Ford Transit SportVan 2,2 TDCi - po prostu inny [test autokult.pl]
Jeszcze kilka lat temu Ford Transit w odmianie Sport był unikatowym kąskiem o mocno limitowanej liczbie egzemplarzy oferowanych gdzieś w wyspiarskiej części Europy. Teraz to nietuzinkowe auto dostawcze można kupić także w Polsce.
05.12.2011 | aktual.: 28.03.2023 15:46
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Jeszcze kilka lat temu Ford Transit w odmianie Sport był unikatowym kąskiem o mocno limitowanej liczbie egzemplarzy oferowanych gdzieś w wyspiarskiej części Europy. Teraz to nietuzinkowe auto dostawcze można kupić także w Polsce.
Mimo dostępności Forda Transita Sport w salonach nadal jest on na drogach widokiem rzadszym niż Ferrari czy Lamborghini. Dlaczego? Mogłoby się wydawać, że usportowiony samochód dostawczy jest zakupem pozbawionym sensu. Nabiera go jednak, gdy właścicielowi zależy na tym, aby wyróżnić się spośród oblegających ulice smutnych aut użytkowych.
Transit SportVan z pewnością nie jest mistrzem skromności i siadając za jego sterami, trzeba się liczyć z setkami ciekawskich i zazdrosnych spojrzeń, a także zaczepkami ze strony innych kierowców podczas postoju na światłach.
Wersja Sport dostępna jest tylko z jednym silnikiem, przednim napędem i krótką kabiną ładunkową (krótki rozstaw osi, niski dach), a wyróżnia ją przede wszystkim wygląd zewnętrzny. Po czym ją rozpoznać? Chyba lepiej zadać pytanie, czy da się jej nie rozpoznać, ponieważ praktycznie sama wpada w oko.
Wzrok przyciąga przede wszystkim lakier Performance Blue, kontrastujący z dwoma białymi pasami biegnącymi od drapieżnie zarysowanego przedniego zderzaka po maskę. Dalej ciągną się nakładki na nadkola i progi wraz z listwami ozdobnymi, by z tyłu uwieńczyć sylwetkę ramkami na reflektory, przyciemnionymi szybami i zaślepioną atrapą końcówek układu wydechowego.
Jest jeszcze jedna rzecz, która przyciąga wzrok nie mniej niż białe pasy – 18-calowe obręcze w antracytowym kolorze, odziane w niskoprofilowe opony. Cała ta kompozycja to prawdziwa mieszanka wybuchowa, która w teorii nie miałaby racji bytu, w praktyce jednak to właśnie względnie duży popyt na to auto sprawił, że wyrwało się ono z klatki podpisanej „edycja limitowana” i wyemigrowało z wysp na kontynent.
Podczas gdy wszyscy w pobliżu skupiają się na wyglądzie zewnętrznym samochodu, kierowca patrzy na wszystko z góry z całkiem nieźle wyposażonej, trzyosobowej kabiny. Jak to w autach dostawczych bywa, fotele mają ograniczoną regulację odległości i oparcia, przez co pozycja przypomina trochę siedzenie na krześle. Nogi współpracują z pedałami w dużym pionie, a ręce z kierownicą niemal w poziomie, co zapewne wymaga chwili przyzwyczajenia. Fotel kierowcy wyposażono nawet w pompowany ręcznie odcinek lędźwiowy, aby zmniejszyć trud podróży. Gruszka z zaworkiem wzbudzała powszechne zainteresowanie.
Z ciekawszych dodatków warto też wspomnieć o nawigacji (wymaga dopłaty), która choć skuteczna i szybka, była całkowicie niewidoczna, kiedy na ekran padało choć trochę słońca. W standardzie znajdują się: wydajna klimatyzacja, czujnik deszczu, zmierzchu, całkiem przyjemnie grające radio z CD i MP3 oraz system wspomagający ruszanie pod górę.
Samochód dostawczy to dla wielu osób kilkugodzinne miejsce pracy, dlatego też w aucie pojawiły się takie udogodnienia, jak uchwyty na naprawdę duże butelki, kubki czy nawet rozkładany stolik. Kabina jest prosta i funkcjonalna, a obsługa urządzeń pokładowych intuicyjna. Masa pojemnych schowków w konsoli centralnej i boczkach drzwi pozwala szybko zadomowić się w kabinie, a mniejsze zakupy nie wymagają nawet otwierania przestrzeni bagażowej, bo mieszczą się w drzwiach.
Jeśli do przewiezienia są większe bagaże, do dyspozycji jest pokaźna przestrzeń ładunkowa o wymiarach 2582 mm długości, 1762 mm szerokości, 1430 mm wysokości i ładowności (wersja 260 SWB) 972 kg. Zmieści się więc całkiem pokaźny zestaw mebli czy trzy europalety, które dzięki mocowaniu za pomocą linek bezproblemowo przewieziemy z jednego miejsca do drugiego.
Użytkowa część auta oddzielona jest od kabiny pasażerskiej małą szybką, dzięki której z pomocą lusterka wstecznego można obserwować, co się dzieje z tyłu pojazdu. Podczas parkowania problem widoczności do tyłu całkowicie znika za sprawą szerokokątnej kamery cofania (wymaga dopłaty), skierowanej idealnie na najbardziej wysunięty element samochodu - stopień załadunkowy. Świetnym rozwiązaniem są też ogromne lusterka boczne wspomagane mniejszymi pomocniczymi. Wbrew pozorom wjeżdżanie tym autem w ciasne miejsca to pestka, także dzięki jego wysokiej zwrotności (średnica zawracania to zaledwie 10,8 metra).
Podczas jazdy daje o sobie znać twarde jak skała, ustawione w klinowym pochyleniu zawieszenie. Sportowe odczucia z jazdy potęgowały także duże obręcze i niski profil ogumienia. Taka mieszanka sprawia, że jazda Transitem Sport to ciekawe doświadczenie. Nie mniej surowa jest praca sześciostopniowej skrzyni biegów - bardzo precyzyjnej, ale pracuje ona jak wyciosana w drewnie. Układ kierowniczy działa z wyczuwalnym oporem, ale nie męczy kierowcy, co w przypadku tak dużego auta jest również niewątpliwą zaletą.
Jednostka napędowa 2,2 TDCi zapewnia jadącemu na pusto Transitowi osiągi samochodu osobowego. Auto jest zrywne już od 2000 rpm, szczególnie przyjemnie przyspiesza od trzeciego biegu. Choć w kabinie jest głośno i za sprawą twardych nastaw zawieszenia nierówności drogi przechodzą w postaci drgań na nadwozie, to po rozpędzeniu się, wbiciu ostatniego przełożenia i włączeniu tempomatu Transit Sport sunie po asfalcie niemal jak osobówka, zużywając w trasie 7,5 l oleju napędowego na 100 km, a w mieście około 10 l. Choć na szóstym biegu przy prędkości 100 km/h silnik trochę cichnie, to charakterystycznym szumieniem zaczyna dawać o sobie znać duża powierzchnia czołowa auta.
Chyba jedyną wadą od strony technicznej są w tym aucie hamulce (tarczowe na obu osiach), które zaczynają skutecznie działać dopiero na końcowym odcinku pracy pedału, wprowadzając nieco niepewności.
Ford Transit SportVan to samochód użytkowy w pełnym tego słowa znaczeniu, a przy tym na tyle charakterystyczny, aby swoją obecnością w firmowej flocie wzbudzać zazdrość i ciekawość nie tylko u konkurencji, ale także samych klientów. Kto odmówiłby krótkiej pogawędki z kurierem dostarczającym paczki takim autem? Nie trzeba także dodawać, że widok Transita Sport zostaje w pamięci na długo, a jego 3,5-metrowa powierzchnia boczna to idealne miejsce na małą reklamę.
- Oryginalny wygląd
- Całkiem dynamiczny silnik
- Duże możliwości przewozowe
- Kabina przyjazna kierowcy i pasażerom
- Zwrotność
- Kamera cofania
- Niepewnie działające hamulce
- Do pracy sprzęgła i gazu trzeba się przyzwyczaić