McLaren Senna, Aston Martin Valkyrie czy AMG Project One mogą się już cieszyć. Nowa najszybsza klasa Le Mans została stworzona specjalnie dla nich
Przedstawione na chwilę przed startem tegorocznego Le Mans plany organizatorów zapowiadają prawdziwą rewolucję 24-godzinnego klasyka na przestrzeni najbliższych lat. Najszybszą klasę będą tworzyły samochody silniej związane z dzisiejszymi hiperautami na drogi, co ma skusić do walki o główne trofeum marki pokroju Ferrari, McLaren i Aston Martina. W 2024 roku w stawce pojawią się natomiast pierwsze bolidy napędzane ogniwami wodorowymi.
16.06.2018 | aktual.: 14.10.2022 14:45
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Organizatorzy Le Mans pozazdrościli chyba twórcom gier Gran Turismo i występującej w nich, ekscytujących fanów na całym świecie kosmicznych bolidów z serii Vision Gran Turismo. O ile one ścigają się wyłącznie w rzeczywistości wirtualnej, plany organizujących kultowy 24-godzinny wyścig Le Mans FIA i Automobile Club de l’Ouest są bardzo podobne i jak najbardziej realne. Jak zapowiadają organizatorzy, już od 2020 roku Circuit de la Sarthe ma stać się areną zmagań spektakularnych wozów "w stylu dzisiejszych hiperaut, luksusowych GT i concept carów". Dokładne normy techniczne tej wciąż czekającej także na swoją nazwę serii zostaną ustalone do listopada tego roku.
Podstawowym założeniem jest bliższe spokrewnienie także najszybszych bolidów startujących w Le Mans z samochodami drogowymi. O ile dzisiaj są to raczej bezosobowe z wyglądu i niezwiązane z żadnymi innymi przedsięwzięciami producentów konstrukcje typu Toyoty TS050 Hybrid, ich miejsce mają zająć dysponujące podobnymi osiągami (czasy okrążeń na poziomie 3:20) spektakularne projekty, które bez problemu będzie można utożsamić z najbardziej pożądanymi markami samochodów.
Nowa klasa nie będzie aż tak rewolucyjna technicznie, ale i nie aż tak odległa od najnowszej generacji hiperaut pokroju AMG Project One czy Aston Martina Valkyrie: wszystkie wyposażone będą w jeden układ KERS napędzający oś przednią i silnik spalinowy przenoszący moc na tył. Elektryczna część napędu będzie miała ograniczony odgórnie koszt wytworzenia i obowiązek występowania także w samochodach drogowych marki. Dla ograniczenia kosztów wszystkie samochody będą miały także ustandaryzowaną jednostkę sterującą. Organizatorzy pozostawią natomiast całkowitą dowolność co do konfiguracji silnika, zamiast tego narzucając tylko limit zużycia paliwa, doprowadzając tak do większej różnorodności w stawce, jak i dalej dbając o wizerunek przyjazności środowisku.
Nowe przepisy mają na celu wyeliminować dwa główne problemy, które doprowadziły do pozostania w tym roku tylko jednego zespołu w czołowej klasie LMP1 związanego z producentem samochodów (Toyoty). Pierwszym są ogromne koszty rozwoju i prowadzenia zespołów – nowe standardy mają je do zaledwie jednej czwartej z obecnego poziomu. Drugim jest mała popularność startujących w LMP1 prototypów w obecnym kształcie. Gdy nabiorą kształtów przypominających obecny panteon segmentu hiperaut, rywalizacja spotka się niewątpliwie z dużo większym zainteresowaniem. Któż w końcu nie chciałby zobaczyć na własne oczy walki, która do tej pory była możliwa tylko w grach komputerowych?
Organizatorzy liczą w najbliższych latach na obecność "od dwóch do dziesięciu" producentów samochodów tej zabawie. Szanse na spełnienie tych założeń są jak najbardziej realne, bo w rozmowach dotyczących współtworzenia tej klasy i uczestnictwa w niej prowadzą z organizatorami już między innymi Ferrari, Ford, Aston Martin, McLaren i Toyota. Dla fanów motoryzacji zapowiada się prawdziwa uczta – tym bardziej, że gdy topowa klasa Le Mans po raz ostatni korzystała z samochodów homologowanych na drogi, zyskaliśmy takie ikony jak Mercedes-AMG CLK GTR czy Porsche 911 GT1.