"Farmkhama" to dowód, że Clarksonowi nie skończyły się pomysły. Oby więcej takich
Drugi sezon "The Grand Tour" miał być powrotem do korzeni słynnej trójki Brytyjczyków. Choć pierwsze trzy odcinki nie napawały optymizmem, z każdym kolejnym widać było powrót dawnej formy. Najlepszym dowodem na to jest absurdalny film z Subaru Imprezą w roli głównej.
09.01.2018 | aktual.: 01.10.2022 19:18
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Znany z zamiłowania do farmerskiego życia Clarkson wychodzi z przyczepy. Czarny kombinezon podkreśla wielki brzuch, a grymas na twarzy sugeruje, że to nie jest pora na żarty. Prezenter pakuje się w kubełkowy fotel, sprawdza działanie hydraulicznego ręcznego i lewarka zmiany biegów, po czym odpala boksera w niebieskim subaru.
Jeremy Clarkson's Ultimate Country Side Playground: Farmkhana | The Grand Tour
"Jezza" wyrywa do przodu i pędzi w głąb farmy. Przez kolejne trzy minuty traktuje obiekt jako wielki plac zabaw. Nie ma dla niego za ciasnej bramy, przez którą nie przejedzie. Nie ma owcy, której nie zapędzi do zagrody. Spójrzcie tylko, jak doskonale operuje pedałami! Ken Block mógłby się od niego uczyć.
W praktyce jednak nagranie to sklejka niekończącej się listy klipów, z których każdy w większości składa się z wpadek prezentera. To nie trafił w bramę. To trafił w owcę. Znowu owca trafiła w szybę. Problemów – podobnie jak pracy przy montażu – było sporo. Ale to nie o to chodzi.
Chodzi o ten niedorzeczny humor, do jakiego zdążył nas przyzwyczaić Clarkson. O zwizualizowanie stwierdzenia "jak trudne to może być" i udowodnienie wszystkim, że ma rację. O robienie zupełnie na poważnie rzeczy, które z pozoru nie mają sensu. Tym właśnie jest "Farmkhana" i liczę, że to nie jest ostatni taki materiał w "The Grand Tour".