Mega Track wyprzedził swoje czasy. Ten supersamochód miał wszystko
Mega Track był naprawdę… mega. Ambitny, francuski projekt supersamochodu opierał się na prostej idei: miał być najlepszy i miał wjechać wszędzie. Jest to tym bardziej zdumiewający twór, jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że za autem stoi Aixam.
16.01.2023 | aktual.: 16.01.2023 17:39
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Aixam to francuska firma odpowiedzialna za małe samochodziki, które w niektórych krajach można prowadzić bez prawa jazdy. Szef marki Georges Blain miał jednak pomysł na rozszerzenie oferty między innymi o supersamochody. A żeby pod koniec lat 80. XX wieku pojawić się na takim rynku, trzeba było zrobić wrażenie.
Przenieśmy się do 1992 roku. Mega pokazuje model Track, który zdecydowanie wyprzedził swoje czasy. Uterenowione pojazdy pokroju Lamborghini Huracan Sterrato czy Porsche 911 Dakar dopiero na początku 2023 roku mają trafiać do klientów. A tu proszę – początek lat 90. i auto, które wszystko miało mega.
Standardowo Track miał prześwit 203 mm, czyli więcej niż obecnie przeciętny SUV. To jeszcze nic – dzięki pneumatyce można było podnieść nadwozie do poziomu 330 mm.
Mega Track - One of Five - 400hp V12
Track mógł zabrać na pokład cztery osoby, nic więc dziwnego, że musiał mierzyć nieco ponad 5 metrów. Opony zostały specjalnie przygotowane przez firmę Michelin i miały rozmiar 285/55R20 z przodu i 325/50R20 z tyłu (choć pierwsze testy odbyły się na oponach z Lamborghini LM002). Pojazd ważył 2200 kg, co robiło wrażenie. Powiedzmy, że zrzucanie wagi nie było priorytetem, ale i tak przykładowy Mercedes Klasy G z silnikiem V12 (G65 poprzedniej generacji) waży 2500 kg.
Mega Track był bowiem napędzany przez jednostkę V12 z Mercedesa Klasy S. Sześciolitrowy motor generował 394 KM przy 5200 obrotach i 570 niutonometrów. Sprint do setki zajmował 5,8 sekundy.
Niestety, z racji małej sprzedaży auto otacza wiele mitów. Teoretycznie miało mieć napęd na cztery koła, ale automatyczna przekładnia (czterobiegowa) i skomplikowany system nie współgrały ze sobą, co sprawiło, że – prawdopodobnie – w toku produkcji z tego zrezygnowano.
Samochód był komercyjną porażką, co w sumie nie powinno dziwić, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę cenę. Za ręcznie składane auto z Aix-les-Bains, z tylnymi światłami z Audi B3, żądano ok. 1,7 mln franków, czyli więcej niż za Ferrari Testarossę czy Porsche 959.
Prawdopodobnie wyprodukowano sześć egzemplarzy, z czego dwa znajdują się w siedzibie firmy. Jeden, szary na austriackich numerach rejestracyjnych, widziany był w Monako. Wpadka nie powstrzymała firmy przed eksperymentami, o czym świadczy następca Tracka, model Monte Carlo.