Czarna Wołga i autostopowiczka z zaświatów – samochodowe legendy miejskie

Nie zatrzymujcie się obok autostopowicza w garniturze, bo w teczce wozi nóż, którym będzie chciał was zamordować.

Czarna Wołga i autostopowiczka z zaświatów – samochodowe legendy miejskie
Wojciech Kaczałek

15.01.2014 | aktual.: 08.10.2022 09:47

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Brzmi znajomo? Być może usłyszeliście tę historię z ust znajomego, który zarzekał się, że coś takiego przydarzyło się kuzynce kolegi szwagra. W ten sposób powstają tzw. miejskie legendy, czyli opowieści mające niewiele wspólnego z rzeczywistością, ale przedstawiane jako prawdziwe, które rozprzestrzeniają się w społeczeństwie spontanicznie, czemu obecnie sprzyja Internet.

Często stare bajki powracają po latach w nowej formie. Niektóre są zniekształconym odbiciem autentycznych wydarzeń z przeszłości. Mają wspólne cechy: przedstawione wydarzenia miały miejsce niedawno, przydarzyły się znajomemu znajomego. Nieraz legendy są makabryczne lub wręcz przeciwnie – okraszone dawką humoru.

Miejskie legendy pełnią funkcję współczesnych mitów. Ostrzegają przed nierozważnymi i niemoralnymi zachowaniami w wyrazisty sposób. Przyjrzyjmy się tym, które mają związek z motoryzacją.

Czarna Wołga

Obraz

Prawdopodobnie najbardziej znaną miejską legendą w Polsce jest ta o czarnej Wołdze. Ma ona swoje początki na przełomie lat 50. i 60. GAZ-21 (lub nowszy GAZ-24 w późniejszym okresie) z firankami w oknach miał po zmroku krążyć po ulicach, a jego pasażerowie porywać ludzi.

Kto miał jeździć rzeczonym autem? Spekulacje były różne: księża, Żydzi, sataniści, wampiry. Według opowieści do Wołgi były wciągane dzieci, którym spuszczono krew, aby sprzedać ją potem bogatym Niemcom chorującym na białaczkę lub wysłać do Moskwy w celu podtrzymania przy życiu Leonida Breżniewa. Inna wersja głosiła, że korzystający z limuzyny partyjni działacze porywali młode dziewczyny, które były wykorzystywane seksualnie, a później mordowane.

Jak wskazuje Przemysław Semczuk w książce "Czarna wołga. Kryminalna historia PRL", jedną z podstaw opisywanej legendy miejskiej mogły był autentyczne historie porwań dzieci, w tym 15-letniego Bohdana Piaseckiego. Był on synem Bolesława Piaseckiego, lidera przedwojennej faszyzującej organizacji Falanga oraz powojennego katolickiego Stowarzyszenia PAX.

Bohdan 22 stycznia 1957 r. wsiadł do taksówki z dwoma mężczyznami, którzy według relacji świadków pokazali mu jakiś dokument. Chłopak został zamordowany, a jego ciało zostało odkryte dopiero 8 grudnia 1958 r. Sprawa nie została rozwiązana, chociaż śledztwo toczyło się do początku lat 80. Wspomnianą taksówką była najprawdopodobniej czarna Warszawa.

Czarna Wołga została za to użyta przez porywaczki 3-letniej warszawianki Liliany Hencel. "Express Wieczorny" pisał:

"O uprowadzenie dziecka podejrzane są dwie kobiety, które w przeddzień widziane były w okolicy ul. Grochowskiej, a w dniu 3 kwietnia 1965 r. widziano je z dzieckiem około godziny 13 na rondzie przy al. Waszyngtona róg Grochowskiej wsiadające do samochodu Wołga koloru czarnego, który w to miejsce podwiózł mężczyznę w stalowym mundurze wojskowym […] Prokuratura Powiatowa dla Dzielnicy Warszawa Praga Południe w Warszawie zwraca się z apelem do społeczeństwa, w tym również do kierowcy czarnej Wołgi, o pomoc w zidentyfikowaniu kobiet opisanych w komunikacie".

Dziewczynka na szczęście została odnaleziona. Została uprowadzona przez siostry, z których jedna chciała mieć zdrowe dziecko, ponieważ jej własne urodziło się niewidome.

Diabelskie BMW

Obraz

Współczesną ewolucją legendy o Wołdze jest historia opowiadająca o czarnym BMW. Niektóre mutacje przypowiastki mówią o Mercedesie lub Porsche.

Samochodem ma podróżować mężczyzna o wyglądzie skinheada, który zamiast stóp ma racice.

Zatrzymuje się przy przechodniach, pytając o czas, a usłyszawszy odpowiedź, mówi "za 7 dni o tej godzinie umrzesz". BMW ma ciemne szyby, a zamiast lusterek rogi. W drzwiach nie ma klamek.

Prawdopodobnie ta miejska legenda narodziła się w 1999 r. Wtedy to jeden z dzienników pisał, że w Ostrowie Wielkopolskim rodzice boją się wypuszczać z domu dzieci bez opieki z powodu opowieści o czarnym BMW z diabłem za kierownicą.

Poruszenie było tak duże, że lokalna policja musiała wydać oficjalne oświadczenie dementujące plotki. Szatański pojazd miał się pojawiać też na ulicach Siedlec, Tarnobrzega czy Stalowej Woli.

Rondo, Maluch i konopie

Obraz
© fot. memy.soup.io

Przytaczana poniżej legenda nie ma nic wspólnego z siłami nadprzyrodzonymi. Mówi ona o grupie młodych ludzi, którzy po zapaleniu marihuany postanowili nocą pokrążyć po mieście Fiatem 126p.

Po dotarciu do ronda wpadli na pomysł, żeby pojeździć po nim do tyłu. W ten sposób doprowadzili do lekkiej stłuczki z prawidłowo jadącym po skrzyżowaniu samochodem.

Na miejscu pojawił się patrol drogówki. Funkcjonariusz podszedł najpierw do auta znajdującego się za miłośnikami palenia trawki, następnie do Malucha i powiedział: "Niczym się chłopaki nie przejmujcie. Gość, który w was wjechał, jest kompletnie pijany i jeszcze twierdzi, że jeździliście po rondzie do tyłu!".

Historia ta miała się wydarzyć we Wrocławiu, a także m.in. w Krakowie, Warszawie, Rzeszowie, Poznaniu i Łodzi. Nie jest też obca m.in. Niemcom i Czechom. Niewykluczone, że jest autentyczna, ale w tej chwili trudno już dociec, gdzie mogła się rzeczywiście wydarzyć.

Elegant z teczką

Obraz

Opowieść o autostopowiczu w garniturze od dłuższego czasu krąży po polskich stronach internetowych. Nie jest to jednak żadna "historia, który wydarzyła się pod Grójcem", jak można gdzieniegdzie wyczytać, ale miejska legenda dobrze znana od lat m.in. w Stanach Zjednoczonych.

Gawęda zaczyna się od tego, że prowadząca samochód kobieta zabiera autostopowicza. Z powodu szykownego stroju wzbudził w niej zaufanie. Mężczyzna ubrany w garnitur ma ze sobą teczkę.

Po pewnym czasie mężczyzna mówi do kobiety, że ładnie by wyglądała w trumnie. Ta, przerażona, zaczyna stukać w podłogę stopą, co ma symulować dźwięki charakterystyczne dla awarii. Pod tym pretekstem (lub potrzebą domknięcia bagażnika, wersji jest wiele) wywabia z pojazdu mężczyznę, który ma sprawdzić, co się dzieje (zerknąć na koła, domknąć klapę).

Kobieta ucieka, teczka zostaje w aucie. Później okazuje się, że były w niej nóż i sznur (ewentualnie siekiera).

Tylne siedzenie

Obraz

Kolejna legenda także przybyła do nas z USA. U nas rzecz miała się dziać m.in. w okolicach Łodzi i Poznania.

Kobieta jadąca wieczorem szosą wiodącą przez las musi się gwałtownie zatrzymać, ponieważ drogę zagradza konar. Wysiada z samochodu, przesuwa kawał drewna i rusza w dalszą drogę.

Po chwili kierowca jadącego za nią auta (bądź ciężarówki) zaczyna mrugać długimi światłami i trąbić. Wystraszona kobieta dzwoni do męża (lub ojca) i prosi, aby podjechał na najbliższą stację benzynową (ewentualnie czekał na nią przed domem). Zdesperowana stara się uciec goniącemu ją pojazdowi. W końcu dojeżdża na miejsce.

Samochód zatrzymuje się za nią. Na wysiadającego kierowcę naskakuje mąż/ojciec. Kierowca zaczyna tłumaczyć: gdy pana żona/córka usuwała z drogi konar, jakiś mężczyzna wybiegł z lasu i wślizgnął się na tylne siedzenie jej auta.

Gdy całą grupą wracają do wozu, tylne drzwi są otwarte, ale nikogo nie ma w środku. Na podłodze leży za to worek foliowy i sznur (występują też m.in. łom, nóż).

Autentyczności opowieści ma nadawać informacja, że kamery monitoringu stacji, na której zatrzymała się kobieta, nagrały, jak z jej samochodu ktoś czmycha.

Konar leżący na leśnej trasie to prawdopodobnie polski dodatek. W wersji amerykańskiej mowa jest zazwyczaj po prostu o odjeździe z parkingu.

Autostopowiczka

Obraz

Bardzo popularną legendą miejską, która doczekała się różnych odmian inaczej opisujących szczegóły, jest ta o znikającej autostopowiczce.

Dość późną porą chłopak jedzie samochodem, gdy dostrzega na skraju drogi młodą dziewczynę, ubraną jak na studniówkę, która wygląda na zdenerwowaną.

Zatrzymuje się i proponuje jej podwózkę. Panna chętnie się zgadza, siada z tyłu i prosi, żeby podwieźć ją pod znajdujący się kilka kilometrów dalej dom.

Gdy chłopak dociera na miejsce, okazuje się, że dziewczyna zniknęła. Nie było szans, żeby niezauważona opuściła auto. Zostaje tylko jej szal.

Zdenerwowany biegnie z nim do domu. Otwiera mu starsza kobieta, który rozpoznaje szal. Należy do jej córki, miała go na sobie, gdy wybierała się na bal ze swoim partnerem.

Staruszce drży głos i mówi na koniec, że dziś mija dokładnie 5 lat od chwili, gdy jej córka zginęła potrącona przez samochód. Para pokłóciła się, a chłopak zostawił dziewczynę na środku nieoświetlonej drogi.

Hak

Obraz

Para nastolatków parkuje samochód w popularnym miejscu randek dzieciaków ze szkoły średniej. Wokół cisza i mrok. Żeby stworzyć bardziej romantyczną atmosferę, chłopak włącza radio.

Po chwili muzykę przerywa komunikat mówiący o tym, że z pobliskiego zakładu psychiatrycznego (albo więzienia) uciekł groźny osobnik, który zamiast jednej dłoni ma hak.

Szpital znajduje się zaledwie kilkaset metrów od miejsca postoju młodych. Dziewczyna zaczyna panikować i każe lubemu odwieźć się do domu. Nie podoba mu się to, ale rusza z piskiem opon.

Dziewczyna pod domem wysiada i nagle zaczyna krzyczeć. Chłopak podbiega do niej i orientuje się, co było powodem takiej reakcji. W klamce drzwi pasażera tkwi wbity zakrwawiony hak…

Prawdopodobnie ta legenda miejska powstała w latach 50. lub 60. w Stanach Zjednoczonych. Miała być przestrogą dla młodzieży przed rozwiązłością. W tamtych czasach wiele dzieci zostało poczętych przez nastolatków w samochodach parkujących w odludnych miejscach.

Pukanie o dach

Obraz

Podobnemu celowi miała służyć przypowieść o parze młodych ludzi, którzy zatrzymali się nocą w lesie. Miała przestrzegać nie tylko przed zbyt wczesną inicjacją seksualną, ale także przed wszelkimi zachowaniami mogącymi potencjalnie zagrażać życiu.

Wracając do legendy, chłopak i dziewczyna parkują nocą w lesie. Jedna wersja mówi o tym, że skończyło im się paliwo, inna, że była to schadzka z dala od oczu rodziców.

Młodzieniec musi opuścić auto (w poszukiwaniu pomocy z powodu braku paliwa lub po prostu w celu ulżenia pęcherzowi). Każe dziewczynie zamknąć się w pojeździe. Jest bardzo ciemno, więc mówi jej, żeby otworzyła drzwi tylko wtedy, gdy usłyszy trzykrotne pukanie o dach.

Chłopak długo nie wraca. W końcu słychać pukanie: raz, drugi, trzeci, czwarty, piąty… Zdezorientowana młoda kobieta wysiada z pojazdu i zamiera z przerażenia. O dach pukały stopy jej chłopaka, który wisiał martwy nad samochodem ze sznurem na szyi.

Dziewczyna wraca do auta i zaczyna gorączkowo szukać kluczyków. W tym momencie do szyby przyciska twarz przerażający mężczyzna. Powoli podnosi dłoń. Dyndają w niej kluczyki do samochodu.

Nie mrugaj światłami

Obraz

W Stanach Zjednoczonych bardzo popularna jest opowieść przestrzegająca przed mruganiem światłami kierowcom, którzy po zmroku nie włączyli reflektorów. Takie zachowanie może się skończyć śmiercią.

Dlaczego? Ponieważ ma być to rytuał inicjacji decydujący o przyjęciu do gangu. Młody kandydat ma celowo jechać bez włączonych lamp. Pierwszy kierowca, który zamruga, ma zostać ofiarą zabitą z zimną krwią.

Ta miejska legenda wywołała kilku wybuchów publicznej paniki i doczekała się śledztw policyjnych. Funkcjonariusze nie znaleźli żadnych dowodów na prawdziwość tej opowieści.

Prawdopodobnie wywodzi się ona ze zdarzenia, które miało miejsce w 1993 r. na ulicach kalifornijskiego miasta Stockton. Pracująca w szkole sekretarka Kelly Freed zobaczyła samochód z grupą nastolatków w środku, który jechał bez świateł.

Zasygnalizowała ruchem ręki, aby je włączyli. Jeden z chłopaków źle zinterpretował jej gest. Myślał, że Freed chce ich obrazić, i strzelił z pistoletu w kierunku jej auta. Kobieta zginęła.

Źródło artykułu:WP Autokult
Komentarze (20)