Kulig za samochodem. Niebezpieczna i zakazana zabawa

Obfite opady śniegu zachęcają do tego, by korzystać z zimowej pogody tuż przed końcem ferii. Urządzanie kuligu przy użyciu samochodu to jednak jeden z najgłupszych sposobów spędzania wolnego czasu, jaki może wam przyjść do głowy. W dodatku grozi za to słony mandat.

Kulig za samochodem jest niebezpieczny i grozi za niego mandat.
Kulig za samochodem jest niebezpieczny i grozi za niego mandat.
Źródło zdjęć: © WP.PL
Tomasz Budzik

16.01.2021 | aktual.: 16.03.2023 14:54

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Zimą nie ma to jak szaleństwa na śniegu. Co jednak nam pozostaje, gdy stoki narciarskie są zamknięte? Jeśli w głowie zakiełkowała ci myśl o urządzeniu kuligu za samochodem, to od razu ją odrzuć. Przynajmniej z dwóch powodów.

Po pierwsze - bezpieczeństwo

Jazda na sankach to świetna zabawa. Łatwo jednak zauważyć, że w porównaniu z wyposażonym w zimowe opony, skrętne koła i hamulce samochodem są one mało zwrotne i nie pozwalają na zatrzymanie się wtedy, kiedy tego chcemy. Wystarczy, że kierowca mocno użyje hamulca, zamiast stopniowo wytracać prędkość, by doszło do wypadku. Rozpędzone sanki szybko pokonają kilka metrów dystansu, a jadąca na nich osoba uderzy z tył auta. Równie groźnie może być na zakręcie.

Z lewego fotela prędkość 40 czy 50 km/h nie jest wartością ekstremalną. Kiedy siedzi się na ciągniętych przez auto sankach, wrażenia są jednak zupełnie inne. Tu w pełni objawia się wysoko położony środek ciężkości tandemu składającego się z sanek i człowieka. Łuk, który z łatwością pokonuje samochód, może okazać się za ciasny dla uczestników kuligu. Łatwo wyobrazić sobie konsekwencje uderzenia z wysoką prędkością w krawężnik, latarnię uliczną, ogrodzenie czy przepust drogowy albo wjechania pod jadący z przeciwnego kierunku pojazd. Nawet jeśli do tego nie dojdzie, to wystarczy, że jedna osoba się przewróci, a każda z pozostałych, biorących udział w tej "zabawie", będzie zagrożona.

Szczególnie duże niebezpieczeństwo łączy się z urządzaniem kuligu na drogach publicznych. W takim przypadku do katalogu zagrożeń dołączają także inni kierowcy. Sanki nie mają oświetlenia, a jeśli ubrania jadących na nich osób nie będą w odpowiednich miejscach wyposażone w duże odblaski, to mogą one pozostać niewidoczne dla innych kierujących. Członkom kuligu grozi więc najechanie przez samochód z tyłu czy uderzenie w bok przez kierowcę włączającego się do ruchu z poprzecznej ulicy.

Po drugie - kara

Stopień zagrożenia, jaki wiąże się z urządzaniem kuligu za samochodem, powinien skutecznie odwieść od takiego zamiaru każdego, kto chciałby urozmaicić ferie dzieciom. Jeśli to jednak z jakichś powodów za mało, to przepisy dodają tu odpowiednią karę. - Ciągnięcia za pojazdem osoby na sankach czy nartach zabrania art. 60 ust. 2 pkt 4 Prawa o ruchu drogowym. Osoby, które go nie przestrzegają, powodują zagrożenie bezpieczeństwa w ruchu drogowym. Grozi za to kara w wysokości do 500 zł oraz 5 punktów karnych - stwierdza kom. Joanna Biel-Radwańska z Wydziału Ruchu Drogowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie.

To i tak niezbyt poważne konsekwencje względem tych, jakie mogą wiązać się ze spowodowaniem wypadku podczas kuligu. Wówczas sprawa trafia przed oblicze sądu i to on zdecyduje o losie kierowcy. W razie śmierci uczestnika kuligu kierowcy grozi do 8 lat pozbawienia wolności.

Co ważne, poszkodowani mogą nie otrzymać odszkodowania w pełnej wysokości. Ubezpieczyciel kierowcy, powołując się na przyczynienie się do wypadku, może obniżyć świadczenie. W przypadku 20-latki, która w 2017 r. uległa wypadkowi w okolicach Tomaszowa Mazowieckiego, towarzystwo ubezpieczeniowe obniżyło świadczenie o 40 proc. Sprawa rozpatrywana była przed sądem, który zmniejszył przyczynienie się do wypadku do 15 proc., ale tylko dlatego, że przed kuligiem kierowca ciągnika umawiał się z jego uczestnikami jedynie na jazdę poza drogami publicznymi. Potem zrobił jednak inaczej.

Używanie samochodu, quada czy ciągnika do organizowania kuligu to ryzykowny i głupi pomysł. Na publicznie dostępnych drogach zakrawa on już na szaleństwo. Zastanawiające jest to, że kierowcy decydują się na narażanie na takie niebezpieczeństwo własnych dzieci czy znajomych.

Źródło artykułu:WP Autokult
bezpieczeństwoprawo i przepisymandat
Komentarze (70)