Koniec diesla, stacji i elektryków "na siłę". Ted Cannis o przyszłości Forda

Nawet w obliczu elektryfikacji samochodów dostawczych Ford nie zamierza rezygnować z dominacji na rynku. O tym, jak firma chce pomóc kierowcom przesiąść się na auta na prąd, co będzie z jednostkami Diesla i jaki błąd popełniła firma na początku e-projektu, rozmawiałem z Tedem Cannisem, dyrektorem zarządzającym Ford Pro.

Ted Cannis podczas spotkania w Barcelonie
Ted Cannis podczas spotkania w Barcelonie
Źródło zdjęć: © mat. prasowe Forda
Mateusz Lubczański

09.05.2022 | aktual.: 29.11.2023 11:33

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

5 tys. zamówień na elektrycznego Transita, zanim jeszcze auto w ogóle zjechało z linii produkcyjnej, ponad 300 sztuk sprzedanych w samej Polsce przed lokalną premierą. Wyniki Forda nie tylko są powodem do zadowolenia dla firmy, ale też mocnym sygnałem potwierdzającym, że transport może być elektryczny.

Elektryczny Ford Transit nie różni się znacząco od spalinowej wersji
Elektryczny Ford Transit nie różni się znacząco od spalinowej wersji© mat. prasowe

Właśnie taki elektryczny Transit – przynajmniej na papierze – ma 317 km zasięgu (choć mój testowy egzemplarz wskazywał na zaledwie 260 km), może zabrać na pakę nieco ponad 1700 kg, a sam akumulator ma 68 kWh, co jest wartością zacną, ale nie niespotykaną w światku elektromobilności.

  • Jednym z powodów, dla których trafiłem do zespołu ds. elektryfikacji, jest fakt, że wierzę w tę technologię – tłumaczy Ted Cannis, dyrektor zarządzający dostawczym działem PRO. – W Europie projekt był jeszcze bardziej ekscytujący, bo tu wszyscy jeżdżą dieslami "w manualu". Teraz, zamiast głośnych miast, będziesz miał cichy transport – informuje Cannis.

Diesel w Europie – do kiedy?

Dalej trudno wyobrazić sobie transport bez silnika wysokoprężnego, ale Ted szybko gasi moje przepełnione spalinami prognozy. – Plan jest taki, by przejść na napęd elektryczny najszybciej, jak się da. W Europie planujemy być całkowicie elektryczni w 2035 roku. Jesteśmy podekscytowani tym, co przyniesie przyszłość. Jeśli nie będziemy o tym mówić i edukować klientów, ta zmiana będzie trwać znacznie, znacznie dłużej.

Elektryczny transit jest też gotowy na instalację zabudowy
Elektryczny transit jest też gotowy na instalację zabudowy© mat. prasowe

Choć niektórym idea auta mającego taki zasięg wydaje się śmieszna, Cannis rozwiewa moje wątpliwości. – Na początku wielu producentów, w tym Ford, robiło elektryki, bo po prostu musiało. Teraz sprawa wygląda zupełnie inaczej. Skupiliśmy się na naszych mocnych stronach, autach sportowych i dostawczych i postanowiliśmy jeszcze bardziej je podrasować. Nowa technika, jak Pro Power OnBoard [możliwość zasilania akcesoriów przez złącza "na pace", od 2,7 kWh – dop. red.], lepsze prowadzenie, oprogramowanie, większe ekrany. Samochody są świetne, a to pozwoli przyspieszyć ewolucję. Zwłaszcza że przedsiębiorcy doceniają to, że pojazd z rana jest w pełni naładowany i nie muszą jeździć na stację benzynową – informuje mój rozmówca.

Czy zostaniemy zalani przez zużyte akumulatory?

Polska jest jednym z liderów produkcji ogniw do samochodów, trafiają one nawet do Mustanga Mach-e. Produkcja to jedno, ich utylizacja – drugie. Ted Cannis jednak uspokaja. – Współpracujemy z uniwersytetami, badamy możliwości akumulatorów ze stałym elektrolitem, nad przyszłością myślą też poddostawcy jak LG. Tak naprawdę każda firma produkująca ogniwa rywalizuje na tym polu – informuje.

Ted Cannis o przyszłości Forda
Ted Cannis o przyszłości Forda© mat. prasowe

Cannis dodaje też, że to nie jest ich ostatnie słowo. – Cały czas pracujemy nad nową "chemią" akumulatorów i inwestujemy naprawdę sporo czasu w rozwój. Będziemy też potrzebować więcej ogniw, więc rozwijamy logistykę, produkcję, jak i recykling. Mamy do zbudowania naprawdę sporo akumulatorów. Nie da się zmienić składu materiałów tak, by znacząco ograniczyć wagę, ale można upchnąć jeszcze więcej elektronów – wyjaśnia.

Co z dealerami?

By cała elektryczna rewolucja przebiegała płynnie, Ford skupił się na ujednoliceniu oferty. Przykładowy kierownik floty może w ramach jednej usługi nie tylko nabyć auto, ale i otrzymać jego pełną telemetrię, przygotować ładowarki, jak i sfinansować całą operację. To zupełnie zmienia rolę dealerów. – Musimy całkowicie zmienić nasze podejście. Pracownicy muszą nauczyć się, jak te wszystkie rzeczy działają. Szkolimy dealerów […]. Mamy też ekspertów z danej dziedziny, z którymi klienci mogą się skontaktować czy popracować nad rozwiązaniami we flocie. W tym wypadku rolą dealera jest ich połączenie – tłumaczy Cannis.

Przykładowe dane dostępne w ramach śledzenia pojazdów
Przykładowe dane dostępne w ramach śledzenia pojazdów© fot. Mateusz Lubczański

Efekty całego projektu elektryfikacji, nad którą pracował tzw. Team Edison, mogą robić wrażenie, ale trudno mi uwierzyć, że wszystko przebiegło bez potknięć. Zapytałem Teda o popełnione błędy. Najpierw odpowiedziała mi długa cisza. Potem okazało się, że coś jednak można było zrobić lepiej.

– Myślę, że za dużo rzeczy staraliśmy się robić własnymi siłami w firmie. Dopiero Jim Farley [dyrektor zarządzający marką Ford] postawił na ściąganie talentów. Powinniśmy postawić na osoby związane z akumulatorami, teraz mamy ludzi z Apple i Tesli, ściągamy też ekspertów od ładowania. Potrzebowaliśmy tego. Jasne, jesteśmy dobrzy w formowaniu nadwozi, prowadzeniu, zawieszeniu, ale w nowym świecie powinniśmy szybciej przestawić nasze myślenie i jednocześnie szybciej uzyskać pomoc. Teraz jest już dobrze. Sam zresztą widzisz, co się zmieniło przez ostatnie dwa lata. Pod względem samego produktu i aut niczego nie żałuję.

Źródło artykułu:WP Autokult
Komentarze (35)