Mitsubishi Lancer EVO IV - uliczny wojownik [test autokult.pl]
EVO - dla prawdziwych fanów motoryzacji te trzy magiczne litery kojarzą się tylko z jednym – najbardziej ekstremalną, usportowioną wersją potulnego sedana z Japonii, Mitsubishi Lancerem. Wszystko zaczęło się na początku lat 90., kiedy to Mitsubishi zachęcone sukcesami rajdowymi innego modelu, Galanta VR-4, postanowiło wyprodukować zupełnie nowy samochód o rajdowych aspiracjach.
06.12.2010 | aktual.: 28.03.2023 16:40
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
EVO - dla prawdziwych fanów motoryzacji te trzy magiczne litery kojarzą się tylko z jednym – najbardziej ekstremalną, usportowioną wersją potulnego sedana z Japonii, Mitsubishi Lancerem. Wszystko zaczęło się na początku lat 90., kiedy to Mitsubishi zachęcone sukcesami rajdowymi innego modelu, Galanta VR-4, postanowiło wyprodukować zupełnie nowy samochód o rajdowych aspiracjach.
Pierwsza generacja Lancera EVO ujrzała światło dzienne w 1992 roku. Obecnie w salonach dostępna jest już dziesiąta odsłona popularnej Evki. My jednak postanowiliśmy wyjść poza schemat i przetestowaliśmy specjalnie dla Was kultowy już model, Mitsubishi Lancer EVO IV.
Główny bohater tego artykułu został wyprodukowany w 1996 roku. Stylistyka auta jest typowa dla samochodów japońskich z połowy lat 90. Wszechobecne ostre kanty, olbrzymie halogeny w przednim zderzaku oraz duży spojler na tylnej klapie sprawiają, że auto wyróżnia się na tle obecnie produkowanych, wygładzonych pojazdów.
Warto zaznaczyć, że wspomniany wyżej tylny spojler jest niejako cechą rozpoznawczą najmocniejszych odmian modelu Lancer. Zarówno pierwsza, jak i ostatnia, dziesiąta ewolucja sportowego auta z Japonii, wyposażona jest w duże tylne skrzydło.
Dodatkowym smaczkiem w opisywanym samochodzie są 18-calowe, szprychowe obręcze ATS. Ich biały kolor w połączeniu z szarym odcieniem lakieru auta oraz czerwonymi chlapaczami z logo RalliArt sprawia, że samochód wygląda tak, jakby przed chwilą zjechał z trasy jakiegoś rajdu.
Z pewnością nie jest to auto dla osób, które nie lubią się wyróżniać. Jeżdżąc po stołecznych ulicach, cały czas jesteśmy obsypywani ciekawskimi spojrzeniami przechodniów lub innych użytkowników dróg. Jednak z pewnością nie jesteśmy postrzegani jak bogate snoby, które kupiły sobie kosztowny samochód tylko dlatego, że ich na niego stać.
Aby kupić Lancera EVO IV, trzeba być nie tylko wielkim fanem motoryzacji, ale także mieć jaja. O ile Lancery EVO bardziej współczesnych generacji nie są bardzo rzadkim widokiem na naszych drogach, to szansa, że spotkacie EVO IV na ulicy, jest porównywalna z wygraniem wyborów na prezydenta Polski przez Jolantę Rutowicz. Zobaczmy, co kryje wnętrze prezentowanego Mitsubishi.
Pierwsze, co rzuca się w oczy po otwarciu przednich drzwi, to sportowe fotele o dość wyraźnie zaznaczonych boczkach. Jako że żywiołem auta jest szybka, dynamiczna jazda, zastosowanie takich właśnie siedzeń sprawdza się w nim idealnie. Podczas szybkiego pokonywania zakrętów nasze ciało jest dobrze przytrzymywane - nie kołysze się w kabinie jak wahadło w starym zegarze z kukułką.
Niemal w każdy teście nowego samochodu pojawiają się takie hasła, jak jakość oraz spasowanie materiałów we wnętrzu. Tak naprawdę ciężko oceniać dwie powyższe sprawy w blisko piętnastoletnim aucie. To, czy w aucie nic nie skrzypi oraz czy na desce rozdzielczej nie ma śladów po ostatnim posiłku, zależy w głównej mierze od właściciela. Jako że do testu trafił nam się bardzo zadbamy egzemplarz, żeby tradycji stało się zadość, napiszę, iż materiały użyte w kabinie, jak na połowę lat 90., są dobrej jakości.
Mimo tego, że projekt deski rozdzielczej wygląda w obecnych czasach dość archaicznie i - jak stwierdził sam właściciel - przypomina w środku Daewoo Lanosa, do jego ergonomii ciężko się przyczepić. Należy pamiętać, że mamy do czynienia z samochodem o rajdowym zacięciu, a nie z limuzyną dla prezesów, więc wnętrzu można wiele wybaczyć. Na temat tylnej kanapy nie będę się zbytnio rozwodził. Powiem tylko tyle, że zmieszczą się na niej dwie dorosłe osoby, ale szczerze mówiąc, nie znam człowieka, który kupowałby takie auto z myślą o rodzinnych wypadach na piknik za miasto.
Przejdźmy teraz do gwoździa programu, czyli mechanicznego serca samochodu, które szczelnie wypełnia przestrzeń pod maską. Tradycyjnie już dla japońskiego producenta aut każdy model EVO, poczynając od I, a na X kończąc, jest wyposażony w dwulitrową, turbodoładowaną jednostkę napędową. Wystarczy spojrzeć na suche dane techniczne, aby wiedzieć, że ma się do czynienia z naprawdę mocnym zawodnikiem. 280 KM mocy oraz ponad 350 Nm momentu obrotowego sprawiają, że auto osiąga pierwszą setkę w czasie niespełna 6 sekund.
Musicie przyznać, że jak na samochód z połowy lat 90. jest to niesamowity wynik. Warto podkreślić, że takimi osiągami legitymuje się nie sportowy bolid pokroju Ferrari czy Porsche, ale czterodrzwiowy sedan, którym w razie potrzeby bez większych problemów możemy przewieźć więcej niż dwie osoby.
Czas przekręcić kluczyk. Okazałych rozmiarów tłumik końcowy wydobywa z siebie potężną dawkę basowego dźwięku. We wnętrzu auta jest głośno, natomiast gdy tylko otworzymy drzwi, aby delektować się brzmieniem tego potwora, robi się jeszcze głośniej. Kiedy podczas jazdy wkręcamy silnik na wysokie obroty, dźwiękiem wydobywającym się z rury wydechowej możemy straszyć niegrzeczne dzieci.
Zdecydowanie można powiedzieć, że samochód najpierw słychać, a dopiero po kilku minutach widać. Skoro jesteśmy już przy prędkości obrotowej silnika, trzeba powiedzieć, że aby jeździć dynamicznie tym autem, wskazówka obrotomierza nie powinna schodzić poniżej 4000 rpm. Do około 3500 rpm nie dzieje się za wiele. Dopiero powyżej tej wartości, gdy turbosprężarka zacznie pracować, dostajemy potężnego kopa w plecy.
Ile taki silnik zużywa paliwa? W trasie (chociaż przeważnie będzie to trasa do oddalonego toru wyścigowego, a nie wycieczka z rodziną na wakacje) auto zadowoli się około 10 litrami benzyny na 100 km. Poruszając się po stołecznych ulicach w godzinach szczytu, wartości oscylujące w granicach 20 litrów stają się czymś normalnym. Biorąc pod uwagę, że opisywany samochód ma 35-litrowy zbiornik paliwa, rozplanowanie stacji benzynowych warto przestudiować nie tylko podczas wypadów za miasto, ale także podczas przejazdu z jednego końca Warszawy na drugi.
Jaki zatem jest Mitsubishi Lancer EVO IV? Dziki, narowisty, a w obecnych czasach unikatowy i oryginalny. Przeciwnicy takich aut z pewnością powiedzą, że dużo pali, ma twarde zawieszenie, jest głośny, a stylistyka wnętrza jest archaiczna. Wystarczy jednak przejechać się tym autem, aby wszystkie jego negatywne cechy zeszły na dalszy plan. Mimo tego, że mój dziadek nie dawał mi Werther's Original, to po kilku godzinach spędzonych z EVO IV czuję się jak ktoś naprawdę wyjątkowy.[block position="inside"]8428[/block]