Pamiętacie Ferrari F40, które spłonęło w Monaco? Podobno właściciel chce je ratować

Jeszcze kilka miesięcy temu ze smutkiem oglądaliśmy, jak Ferrari F40 płonie na ulicach Monaco. Niektórzy postronni obserwatorzy starali się stłumić ogień, lecz zdało się to na nic. Teraz się okazuje, że najwyraźniej właściciel nie dał za wygraną i chce, by auto wróciło na drogi.

Nie wygląda to za dobrze.
Nie wygląda to za dobrze.
Źródło zdjęć: © Ferrari / FerrariOwnersClubNL
Mateusz Lubczański

12.06.2020 | aktual.: 22.03.2023 11:15

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Podczas spokojnej przejażdżki ulicami Monaco z komory silnika Ferrari F40 zaczęły buchać płomienie. Szybko zajęły resztę pojazdu i nawet wysiłki osoby z wężem ogrodowym zdały się na nic. Jeden z supersamochodów, którego tworzenie doglądał jeszcze sam Enzo Ferrari, został całkowicie zniszczony. Na szczęście nikomu nic się nie stało.

Niestety, nie był to pierwszy raz, gdy Ferrari F40 zamieniło się w kulę ognia. W 2016 roku egzemplarz po renowacji zajął się podczas pierwszej przejażdżki, w 2017 kolejne Ferrari F40 musiało być gaszone podczas zlotu we Włoszech.

Auto z Monaco trafiło do serwisu Ferrari Cavallari i - jak się okazuje - wszystko za słupkiem A zostało spalone. W przypadku "zwykłego" auta, jego przód byłby użyty jako dawca części, a reszta zostałaby zezłomowana. Mówimy tu jednak o Ferrari F40, które zostało wyprodukowane w liczbie zaledwie 1311 egzemplarzy. Plotki wskazują, że właściciel chce odnowić auto.

To będzie wymagało nie lada pracy. Oprócz nowego silnika czy przekładni trzeba będzie od nowa zbudować całą kabinę, a co najważniejsze - postarać się, by podwozie zachowało swoją sztywność po takim zdarzeniu. To już bardziej budowanie repliki niż odnawianie auta po wypadku. Z drugiej strony trudno się dziwić, jeden z egzemplarzy z 1992 roku został wystawiony na aukcję za 1,2 mln dolarów (ponad 4,5 mln zł), a ceny F40 nie będą spadać.

Źródło artykułu:WP Autokult
Komentarze (1)