Dallara EXP to wyścigowa wersja modelu drogowego od producenta aut wyścigowych. To ma sens
Dallara to szara eminencja świata superaut. Niewielkie włoskie biuro stoi za projektami wielu najlepszych sportowych aut, w tym uznanych bolidów wyścigowych. Od kilku lat firma oferuje model pod własną marką. Miał być na drogi, ale właśnie powstała jego wersja na tory. Nie będzie na nich brała jeńców.
02.07.2021 | aktual.: 14.03.2023 15:58
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Co łączy Ferrari F50, Toyotę GT-One, Bugatti Veyrona, KTM X-Bowa, bolid F1 zespołu Haas, bolidy Indy i Formuły E? Za wszystkimi z wymienionych w mniejszym lub większym stopniu stoi stosunkowo małe znane, włoskie biuro inżynieryjne, prowadzone od 1976 roku przez Gian Paolo Dallarę.
Po wielu latach sukcesów (głównie na torach wyścigowych) Dallara dojrzał do stworzenia pierwszego samochodu sygnowanego własnym nazwiskiem. Dla odmiany drogowego. Tak w 2017 roku powstało Dallara Stradale. Nawet sama nazwa znaczy po włosku tyle, co drogowy.
Przyzwyczajenia okazały się jednak silniejsze. W 2021 roku powstała pochodna tego modelu, która wbrew pozorom może mieć dużo więcej sensu. Dallara EXP to torowe rozwinięcie tej konstrukcji, które po odrzuceniu homologacji drogowej może skupić się na tym, co ważne dla tego modelu, czyli jeszcze większych skrzydłach i mocniejszym silniku, bez spętania go żadnymi normami emisji spalin. Bądźmy szczerzy: wbrew nazwie i tak nikt Stradale nie jechał po bułki do sklepu.
Tak powstał bolid, który zachował sztywną i lekką ramę z włókna węglowego, ale pokrył go nadwoziem bez dachu (w stylu prototypów LMP) z jeszcze bardziej rozwiniętą aerodynamiką. Dzięki temu przedni splitter i tylne skrzydło - tak wielkie, że to z nowego 911 GT3 wygląda przy nim niewinnie - potrafią generować wspólnie aż 1250 kg docisku, to wynik rzadko spotykany nawet wśród formuł. To ma przełożyć się na przeciążenia w zakrętach sięgające 2,7 g.
W obliczu tego za osiągnięcie należy uznać wynik prędkości maksymalnej, który wynosi 290 km/h. To w dużej mierze zasługa silnika 2.3 Ecoboost od Forda. O ile znana z nieodżałowanego Focusa RS jednostka musiała zostać wycofana z aut drogowych ze względów na normy emisji spalin, w takiej torowej zabawce zyskała drugie życie.
I to jakie! Parametry zostały jeszcze znacząco podniesione, do aż 492 KM i 700 Nm. Cała moc jest naturalnie przenoszona na koła tylne za pośrednictwem wyścigowej skrzyni sekwencyjnej (super) albo sześciobiegowego skrzyni ręcznej (jeszcze lepiej!). Nawet jeśli model w wyścigowym osprzęcie waży o dziwo trochę więcej od drogowego odpowiednika, to i tak jest to wynik daleko spoza normalnych aut: wynosi on zaledwie 890 kg.
Można sobie tylko wyobrazić, jakie przeżycia za kierownicą musi przynosić połączenie takiej wagi, aerodynamiki i mocy silnika w aucie pozbawionym przedniej szyby (czy jakichkolwiek szyb). I też ile taka zabawa kosztuje. Pozostają nam tylko domysły, bo cena nie została jeszcze ujawniona.
Wiemy tylko, że już sama "baza" nie jest tania. Dallara Stradale dostępna jest na rynku za 191 tys. euro. I że producent obiecuje, że dzięki konstrukcji samochodu wersję drogową łatwo da się przerobić na torową, i na odwrót – z EXP zrobić Stradale.