Od 3,5 roku mechanik przetrzymuje samochód emerytki w warsztacie! Poszło o… 150 zł

W kwietniu 2014 roku Pani Ewa z Warszawy zaprowadziła swój samochód do warsztatu. Auta nie odzyskała do dziś, choć o pomoc prosiła policję, prokuraturę, sąd, Ministerstwo Sprawiedliwości i Prezydenta RP. Mimo że, jak wynika z opinii prawników, warsztat robi to bezprawnie!

Chrysler Neon
Chrysler Neon
Źródło zdjęć: © fot. mat. pras.
Tomasz Bodył

30.12.2017 | aktual.: 01.10.2022 19:21

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Pani Ewa, emerytka z Warszawy, pod koniec kwietnia 2014 roku odstawiła swojego leciwego chryslera neona do dużego warszawskiego warsztatu Grand Auto Service. W przeszłości korzystała już z jego usług. Tym razem pojazd trafił tam z powodu awarii silnika. Mechanicy dokonali oględzin i naprawę wycenili na ponad 2 tys. zł. Ponieważ cena wydawała się właścicielce zbyt wygórowana, postanowiła odebrać pojazd. Pracownicy warsztatu za diagnostykę usterki zażądali 150 zł.

Pani Ewa odmówiła zapłaty twierdząc, że po pierwsze nie było o tym wcześniej mowy, a po drugie podczas wcześniejszej naprawy nikt nie żądał od niej pieniędzy za same oględziny. W związku z tym pracownicy warsztatu odmówili wydania samochodu. I tak stoi on tam do dziś.

Jaka jest wersja warsztatu? W e-mailu otrzymanym w odpowiedzi na nasze pytania czytamy m.in. "(...) nie jest prawdą jakoby pani Ewa D. nie mogła odzyskać swojego samochodu. (…) pozostawiła go do diagnozy i naprawy w mojej firmie. Po dokonanych czynnościach i nakładach poczynionych przeze mnie odmówiła zapłaty za wykonane czynności bez podania przyczyny. Na gruncie niniejszego wynikł spór między stronami. (…) Pani Ewa D. do dnia dzisiejszego nie uiściła umówionego wynagrodzenia na moją rzecz. (…) od dłuższego czasu nie kontaktowała się z moją firmą celem odebrania pojazdu i pierwszym kontaktem w sprawie jest kontakt od Pana".

Tyle ze strony warsztatu. Pani Ewa twierdzi, że o żadnej zapłacie nie było mowy. Podczas próby odbioru samochodu, do warsztatu wezwała policję, prosząc, aby ta pomogła jej odzyskać swoją własność. Policja jednak nic nie wskórała, więc złożyła zawiadomienie na komisariacie policji na Targówku. Twierdzi, że policjanci przekonywali ją, że szybko odzyska swój samochód. Co na to policja? Nie wiadomo, bo… odmówiła nam udzielenia informacji, zasłaniając się ochroną danych osobowych: "W odpowiedzi na Pana pytanie informuję, że prawo do informacji publicznej doznaje ograniczeń z uwagi na potrzebę ochrony prawnie chronionych tajemnic, w tym prawa do prywatności osoby fizycznej (…)" - odpowiedziała nam sierż. sztab. Agata Halicka z Komendy Rejonowej Policji Warszawa VI.

Chrysler Neon
Chrysler Neon© fot. mat. pras.

Pani Ewa cały czas chciała odzyskać swoją własność, więc sprawę przywłaszczenia jej samochodu zgłosiła do Prokuratury Rejonowej Warszawa – Praga Północ, ale ta umorzyła dochodzenie. Dlaczego?

– Przyczyną umorzenia był brak podstaw do przypisania osobie, która weszła w posiadanie pojazdu, zamiaru przywłaszczenia go, co stanowi znamię takiego przestępstwa – mówi nam prok. Marcin Saduś, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga. Jak dodał, prokurator wskazał w uzasadnieniu, że strony winny dochodzić swych praw na drodze postępowania cywilnego.

Zgodnie z obowiązującą procedurą pani Ewa od decyzji prokuratury odwołała się do Sądu Rejonowego dla Warszawy Pragi Północ. O dziwo informację z sądu otrzymaliśmy prawie od ręki. Z postawienia wynika, że sąd uznał, że: "zatrzymanie rzeczy, choćby bezprawne, ale pozbawione zamiaru trwałego włączenia rzeczy do swojego majątku nie wypełnia znamion przestępstwa przywłaszczenia". Mówiąc wprost wynika z tego, że zdaniem sądu, właściciel warsztatu nie zatrzymał samochodu, żeby się wzbogacić, a po to, żeby wyegzekwować należną zapłatę. W takiej sytuacji, według sądu, o przywłaszczeniu nie może być mowy. Zgodnie z przepisami postanowienie sądu jest ostatecznie i nie można się od niego odwoływać.

Mimo to pani Ewa poprosiła o interwencję najpierw Ministerstwo Sprawiedliwości, a następnie Biuro Interwencyjnej Pomocy Prawnej Kancelarii Prezydenta RP.

Milena Domachowska z Ministerstwa Sprawiedliwości udzieliła nam jedynie zdawkowej odpowiedzi, że: "Pismo pochodzące od p. Ewy D. z dnia 19 maja 2017 r., stanowiące skargę na funkcjonariuszy Policji z Komisariatu Warszawa Targówek, zostało w dniu 20.06 br. przekazane według właściwości do Komendy Głównej Policji w Warszawie o czym p. Ewa D. została poinformowana", a biuro prasowe Kancelarii Prezydenta RP nie udzieliło nam żadnej odpowiedzi, twierdząc, że nie ma do tego upoważnienia.

Samochód stoi więc od blisko 3,5 roku w warsztacie i niszczeje. Mało tego, mimo, że pani Ewa nie może jeździć swoim autem, przez ten czas płaciła za niego ubezpieczanie OC!

Czy nie lepiej było zapłacić te 150 zł niż przechodzić przez to wszystko? Pani Ewa tłumaczy, że początkowo sądziła, będąc również o tym przekonywana przez policjantów, że szybko odzyska swój samochód. A potem sprawa się przedłużała. Trafiła do prokuratury, sądu i trudno to było "odkręcić". Mogła jeszcze pozwać warsztat do sądu na drodze cywilnej, ale bała się kosztów i tego, że będzie to długo trwało.

Czy postępowanie warsztatu było słuszne i czy w takiej sytuacji można zatrzymać samochód klienta? Mecenas Edyta Wołoszek z kancelarii prawnej Chmaj i Wspólnicy uważa, że nie. Jak tłumaczy, usługa nie polegała na naprawie samochodu, więc mechanik nie ma prawa zatrzymać pojazdu. Dlatego, zdaniem Wołoszek, właściciel warsztatu powinien zwrócić auto.

Wynika z tego, że warsztat miałby prawo samochód zatrzymać, gdyby poniósł jakieś koszty (w rozumieniu prawa) w związku z naprawą pojazdu i domagał się ich zwrotu. W takiej sytuacji jednak wydaje się, że jest to działanie bezprawne.

Chrysler Neon
Chrysler Neon© fot. mat. pras.

Czy Pani Ewa słusznie uważała, że diagnostyka jest za darmo i warsztat nie weźmie od niej pieniędzy? Wydaje się, że tak, bo z warsztatowej praktyki wynika, że nie ma jakiś ustalonych zasad: - To jest różnie zależy od klienta, z każdym jest trochę inaczej – mówi nam anonimowo właściciel znanego warsztatu nieautoryzowanego na Śląsku. - Dzisiaj był u nie człowiek, powiedzmy, że już wcześniej u mnie naprawiał samochód. Coś mu klekotało, musieliśmy zdemontować poduszkę pod silnikiem, wzięliśmy samochód na podnośnik pokazaliśmy mu co jest. Okazało się, że rura wydechowa ocierała mu o podwozie. Pyta się ile płaci: "Nic, masz ode mnie na święta". Czasem to jest na zasadzie "A daj na flaszkę i jedź". Ale jak jest poważniejsza diagnoza i na przykład trzeba wyjąć silnik, to się uzgadnia, ze np. będzie to kosztowało 1500 zł. A jeśli ktoś u mnie naprawia samochód, to oczywiście za samą diagnozę nie płaci, tylko za naprawdę, a to jest potem wliczone w rachunek.

Podobnie do sprawy podchodzi jedna z dużych, autoryzowanych sieci. - Zależy, kto do nas przyjeżdża i co trzeba zrobić. Jak jest drobna diagnostyka, na zasadzie doradca już na etapie rozmowy w recepcji spojrzy pod maskę i coś znajdzie, czy nawet drobna naprawa, to jest to w gratisie, bo nam się nawet nie opłaca otwierać zlecenia. Tak samo jest, jeśli przyjedzie nasz stały, lokalny klient, diagnostyka jest poważniejsza, ale mówi, że dziś nam nie może zostawić samochodu, tylko przyjedzie za 3 dni i zrobi, to my mu wierzymy i nie bierzemy od niego od razu pieniędzy. Ale jeśli przyjeżdża ktoś z trasy, samochód trzeba wziąć na halę, mechanik ileś tam czasu musi poświecić na znalezienie usterki, to normalnie otwieramy zlecenie i bierzemy za to pieniądze. – podsumowuje.

Zapytaliśmy warsztat będący w centrum tego zamieszania mi.in. co się obecnie dzieje z Chryslerem pani Ewy i dlaczego nie wydali tego samochodu, a następnie nie dochodzili swoich roszczeń na drodze cywilnej. Nie dostaliśmy jednak odpowiedzi na nasze pytania.

Co musi ona zrobić, żeby w końcu odzyskać swój samochód? - W tej sytuacji, niestety, panią czeka jeszcze długa droga – mec. Wołoszyk z kancelarii Chmaj i Wspólnicy nie ma dobrych wiadomości - Pani ta w tej sytuacji powinna złożyć do właściwego sądu pozew w trybie art. 222 k.c. tj. o nakazanie właścicielowi warsztatu wydania zatrzymanego pojazdu. Po uzyskaniu wyroku zgodnego z żądaniem, wyrok wydany w sprawie stanowił będzie podstawę egzekucji. Egzekucja będzie konieczna, jeżeli wyrok nie zostanie wykonany dobrowolnie przez właściciela rzeczy. Aby rozpocząć egzekucję, koniecznym będzie złożenie wniosku o jej wszczęcie wraz z oryginałem tytułu wykonawczego do właściwego komornika. W razie oporu dłużnika, komornik może wykonywać czynności pod przymusem w asyście funkcjonariuszy policji. – tłumaczy.

Pani Ewa o pomoc zwróciła się do Federacji Konsumentów, która pilotuje tę sprawę. Domaga się od warsztatu zwrotu samochodu, wypłaty odszkodowania za utratę wartości pojazdu, a także w związku z koniecznością płacenia przez ten okres składki OC. W sumie ok. 3 tys. zł.

Będziemy dalej przyglądać się tej sprawie i poinformujemy o jej zakończeniu.

Komentarz autora

Kiedy dowiedziałem się o tej sprawie, nie mogłem w to uwierzyć. Nie byłem w stanie sobie wyobrazić, że takie przypadki mogą w tych czasach mieć jeszcze miejsce. Owszem, słyszało się o takich sytuacjach wiele lat temu, kilkoma się zajmowałem, ale myślałem, że taka samowola bezpowrotne już w naszym kraju minęła. Myliłem się.

Przerażające jest to, że w takiej sytuacji nikt nie chce pomóc klientowi, który jest zdany na łaskę i niełaskę właściciela warsztatu. Mało tego, w momencie kiedy zajęły się tym media, wszyscy nabrali wody w usta: policja milczy, Kancelaria Prezydenta RP zasłania się ochroną danych osobowych, a prokuratura, sąd i Ministerstwo Sprawiedliwości nie ma problemu z tym, żeby o tej sprawie normalnie informować. To w końcu jak jest – można udzielić takiej informacji czy nie?

Ale nawet nie to jest, moim zdaniem, tu najgorsze. Miarą absurdu jest to, że poszkodowany właściciel pojazdu, który nie może z niego korzystać (i to nie ze swojej winy), musi cały czas opłacać składkę OC. Mało tego, mimo, że żadna instytucja państwowa nie chciała pomóc pani Ewie w odzyskaniu jej samochodu, jestem święcie przekonany, że gdyby nie zapłaciła ona ubezpieczenia OC, właścicielka pojazdu zostałaby z całą surowością za to ukarana, a kara ta zostałaby niezwłocznie wyegzekwowana. Dopiero to pokazuje, w jakim kraju żyjemy.

Komentarze (25)