Clarkson bez Top Gear? Już nie mogę się doczekać
Prawda jest taka, że Top Gear nie poradzi sobie bez Clarksona, ale Clarkson bez Top Gear poradzi sobie doskonale. Szczerze mówiąc, już nie mogę się doczekać jego najnowszej książki i nowego programu.
25.03.2015 | aktual.: 02.10.2022 10:35
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Jeremy Clarkson to postać kontrowersyjna i w wielu kręgach znienawidzona, ale faktem jest, że zbudował coś, czego nie udało się do tej pory nikomu. Lubię oglądać inne programy motoryzacyjne niezależnie od tego, jaki poziom prezentują. Fani motoryzacji uwielbiają Chrisa Harrisa, inni lubią program Fifth Gear, ale przeciętny zjadacz chleba zaśnie, zanim Harris skończy swoje wywody – swoją drogą interesujące – na temat supersamochodów. Natomiast oglądając Fifth Gear ma się wrażenie, że prezenterzy próbują naśladować Top Gear i robią to dość nieudolnie. Nie można bowiem naśladować czegoś, co jest na najwyższym poziomie. Nie twierdzę, że Top Gear to najlepszy program motoryzacyjny, ale taki kompromis między rozrywką a merytorycznym przekazaniem informacji na temat samochodów nie zostanie nigdy przez nikogo osiągnięty. Żaden program motoryzacyjny nie przyciągnie tylu widzów co Top Gear. Wszystko jest dziełem Clarksona.
Lubię Jamesa Maya i Richarda Hammonda, ale nie wyobrażam sobie Top Gear bez Clarksona. Mam gdzieś co o kim sądzi i jakim jest człowiekiem, dla mnie gdy oglądam Top Gear liczy się to, co było jego zadaniem – zaoferowanie mi rozrywki. I prawda jest taka, że bez niego, nawet najlepsze dowcipy Maya i Hammonda nie są w ogóle śmieszne. Bez mimiki, trafnych, ironicznych żartów i kompletnie absurdalnych puent Jeremy’ego, Top Gear umrze. Jestem tego pewny, bo z trudem obejrzałem kiedyś trzy odcinki amerykańskiego Top Geara (czyt. Top Gear bez Clarksona), który był zwyczajnie nudny. Może bawi on za oceanem, ale w Europie chyba nie do końca. Dlaczego? Próba naśladowania zawsze kończy się tragicznie jeśli nie jest to kabaret.
Podsumowując jeden wątek twierdzę, że Top Gear właśnie przeszedł do historii, bo bez Clarksona, nawet jeśli BBC w każdym odcinku wyśle małpę w LaFerrari w kosmos, program nie będzie już przyciągał widzów jak wcześniej. I choć nie jestem wielkim miłośnikiem Top Gear, po prostu lubię oglądać go gdy akurat mam czas (dobrze że jest tysiąc powtórek), to przez krótką chwilę byłem smutny, dowiadując się, że to już koniec. Zwłaszcza, że ostatnie odcinki jakie oglądałem rozbawiły mnie do łez. Chodzi o najgorszy samochód w historii i ten o Peugeotach. Jednak po chwili uświadomiłem sobie, że nie ma tego złego co by nie wyszło na dobre.
Jeremy Clarkson jest już wolny od BBC, a nie jest to nowicjusz w mediach, więc poradzi sobie doskonale. Na pewno dostanie wiele ofert od konkurencyjnych stacji i powstanie również książka, która będzie opisywała jego pracę w Top Gear, analogicznie do książki Bena Collinsa „Człowiek w białym kombinezonie”. Nikogo by nie obchodziła autobiografia tego faceta, gdyby nie była to biografia Stiga. Przeczytałem tę książkę szybciej niż jakąkolwiek inną, choć byłem wówczas na wakacjach. Tymczasem nie przeczytałem do końca żadnej książki Clarksona, ale na pewno przeczytam tę, która jeszcze nie powstała. I czekam na nią z niecierpliwością, tak jak na nowego Clarksona w nowym programie o samochodach.