Ministerstwo nie chce yellow boksów. Większy dozór zamiast zmian w infrastrukturze
Choć na świecie stosuje się je od ponad 50 lat, yellow boksów szybko nie zobaczymy w Polsce. Po pilotażu w Szczecinie nie trafią na skrzyżowania w całym kraju.
24.09.2019 | aktual.: 22.03.2023 17:59
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Yellow boksy to dodatkowe poziome oznakowanie na środku skrzyżowań, którego zadaniem jest przypominanie kierowcom, że nie należy wjeżdżać na przecznicę, jeśli nie ma możliwości pokonania skrzyżowania. Ich nazwa bierze się od żółtego koloru, który używany jest do wykonania znaków na asfalcie. Takie rozwiązanie funkcjonuje od 1964 roku w Wielkiej Brytanii.
W lipcu 2019 r. władze Szczecina poinformowały, że na prośbę Ministerstwa Infrastruktury wprowadzają pilotażowo yellow boksy na czterech skrzyżowaniach. Pod koniec wakacji kraj obiegły zdjęcia zniszczonego już ruchem eksperymentalnego oznakowania. Teraz wiadomo, dlaczego nie zostało odnowione.
Ministerstwo odpowiedziało na interpelację pięciu posłów pytających o przyszłość yellow boksów w Polsce. W piśmie czytamy, że w styczniu 2019 r. resort wysłał prośbę do władz siedmiu miast na prawach powiatu o opinię na temat takiego rozwiązania. Nie prosił jednak o przeprowadzenie pilotażu w Szczecinie.
Jak zauważa ministerstwo, obecnie funkcjonujące przepisy nie pozwalają na stosowanie yellow boksów. W polskim prawie nie przewiduje się takiego rozwiązania, a żółty kolor linii zarezerwowany jest dla tymczasowego oznakowania stosowanego podczas remontów dróg. Oczywiście krajowe prawo można byłoby zmienić, ale jest jedna przeszkoda.
Wiedeńska Konwencja o znakach i sygnałach drogowych, której Polska jest stroną, również nie przewiduje takiego rozwiązania. To już większy problem, bo ideą konwencji jest ujednolicenie reguł drogowych do tego stopnia, by podróżując po Europie nie narażać się na niebezpieczeństwo związane z niezrozumieniem reguł drogowych. Ministerstwo podnosi jeszcze jeden argument przeciwko yellow boksom.
"(..) Wjazd na skrzyżowanie w sytuacji, w której nie jest możliwe jego opuszczenie, jest uznawany przez polskie prawodawstwo za zachowanie zabronione i jest przewidziana sankcja karna za takie wykroczenie, niemniej zjawisko takie powszechnie występuje. W ocenie resortu, wprowadzenie dodatkowego oznakowania, bez skutecznego sankcjonowania naruszeń przepisów, nie wpłynie w istotny sposób na zmianę zachowań kierujących pojazdami" - czytamy w odpowiedzi.
Ministerstwo dostrzega więc problem, ale jego rozwiązanie widzi w intensyfikacji działań policji. Taryfikator mandatów za wjeżdżanie na skrzyżowanie, gdy nie ma możliwości jego opuszczenia, przewiduje karę w wysokości 300 zł. W porównaniu z innymi przewinieniami to sporo. Kłopot w tym, że patrolowanie skrzyżowań jest raczej mało skuteczne ze względu na swój ograniczony zasięg. Potrzebne było rozwiązanie, które umożliwiałoby automatyczne karanie łamiących przepisy - jak w przypadku fotoradaru.
Ostatnim argumentem resortu infrastruktury jest kwestia czytelności oznakowania na skrzyżowaniach. Zdaniem ministerstwa wprowadzenie yellow boxów mogłoby utrudniać interpretację innego rodzaju znaków poziomych, takich jak przejścia dla pieszych czy przejazdy rowerowe, a to już zagrożenie nie tylko dla płynności jazdy, ale dla niechronionych uczestników ruchu.
Pod względem stosowanych na drogach nowinek technicznych i rozwiązań prawnych pod wieloma względami jesteśmy daleko w tyle za najbezpieczniejszymi krajami Europy. Trzeba jednak przyznać ministerstwu rację – bez żelaznego egzekwowania kar nie osiągniemy wiele. Szkoda, że jak dotąd żaden rząd nie potrafił do tego doprowadzić.