Zaporowe ceny, by odstraszyć klienta. Zaskakująca praktyka firm sprzedających OC
Przyjęło się, że ubezpieczenia OC dla młodych kierowców są horrendalnie drogie, choć nie zawsze tak jest. Ostatnio ceny stały się bardziej przystępne, ale nadal niektóre firmy mają oferty nie do przyjęcia. Drogie i niczym nieuzasadnione. Skąd wynika np. dwudziestokrotna różnica? Wyjaśniamy.
24.06.2021 | aktual.: 14.03.2023 16:04
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Zgodnie z prawem każde towarzystwo ubezpieczeniowe oferujące ubezpieczenia komunikacyjne jest zobowiązane do zapewnienia oferty na ubezpieczenie OC na pojazd dla każdego klienta. Taki jest wymóg, ale nie każdy ubezpieczyciel chce mieć np. ofertę dla potencjalnie szkodowych kierowców. Ze względu na przymus prawny ceny są podbijane do takiego poziomu, aby klient zrezygnował i wykupił polisę gdzie indziej.
Dlatego też sprawdzając kilka ofert dla młodego kierowcy w jednej porównywarce (rankomat.pl), zauważyłem, że niemal zawsze najdroższa pochodziła od jednego ubezpieczyciela i była dokładnie taka sama dla niemal każdego typu pojazdu. Działo się to zawsze, gdy w kalkulator wprowadzany był kierowca "niepożądany". Chodzi o osobę w młodym wieku, z niewielkim stażem, czyli dla ubezpieczyciela potencjalnie najbardziej ryzykowną. Wyliczone stawki OC wyglądały następująco:
- ford c-max – od 1600 do 10 000 zł
- bmw 330i coupe - od 2300 do 10 000 zł
- suzuki samurai - od 450 zł do 10 000 zł
- nissan leaf – od 1200 zł do 4300 zł
Jedynie w przypadku elektrycznego nissana leafa nie pojawiła się oferta za 10 tys. zł, ale i tak najdroższa jest ponadtrzykrotnie wyższa od najtańszej.
Zasadniczo polisa OC jest produktem tak homogenicznym, że różnice powinny wynosić ledwie kilka-kilkanaście procent, a w praktyce nie są nawet do końca produktem dla osoby, która go nabywa, bo po pierwsze – co do zasady - robi to z przymusu, a po drugie z niego nie korzysta (nie pobiera żadnych świadczeń).
Łatwo dojść do prostego wniosku i wysunąć tezę, że im wyższa cena OC, tym bardziej ubezpieczyciel nie chce sprzedać tego produktu. Kiedy ceny dochodzą do granic absurdu, to jest już dość oczywiste. Nie ma bowiem możliwości, by ktoś świadomie kupił polisę OC za kilka tysięcy złotych, jeśli inna jest 10 razy tańsza.
Jak sprzedawać, żeby nie sprzedać lub chociaż nie stracić?
Tezę o niechęci towarzystw ubezpieczeniowych do współpracy z młodymi kierowcami potwierdza ekspert ds. ubezpieczeń komunikacyjnych.
- Towarzystwo ubezpieczeniowe nie może odmówić sprzedaży polisy OC żadnemu właścicielowi pojazdu. To jednak nie oznacza, że każdy kierowca jest "mile widziany" w gronie jego klientów. Zazwyczaj, poza tzw. grupą docelową, znajdują się niedoświadczeni lub szkodowi kierowcy. W ich przypadku ubezpieczyciel może oszacować bardzo wysokie ryzyko ubezpieczeniowe i zastosować stawkę zaporową, czyli na tyle wysoką cenę OC, aby zniechęcić go do skorzystania z oferty – wyjaśnia Stefania Stuglik.
Wbrew pozorom, choć cena rzędu 8-10 tys. zł za OC wydaje się absurdalnie wysoka i nieuzasadniona, to nieco przeczy temu czysta statystyka.
- Koszt średniej szkody z OC komunikacyjnego przekroczył w tym roku 8 tys. zł – mówi Marcin Tarczyński z Polskiej Izby Ubezpieczeń.
Przy takiej kwocie zaporowe stawki są już mniej abstrakcyjne. Zakładając, że TU nie chce mieć w gronie klientów młodych kierowców, to jeśli któryś z nich jednak zdecyduje się dołączyć, ryzyko jest statystycznie – na bazie wspomnianej średniej – pokryte.
- Z badań PIU wynika, że młodzi kierowcy mają szczególnie lekceważący stosunek do przepisów ruchu drogowego, skłonność do brawury, a jednocześnie przekonanie o swoich wysokich umiejętnościach prowadzenia pojazdu. Powodują też najwięcej wypadków w odniesieniu do liczebności swojej populacji – wyjaśnia Marcin Tarczyński. Dodaje też, że koszty takiego zdarzenia mogą wielokrotnie przekraczać koszt nawet najdroższej oferty cenowej za ubezpieczenie OC.
Dlaczego ubezpieczenie może kosztować 400 zł i 10 tys. zł?
Wszystko zależy od polityki towarzystwa ubezpieczeniowego.
- Ubezpieczyciel ma prawny obowiązek ustalania cen w taki sposób, by pokryły one co najmniej koszty wypłacanych odszkodowań i koszty działalności – mówi Marcin Tarczyński. - Na ofertę cenową musi patrzeć nie tylko z punktu widzenia pojedynczego klienta, ale także z punktu widzenia całego swojego portfela. W zależności od przyjętej polityki cenowej i posiadanych danych statystycznych decyduje o tym, jak prawdopodobne jest spowodowanie szkody przez danego kierowcę i jakie mogą być jej rozmiary. W przypadku kierowców, którzy z wysokim prawdopodobieństwem mogą być sprawcami dużych szkód, proponowana cena OC może się znacznie różnić od średniej. Zależy to jednak od przyjętej przez danego ubezpieczyciela polityki cenowej, stąd porównując ceny OC, zazwyczaj będziemy widzieć duże różnice w podejściu poszczególnych zakładów do tego zagadnienia – wyjaśnia przedstawiciel Polskiej Izby Ubezpieczeń.
Przełóżmy to na prostą ekonomię. Jeśli TU X z polityką cenową X skierowaną do młodych kierowców sprzeda 1000 polis OC za 400 zł, to w budżecie na wypłaty odszkodowań ma 400 tys. zł. Jeśli średni koszt odszkodowania to 8 tys. zł, to wystarczy na pokrycie 50 szkód.
Z kolei TU Y może mieć inną politykę cenową Y, kierowaną głównie do kierowców doświadczonych. Dlatego cena OC dla młodych kierowców to 10 tys. zł, więc – teoretycznie – niewielu klientów kupi taką polisę. Jeśli tylko 40, to budżet na wypłaty odszkodowań również wynosi 400 tys. zł. I również może pokryć 50 szkód.
Jako że ubezpieczenia przypominają grę hazardową, to liczmy dalej. Jeśli szkodę w roku ma jeden młody kierowca na 50, to TU X pokryje te szkody 20 kierowców. Wyda więc na odszkodowania 160 tys. zł. TU Y pokryje szkodę spowodowaną przez jednego kierowcę, czyli 8 tys. zł, więc ryzyko w jego polityce cenowej jest zdecydowanie niższe. Choć w rzeczywistości nie wygrywa, bo takich klientów raczej w ogóle nie będzie miało.