Czeskie rendez-vous z oldtimerami Škody
Czechy kojarzą się nam przede wszystkim z dobrym piwem, knedlikami, muzycznymi aranżacjami Karela Gotta i Heleny Vondrackovej, a także pięknem secesyjnej architektury. Z Czechami jest także nierozerwalnie związana marka samochodów: Škoda. Właśnie na zaproszenie Škody odwiedziłam ten kraj, by w towarzystwie flagowych oldtimerów tej firmy odbyć retroromantyczną podróż do jej przeszłości.
26.05.2014 | aktual.: 30.03.2023 13:21
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Na lotnisku w Pradze przywitał nas upalny poranek. Od razu po przylocie cała grupa dziennikarzy została zabrana do miejscowości Mladá Boleslav, która znajduje się kilkadziesiąt kilometrów od Pragi. W tym mieście Vaclav Laurin i Vaclav Klement skonstruowali najpierw rower, później motocykl, by ostatecznie zająć się produkcją samochodów. Tam czekały na nas oldtimery, pięknie lśniące w pełnym słońcu. Były to modele 1000 MB Rallye z 1967 roku, 1100 MBX De Luxe z 1969 roku, 1101 Halfcabrio z 1948 roku oraz Felicia z 1961 roku.
Wszyscy byliśmy podekscytowani, zwłaszcza że chwilę mieliśmy się przejechać tymi wozami z przeszłości. Zanim zasiedliśmy za kółkiem, przeszliśmy krótkie szkolenie z obsługi. Być może brzmi to absurdalnie, jednak trzeba pamiętać, że ewolucja pojazdów jest nieunikniona, dlatego też poznanie samochodów wymagało instruktażu. To, że w pewnym stopniu różniły się one od współczesnych, to mało powiedziane! Podzieleni w pary ruszyliśmy trasą wytyczoną przez organizatora.
Pierwszym samochodem, który trafił pod lupę, była Škoda 1100 MBX De Luxe z 1969 roku. Model ten produkowano jedynie przez 2 lata i w tym czasie z taśmy produkcyjnej zjechało 1114 samochodów. Nietrudno się zatem domyślić, że ma on obecnie bardzo dużą wartość kolekcjonerską. Sercem tego auta jest silnik o pojemności 1107 ccm, generujący moc 51 KM. Naturalnie jego przyspieszenie nie rzucało na kolana, ale też nie to było najistotniejsze.
Najważniejszy był klimat, jaki tworzył ten samochód podczas jazdy. Duże wrażenie zrobiło na mnie malowanie nadwozia. Czerwony lakier znakomicie współgrał z czeskimi krajobrazami i słoneczną pogodą. Poza tym bardzo miło było zasiąść za kierownicą auta całkowicie wyprutego z elektroniki, w którym można polegać tylko na sobie. To niecodzienne uczucie, polecam je każdemu.
Kolejnym wozem, który prowadziłam, była Škoda 1000 MB Rallye z 1967 roku. Ten model został moim faworytem. Silnik umiejscowiony z tyłu o pojemności 1300 ccm generuje moc 91 KM. Prędkość maksymalna wynosi 170 km/h. Nie da się ukryć, że największe emocje budził napęd na tylne koła, który nadawał każdemu manewrowi imponującą dynamikę. Nie bez znaczenia było również wnętrze: elementy wyposażenia ograniczone do niezbędnego minimum oraz klatka bezpieczeństwa tworzyły rajdowy klimat, który w połączeniu z krętą trasą tylko zachęcał do dobrej zabawy z tym samochodem. Nie ukrywam, że gdy przyszedł moment zamiany aut, bardzo trudno było mnie wyciągnąć z 1000 MB Rallye. Ale jak trzeba, to trzeba.
Kolejny model, który - jak się później okazało - był dużym wyzwaniem, to Škoda 1101 Halfcabrio z 1948 roku. To najstarsze auto ze wszystkich, którymi było nam dane jeździć podczas tego spotkania. Model ten był wytwarzany w latach 1946-1952. W tym czasie z taśmy produkcyjnej zjechało 66 904 egzemplarze. Halfcabrio został wyposażony w silnik o pojemności 1089 ccm, generujący moc 32 KM oraz 64,7 Nm momentu obrotowego. Jedyną wadą tego samochodu było to, że w porównaniu z innymi w ogóle nie... hamował. Trzeba było przewidywać zdarzenia na drodze, by w odpowiednim momencie zareagować i wcisnąć wcześniej pedał hamulca. Na tym polegał jednak cały urok tego wozu - powrót do przeszłości, kiedy życie toczyło się wolniej.
Ostatnim udostępnionym modelem była Škoda Felicia z 1961 roku, wytwarzana od 1959 do 1964 roku. Łącznie wyprodukowano 14 683 jej egzemplarze. Silnik tego auta to 1089 ccm pojemności, 50 KM mocy oraz 74,5 Nm momentu obrotowego. Jazda tym roadsterem była jedną z przyjemniejszych. I wcale nie osiągi były w tym wypadku najważniejsze. Wiatr we włosach, równe i kręte drogi oraz gorący asfalt przywodziły na myśl sceny z hollywoodzkich filmów. Brakowało jedynie finału wycieczki w kinie samochodowym.
Kina samochodowego nie było, ale były inne, równie ciekawe atrakcje. W przerwie pomiędzy jazdami zaproszono nas na co-drive w dwóch rzadkich modelach. Pierwszym z nich był 200 RS z 1974 roku, a drugim Laurin & Klement LK 300 z 1923 roku. Zajmując siedzenie pasażera w 200 RS, powiedziałam kierowcy, że na pewno nie sprawi, że ten co-drive mnie zaskoczy. No i cóż, sprawił. Grunt to dobra prowokacja. Jazda bokiem w modelu 200 RS? Lepszego popołudnia nie można sobie wymarzyć.
Mówi się, że piękno kryje się w prostocie. Po bliższym spotkaniu z samochodami sprzed kilku dekad jestem skłonna podpisać się obiema rękami pod tym stwierdzeniem. Piękne okoliczności przyrody w połączeniu z oldtimerami Škody sprawiły, że na jeden dzień przeniosłam się do innego, bardzo ciekawego wymiaru motoryzacji.