przygotowań (35 tys. km testowych zaliczonych ostatniej zimy) każe się spodziewać, że ten niewielki brytyjski zespół chce stworzyć z Le Mans jeden ze swoich głównych marketingowych oręży. Dwa egzemplarze noszą numery 95 i 97).
Drugi z tegorocznych debiutantów – M8 GTE reprezentujący barwy BMW, zwycięzcy Le Mans z roku 1999 – także nie zamierza ułatwiać zadania konkurencji. Prowadzony przez mający doświadczenie w DTM niemiecki zespół MTEK duet przygotowanych na przestrzeni całego zeszłego roku samochodów wykazał już duży potencjał podczas ostatniego 12-godzinnego wyścigu w Sebring. W Le Mans startują z numerami 81 i 82.
GTE Am: Amatorska tylko z nazwy
Choć nazwa klasy może sugerować jej amatorski charakter, w rzeczywistości nadal reprezentuje motorsport na najwyższym poziomie: wśród startujących pojawia się w tu w końcu między innymi Giancarlo Fisichella czy Pedro Lamy, a stawkę tworzą tu samochody, które jeszcze rok temu stanowiły elitę klasy GTE Pro: Porsche 911 RSR, Aston Martin Vantage GTE i Ferrari 488 GTE. O główne zwycięstwo powalczą tutaj między innymi zespoły Dempsey-Proton Racing hollywoodzkiej gwiazdy Patricka Dempseya (samochody nr 77 i 88), Spirit of Race (samochód nr 54, zaplecze AF Corse), Keating Motorsports (samochód nr 85, zaplecze Risi Competizione) oraz fabryczny zespół Astona Martina (nr 98).