Czy Alpine zagrozi Porsche i Alfie Romeo?
Piątek, 7 kwietnia 1995 roku. Fabrykę w Dieppe opuszcza ostatni egzemplarz Alpine A610. Tym samym, po czterdziestu latach istnienia francuska marka znika z rynku. Na jej reaktywację trzeba była czekać ponad dwie dekady, a konkretnie do ubiegłego roku. To właśnie wtedy, podczas 87. Międzynarodowego Salonu Samochodowego w Genewie oficjalnie zaprezentowano urzekające i pełne nawiązań do historii coupé o oznaczeniu A110, symbolizujące odrodzenie Alpine. Czy konkurenci tacy jak Porsche 718 Cayman i Alfa Romeo 4C mają się czego obawiać?
23.03.2018 | aktual.: 01.10.2022 18:56
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Wyobraźmy sobie dobrze sytuowanego człowieka, nie narzekającego na deficyt środków finansowych. Kierownicze stanowisko w stabilnej, międzynarodowej firmie pozwala mu żyć na wysokim poziomie. Mieszka wraz z żoną i dziećmi w stylowym domu, zlokalizowanym w spokojnej i cichej okolicy, z dala od wielkomiejskiego zgiełku. Z racji wykonywanego zawodu, a także zamiłowania do motoryzacji w jego garażu parkuje luksusowy SUV marki premium, który nie tylko pozwala zadawać szyku na spotkaniach biznesowych, ale także doskonale sprawdza się podczas dalekich rodzinnych podróży. W końcu przychodzi jednak taki czas, kiedy nasz bohater postanawia zrealizować swoje młodzieńcze marzenie o sportowym samochodzie z centralnie umieszczonym silnikiem. Auto ma posiadać zamknięte nadwozie typu coupé, ma być fabrycznie nowe i ma kosztować nie więcej niż 300 tysięcy złotych. Jakie modele spełniają te warunki? W pierwszej kolejności na myśl przychodzi Porsche 718 Cayman - świetnie wykonany i znakomicie jeżdżący przedstawiciel niemieckiej myśli technicznej. Jak przystało na markę z Zuffenhausen dopracowany w każdym calu, a przy tym niezwykle wręcz uniwersalny. Jego dualistyczna natura sprawia, że można nim zarówno szaleć na torze, jak i bez wyrzeczeń poruszać się z przepisowymi prędkościami po drogach publicznych. Nie zapominajmy również o magii marki Porsche. Aby nawiązać do jej chlubnej historii dwa lata temu, przy okazji zastąpienia sześciocylindrowych wolnossących silników typu bokser turbodoładowanymi jednostkami o czterech cylindrach (dobrze, że pozostano chociaż przy ich przeciwsobnym ustawieniu) przed nazwą Cayman pojawiła się liczba 718 (analogiczna sytuacja miała miejsce w przypadku Boxstera). To nie przypadek, ponieważ takie samo oznaczenie nosiło wyścigowe Porsche z lat 1957-1962. Samochód odnosił sukcesy m.in. w wyścigach Le Mans oraz Targa Florio, a za jego kierownicą zasiadały takie sławy, jak Graham Hill czy Stirling Moss. Co ciekawe, w 2015 roku egzemplarz należący do tego ostatniego został sprzedany przez słynny londyński dom aukcyjny Bonhams za ponad 1,9 miliona funtów, co w przeliczeniu na polską walutę daje ponad 11 milionów złotych. Tak więc otrzymanie oznaczenia 718 to dla Caymana wielka nobilitacja. Z drugiej jednak strony czasami cierpi on z powodu swojej rodzinnej przynależności. Niektórzy bowiem patrzą na ten samochód z przymrużeniem oka, oceniając go przez pryzmat kultowej 911-stki. W efekcie traktują Caymana tylko i wyłącznie jako substytut większego modelu, wybierany z musu przez tych, którzy chcą jeździć coupé mającym logo Porsche, ale na 911 po prostu ich nie stać. Trzeba wyraźnie stwierdzić, że to całkowicie błędne rozumowanie. Cayman jest tańszy, mniejszy, zbudowany według innych założeń konstrukcyjnych - po prostu inny niż 911. A słowo „inny” nie jest absolutnie równoznaczne ze słowem „gorszy”. Dlatego określanie Caymana jako Porsche drugiej kategorii to niedorzeczność.
Taka opinia jest dla niego najzwyczajniej w świecie krzywdząca. Załóżmy, że nasz bohater dobrze zdaje sobie z tego sprawę, ale jednocześnie przywiązuje dużą wagę do postrzegania samochodu przez innych. Cayman zostaje więc skreślony. Ale spokojnie - to niejedyne auto spełniające założone kryteria. Jest przecież jeszcze Alfa Romeo 4C. Niewielka, lekka i niesamowicie seksowna „włoszka”, stworzona na otarcie łez po limitowanym, typowo kolekcjonerskim 8C Competizione, produkowanym w latach 2007-2010. Producent twierdzi jednak, że tak naprawdę 4C stanowi hołd dla unikatowego modelu 33 Stradale z lat 1967-1969. Samochód powstał w zaledwie 18 egzemplarzach, a każdy z nich jest dzisiaj warty fortunę. Na szczęście 4C jest dostępne dla nieporównywalnie szerszego grona klientów. Jak można je najkrócej scharakteryzować? To archetypowa sportowa maszyna nastawiona na dawanie dzikiej radości z jazdy. Co ważne, w pełni wywiązuje się z tego zadania. Jeżeli jednak ktoś oczekuje przy tym subtelnego wygładzania nierówności drogi oraz wysokiego komfortu akustycznego, to będzie zawiedziony. 4C jest twarde, głośne, a w dodatku ma dość spartańską kabinę. Tyle tylko, że taki właśnie charakter stanowi kwintesencję prawdziwie sportowego samochodu. Wspaniale, że są jeszcze marki, które w obecnych czasach mają odwagę oferować tak „zero-jedynkowe” modele. Nasz bohater, zainteresowany kupnem centralnosilnikowego pożeracza zakrętów rozumie i docenia założenia, które przyświecały twórcom Alfy Romeo 4C, jednak jest już w takim wieku, że oczekuje od swojego nowego nabytku zdecydowanie mniejszej dawki bezkompromisowości. Dlatego włoska propozycja nie do końca go przekonuje. Kolejny raz okazuje się więc, że uroda to nie wszystko. Czy w związku z tym trzeba będzie zmodyfikować początkowe wymagania? Niekoniecznie, a wszystko dzięki reaktywowanej niedawno francuskiej marce Alpine i jej pierwszemu od ponad 20 lat modelowi oznaczonemu symbolem A110.
Już teraz można powiedzieć, że ten samochód to strzał w dziesiątkę. Jak bowiem inaczej określić fakt, że wszystkie 1955 egzemplarze z inauguracyjnej serii (liczba stanowi nawiązanie do roku założenia marki) zostały zarezerwowane w przeciągu kilku dni? Teraz auto szykowane jest do produkcji seryjnej, która według planów ma wynosić 6000 sztuk na rok. Francuzi dobrze wiedzą, jak istotne jest odnoszenie się do historii, szczególnie tej pisanej złotymi zgłoskami. Dlatego najnowsze Alpine nosi oznaczenie A110 - takie samo, jak najbardziej znany model firmy, wytwarzany w latach 1962-1977. Jego rajdowa wersja ma na swoim koncie m.in. tryumfy w Rajdzie Monte Carlo oraz zwycięstwo w klasyfikacji generalnej rajdowych mistrzostw świata. Kluczem do sukcesów tego opartego o technikę Renault 8 samochodu nie był silnik o ogromnej mocy, ale niska masa. Niewielkie rozmiary, lekka konstrukcja oraz nadwozie z włókna szklanego sprawiały, że umieszczona za tylną osią jednostka napędowa bez trudu radziła sobie z napędzaniem auta. No i ten design! Bez najmniejszych wątpliwości klasyczne A110 to wizytówka Alpine. Nie dziwne więc, że teraz, po wskrzeszeniu, marka odwołuje się właśnie do tego modelu. I trzeba przyznać, że robi to w bardzo udany sposób. Już na pierwszy rzut oka widać, gdzie styliści nowego Alpine A110 szukali inspiracji. Ułożenie przednich świateł, przetłoczenia z przodu i na bokach nadwozia, charakterystycznie wygięta tylna szyba - wszystko to nie pozostawia wątpliwości, że wzorem był ceniony przodek. Nawiązanie do przeszłości wyszło Francuzom wyjątkowo dobrze. Bez względu na to, z której strony patrzymy samochód prezentuje się naprawdę świetnie. Jego nadwozie mierzy 418 cm długości, a więc niemal dokładnie wpisuje się pomiędzy Alfę Romeo 4C a Porsche 718 Cayman. Jednym z priorytetów podczas projektowania nowego A110 była jak najniższa masa (kolejne nawiązanie do historii), dlatego zarówno do budowy podwozia, jak i karoserii wykorzystano aluminium. Odstępstwem od modelu sprzed lat jest natomiast umiejscowienie silnika. We współczesnej interpretacji najsłynniejszego Alpine został on bowiem umieszczony centralnie. Ta 1.8-litrowa, czterocylindrowa, turbodoładowana jednostka generuje 252 KM. Może się wydawać, że jak na tego typu samochód to niedużo. Wszak każdy szanujący się współczesny hot-hatch jest mocniejszy. Tyle tylko, że żaden nie waży 1103 kg i nie może się pochwalić rozkładem mas 44 (przód) / 56 (tył). Dlatego też w kwestii osiągów Alpine nie zawodzi. Do 100 km/h przyspiesza w 4.5 sekundy, a jego maksymalna prędkość wynosi 250 km/h. Napęd przenoszony jest na tylne koła za pośrednictwem 7-biegowej dwusprzęgłowej skrzyni DCT, w której przełożenia można zmieniać także za pośrednictwem łopatek pod kierownicą. Kierowca ma do wyboru jedno z trzech ustawień samochodu: Normal, Sport lub Track. W każdym z nich zmianie ulegają m.in. reakcja przepustnicy, siła wspomagania układu kierowniczego, szybkość zmiany biegów, ingerencja systemu ESP oraz dźwięk wydobywający się z wydechu. Niezależnie od tego, który tryb wybierzemy stała pozostaje charakterystyka zawieszenia. Nikt jednak nie powinien narzekać, ponieważ inżynierowie dołożyli wszelkich starań, aby nowe A110 nie tylko prowadziło się sportowo, ale jednocześnie zapewniało dobry (oczywiście, jak na rodzaj auta) komfort jazdy. Pod tym względem zdecydowanie bliżej mu do Porsche 718 Cayman, niż do Alfy Romeo 4C.
Czy najnowsze Alpine jest więc równorzędnym konkurentem dla wyżej wymienionych modeli? Jak najbardziej tak. Dla wielu rozważających zakup samochodu tego typu może okazać się „złotym środkiem”. Tak właśnie jest w przypadku naszego bohatera, który postanowił wreszcie urzeczywistnić swoje marzenia. On już wie, co zaparkuje w jego garażu obok luksusowego SUV-a. I raczej nie powinien być rozczarowany swoim wyborem.