Kolekcjonowanie motocykli docenione przez świat milionerów. Lepsze historie, towarzystwo i niższe ceny
Motocykliści do niedawna postrzegani byli jako ryzykanci i ludzie łamiący normy społeczne. Jeśli spojrzymy na ponad stuletnią historię rozwoju motocykli to z łatwością można stwierdzić, że dziś to już nie to samo co kiedyś, ale to wcale nie oznacza niczego złego.
18.06.2018 | aktual.: 30.03.2023 13:03
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Ludzie zaczęli się ścigać motocyklami, jak tylko powstał drugi silnikowy jednoślad. Na początku XX wieku motocykle były drogie, wolne i kapryśne. Wtedy każdy automobilista musiał znać podstawy mechaniki i wiedzieć, jak posługiwać się młotkiem.
Z czasem wyścigi gromadziły rzesze fanów, a motocykle stawały się nieco bardziej dostępne i używano ich jako codziennego środka transportu. W czasie wojny siły produkcyjne przerzucono na sprzęt wojskowy. Wielkie, ciężkie ale i niezawodne maszyny później trafiały w ręce prywatnych właścicieli i znów wrócono do organizowania wydarzeń sportowych.
W Polsce lata 60., 70. i 80. to przede wszystkim rodzime maszyny. Odizolowanie naszego kraju od reszty świata sprawiło, że nie było zbyt wielkiego wyboru, jeśli chodzi o motocykle, ale za to ich popularność znacznie wzrosła. Pojazdy klasy 50 były tańsze i praktyczne, nieco mocniejsze z silnikami 125, 175 i 350 zaspokajały potrzeby rządnych emocji kawalerów.
Mniej więcej 30 lat temu zorientowano się, że wczesne motocykle będące rowerami z silnikiem, znikają z otoczenia i warto je zbierać, kompletować i zachowywać. Jak grzyby po deszczu powstawały warsztaty zajmujące się przywracaniem kilkudziesięcioletnich sprzętów do stanu używalności, a muzea zaczęły spoglądać łaskawszym okiem na motocykle.
To właśnie wtedy kolekcjonowanie jednośladów zaczęło raczkować. Od kilku lat można jest spotkać na imprezach, gdzie aby zrobić zdjęcie Ferrari 250 GTO trzeba przepchnąć się przez milionerów ubranych w marynarki ze szlachetnych materiałów, a w każdym kadrze znajdzie się Rosjanka lub Rosjanin, których znudziło wykupowanie segmentów nad Lazurowym Wybrzeżem i zastanawiają się nad zakupem zabytkowego auta. Najlepiej takiego, które wyprodukowano w jednym egzemplarzu.
Wracając do motocykli. Z racji tego, że ich kolekcjonowanie to stosunkowo świeża "moda", do tej pory można znaleźć świetny, rzadki i cenny egzemplarz, który od np. 40 lub 50 lat należy do jednego właściciela, który sam jest zaskoczony tym, że jego stary dwukołowy "przyjaciel" w ostatnich latach podrożał dziesięciokrotnie i teraz jest warty tyle, co zupełnie nowy błyszczący Harley-Davidson lub Indian.
Kolejną czyniącą wiosnę jaskółką są międzynarodowe konkursy piękności dla motocykli, które mają formułę skopiowaną z najlepszych konkursów samochodowych. Sprzęty są wyselekcjonowane, podzielone na kategorie tematyczne, doskonale wyeksponowane i cieszą oczy fascynatów.
Miałem okazję wizytować najlepszą na świecie imprezą dla właścicieli i miłośników zabytkowych samochodów, czyli Concorso d'elegance w Villa d'Este. Więcej o historii i samochodowej części tej zorganizowanej z niespotykanym rozmachem imprezy wspieranej od lat przez BMW można przeczytać w tekstach mojego redakcyjnego kolegi Błażeja Żuławskiego, a ja skupię się na Concorso d'Motocyclette, czyli "konkursu piękności” dla motocykli.
Dziewięcioletni starz tego wydarzenia pozwolił na nabranie doświadczenia i dopracowania organizacyjnego. Muszę przyznać, że moje oczekiwania co do konkursu dla motocykli było bliższe wyobrażeniu o zlocie - luźna atmosfera, muzyka na żywo i spacery wśród chcących pochwalić się wyjątkowymi motocyklami właścicieli. Zderzenie z rzeczywistością było nieco brutalne.
Drewniane motorówki kosztujące tyle co nowe BMW 7, kelnerzy i cała obsługa w eleganckich fartuszkach i rękawiczkach, a także niezwykle eleganccy ludzie przechadzający się pomiędzy precyzyjnie przystrzyżonymi trawnikami wyglądali jak z filmu. Brakowało jedynie dzieci bawiących się obręczą.
Dzień zaczął się od prezentacji koncepcyjnego motocykla BMW, o którym można przeczytać tutaj. Następnie przeszliśmy do oglądania motocykli, które brały udział w konkursie. Cztery kategorie i ponad 30 maszyn. Niemal każda z nich wydała mi się ciekawa już na samym początku.
A to przedwojenny Henderson ze wspaniałym napędem linki prędkościomierza, albo Major z zawieszeniem wmontowanym w koła, polegającym na gumowych łącznikach. Motocykl ten był zaprezentowany wcześniej tylko raz w 1948 w czasie jego premiery. A dalej stały sportowa MV Agusta, Norwin i nigdy nie remontowany Thor z roku 1913.
Po chwili rozmowy z jurorami konkursu (m.in. Carlo Perelli - dziennikarz zajmujaąy się motocyklami od prawie 60 lat) wszystkie motocykle okazały się niezwykle ciekawe. Moim faworytem był Brought Superior 1000 z wózkiem bocznym przymocowanym po lewej stronie. Jak się okazało, chromowana tuba poprowadzona wokół wózka jest dodatkowym pięciolitrowym zbiornikiem na paliwo. Motocykl ten jest najdroższym zabytkowym sprzętem na świecie i mimo to, że jego cena to zaledwie ułamek tego, ile kosztuje stojąca nieopodal Alfa Romeo 33, to i tak cieszę się, że mogłem zobaczyć ten motocykl na żywo. Dodam, ze robi większe wrażenie niż myślałem i nazywanie go Rolls-Roycem wśród motocykli nie jest przesadzone.
Warto wspomnieć o tym, że BMW od lat wspiera to wydarzenie i co ciekawe nie ma problemu z tym, żeby konkursy piękności wygrywały motocykle innych producentów, a nawet huczne urodziny Alfy Romeo zorganizowane kilka lat temu również odbywały się pod patronatem (a może raczej mecenatem?) BMW. Okazuje się, że pozorne konflikty interesów na pewnym poziomie przestają mieć znaczenie.
Podsumowując moją wizytę na tym wspaniałym konkursie podkreślę, że niezwykle cieszy mnie fakt, że urządzenia dla szaleńców również trafiają "na dywany” najbardziej prestiżowych samochodowych uroczystości na świecie, a po drugie powtórzę, że kolekcjonowanie motocykli jest łatwiejsze od zbierania aut, bo po pierwsze jednoślady są tańsze w zakupie i remoncie, zajmują mniej miejsca i dają większą frajdę z jazdy.
Jednak najlepsze jest to, że nie wszystkie maszyny w konkursie były wyremontowane na tip top. Niektóre motocykle to doskonale zachowane, ale pokryte patyną i niekiedy rdzą świadkowie historycznej odwagi pionierów motocyklizmu.
W czasie dnia otwartego dla publiczności było bardzo dużo ludzi i charakter wydarzenia nieco się zmienił. Było mniej uroczyście, ale nadal uważam, że warto się tam wybrać.