Po burzy w internecie policja odpowiada. Jest nagranie z "tajniackiego" BMW
Bielska policja odniosła się do głośnego nagrania z udziałem nieoznakowanego BMW, które podzieliło internautów. Padły oskarżenia o wymuszenie łamania przepisów. Swoje zdanie przestawili też eksperci.
22.09.2022 | aktual.: 13.03.2023 15:37
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Film ze zdarzenia z Bielska-Białej, opublikowany przez "Bielskie Drogi" w serwisie YouTube, wzbudził silne emocje wśród internautów. Teraz policja z Bielska-Białej opublikowała dłuższe wideo zawierające też nagranie z rejestratora radiowozu i wydała oświadczenie.
Wycinek prawdy
Film pt. "Polowanie na jelenia? Nieoznakowane BMW w akcji" zyskał dużą popularność w mediach społecznościowych i wywołał lawinę komentarzy. Bielscy policjanci zwracają uwagę na obelgi i zarzuty kierowane w stronę mundurowych, a nawet żądania, by wydalono ich ze służby.
"Jest to kolejny przykład tego, jak łatwo w internecie wyrażane są opinie przez osoby nieznające wszystkich okoliczności dotyczących komentowanych zdarzeń" – czytamy w policyjnym oświadczeniu.
Funkcjonariusze tłumaczą, że film, który pojawił się w sieci, mylnie sugeruje, że to policjanci w nieoznakowanym radiowozie BMW nagle hamują przed przejściem dla pieszych, aby doprowadzić do popełnienia wykroczenia przez kierującego osobową skodą.
Zaczęło się od przywitania
Policja, by poprzeć swoje stanowisko o niesłusznych oskarżeniach, udostępniła nagranie z nieoznakowanego radiowozu wraz z transkrypcją.
Film pokazuje, jak policyjne BMW zatrzymuje się przed sygnalizacją świetlną. Po chwili na pasie obok stanęła osobowa skoda. Kierowca opuścił szybę i powiedział do policjantów: "dobry, witam, cześć", na co policjanci – jak podkreślają w oświadczeniu – nie zareagowali, zwrócili za to uwagę na zachowanie mężczyzny.
Zaskoczenie policji
Następnie widzimy sekwencję zdarzeń, która zawiera dyskusyjne manewry. Według wersji policji, popartej nagraniem, skoda poruszała się lewym pasem nieznacznie przed jadącym prawą stroną radiowozem.
Kierowca skody przed przejściem dla pieszych zaczął zwalniać poprzez hamowanie silnikiem. Zauważył to kierujący radiowozem, który (jak tłumaczy policja) nie wiedząc, dlaczego kierujący skodą zaczął zwalniać, sam zaczął hamować.
Unikanie wykroczenia
Stanowisko policji jest następujące: "hamowanie radiowozu przed przejściem dla pieszych było spowodowane poprzedzającym je, zwolnieniem prędkości przez skodę, a nie próbą doprowadzenia do popełnienia wykroczenia drogowego przez kierującego samochodem osobowym" (pisownia oryginalna).
Policja podkreśla też, że kierujący radiowozem musiał zwolnić przed przejściem, bo inaczej popełniłby wykroczenie polegające na wyprzedzaniu na przejściu dla pieszych.
Celowe działanie
– To policjanci stworzyli zagrożenie na obu pasach ruchu, gdyż nieuzasadnione zatrzymanie przed przejściem dla pieszych spowodowało także gwałtowną reakcję kierowcy na lewym pasie. Mogło zatem dojść do kolizji na obu pasach – powiedział "Gazecie Wyborczej" prof. Artur Mezglewski ze Stowarzyszenia Prawo na Drodze.
Ekspert nie podziela zdania mundurowych. Co więcej, według niego funkcjonariusze – by poprawić policyjne statystyki – chcieli wrobić kierowcę skody w wykroczenie.
(Nie)uzasadniona panika
Odmienne stanowisko zajął natomiast Marek Konkolewski, były inspektor policji i ekspert w zakresie ruchu drogowego. Uważa, że to kierowca skody zwolnił pierwszy.
– Kierujący białym autem bez uzasadnionej przyczyny nagle istotnie zmniejszył prędkość przed przejściem dla pieszych, czym zaskoczył policjantów z BMW, którzy musieli hamować, aby nielegalnie nie wyprzedzić białego auta na pasach. Można więc powiedzieć, że o mały włos łowczy nie stał się ofiarą – powiedział "Gazecie Wyborczej" Konkolewski.
Wyjście z impasu?
Według byłego inspektora zachowanie kierowcy skody mogło być spowodowane stresem na widok policji, a rzekoma panika kierującego skodą mogła być wzmocniona najnowszym taryfikatorem mandatów.
Trudno zatem mówić o osiągnięciu jakiegokolwiek konsensusu w sprawie komentowanego zdarzenia. Być może jednak remedium na tego typu – balansujące na granicy absurdu – sytuacje będzie ustanawianie przejść sugerowanych, które w Polsce właśnie zostały wpisane do kodeksu drogowego.