20 lat w motoryzacji, czyli jak zmieniły się samochody w XXI wieku
Jeszcze nigdy w historii motoryzacji nie byliśmy świadkami tak szybko postępującej rewolucji, jak w ostatnich dwóch dekadach. Współczesne auta, choć z pozoru podobne do swoich poprzedników, to zupełnie inny świat. Co się zmieniło?
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Lamborghini Murciélago, Škoda Superb, Peugeot 307 i Citroën C5 – to tylko niektóre z modeli otwierających pierwszą, motoryzacyjną dekadę XXI wieku. I choć najstarsze egzemplarze mają prawie 20 lat, Murciélago nadal budzi zachwyt, a pozostałe stanowią częsty widok na drogach. Na tyle częsty, że wciąż postrzegamy je jako współczesne konstrukcje. Od dzisiejszych odpowiedników różnią się jednak diametralnie i trudno się temu dziwić. Ostatnie dwie dekady to okres rewolucyjnych zmian zachodzących w tempie, jakiego świat motoryzacji nie widział nigdy wcześniej.
Sedany i hatchbacki – a komu to potrzebne?
Na początku XXI wieku rynek SUV-ów i crossoverów dopiero raczkował. Takich aut nie brakowało za Oceanem, ale w Europie klasyczne segmenty w postaci klasy średniej i kompaktów trzymały się naprawdę mocno. Każdy szanujący się producent miał w swojej ofercie przynajmniej 1 model pasujący do wspomnianych kategorii, w dodatku dostępny w różnych wersjach nadwozia.
Golfa mogliśmy kupić z nadwoziem kombi, sedan (Bora), a także jako hatchbacka – również 3-drzwiowego. Dziś 3-drzwiówki to wymarły gatunek, a gamy ograniczone są tylko do najbardziej dochodowych wersji. Królują za to wszelkiej maści SUV-y i crossovery, które zdominowały praktycznie każdy segment rynku. Nieważne czy mówimy o samochodach miejskich, czy reprezentacyjnych lub rodzinnych – klienci chcą masywnie wyglądających modeli z wysoką pozycją za kierownicą.
Tymczasem z rynku znikają kolejne klasyczne propozycje, jak Ford Fusion (Mondeo) w USA czy Passat (w USA i w Europie), które przez lata były trzonami obu marek. Znak czasów i dobitny przykład zmian zachodzących w motoryzacji XXI wieku.
Ekologia ponad wszystko
Normy emisji spalin kształtują rynek, szczególnie ten europejski, na którym w niecałe dwie dekady przeżyliśmy okres zachwytu dieslami i rozwoju napędu wysokoprężnego aż do jego błyskawicznej marginalizacji, zapoczątkowanej w dużej mierze przez dieselgate – aferę spalinową która wybuchła w koncernie Volkswagena w 2015 roku. Dziś, po zaledwie 5 latach, diesel jest w Europie na cenzurowanym i sukcesywnie znika z gam modelowych kolejnych producentów.
Jego miejsce stopniowo zajmują hybrydy, które właśnie za sprawą wspomnianych norm emisji przeżywają w ostatnich latach prawdziwy rozkwit. Producenci chętnie łączą silniki spalinowe z elektrycznymi wspomagaczami, co w przypadku mocniejszych aut o większej pojemności bywa często jedynym sposobem na obniżenie poziomu emitowanych zanieczyszczeń do wymogów narzuconych przez unijnych urzędników.
Największą rewolucję obserwujemy jednak w segmencie pojazdów elektrycznych, który 20 lat temu właściwie nie istniał, a dziś swoich reprezentantów ma w nim zdecydowana większość marek. Mało tego, rozwój elektromobilności jest jednym z głównych celów na przyszłość, deklarowanych przez europejskich producentów. Największym orędownikiem elektrycznej motoryzacji jest obecnie Volkswagen, który aferą spalinową dołożył zapewne sporą cegiełkę do elektrycznej rewolucji. Więcej w tej kwestii zawdzięczamy jednak Tesli.
Marki tracą na znaczeniu
Jest rok 2012 – Tesla, która istnieje od zaledwie 9 lat, prezentuje swój pierwszy samodzielnie zaprojektowany seryjnie produkowany samochód, jakim jest Model S. Jak na rynkowy debiut, auto robi niesamowite wrażenie – wygląda nowocześnie i elegancko, zapewnia osiągi godne sportowych supersamochodów, a przy tym jest praktyczne i napędzane prądem.
Właśnie wtedy świat uświadomił sobie, że elektryczny napęd może być równie atrakcyjny, co spalinowy. Dziś nikt nie próbuje tego kwestionować, a przykład Kalifornii i Norwegii to najlepszy dowód, że przy odpowiedniej infrastrukturze i przepisach, elektryczna rewolucja jest jak najbardziej możliwa.
Żadna marka nie przyczyniła się do niej tak bardzo, jak Tesla – firma, która w mniej niż dekadę od założenia stała się gigantem rozpoznawalnym na całym świecie i żywym dowodem na to, że długoletnia tradycja, bogata historia oraz określony wizerunek nie są niezbędnymi do osiągnięcia sukcesu w motoryzacji.
Zresztą Tesla nie jest tu jedynym przykładem. Podobnie wygląda bowiem sytuacja Dacii czy producentów koreańskich, na których produkty na początku XXI wieku patrzyliśmy z nieufnością oka. Dziś Dacia ma za sobą pasmo sukcesów w Europie, a Kia i Hyundai tworzą auta, które w wielu kwestiach biją na głowę uznanych od dekad konkurentów. Klienci oczekują dobrego produktu, niekoniecznie określonej marki, która w dobie globalizacji i tak coraz częściej jest niczym więcej, jak tylko znakiem towarowym.
Bezpieczne jak nigdy
Wszystkie procesy, jakie zaszły w świecie motoryzacji w ostatnich 20 latach, mają tyle samo zwolenników, co przeciwników i budzą sporo kontrowersji. Dwie dekady XXI wieku przyniosły nam jednak także zauważalną poprawę poziomu bezpieczeństwa samochodów, co trudno postrzegać jako negatywne zjawisko.
Cztery poduszki powietrzne i ABS – tak wyglądał branżowy standard 20 lat temu. Owszem, już wtedy zdarzały się lepiej wyposażone auta z kurtynami powietrznymi, kontrolą trakcji i stabilizacją toru jazdy, ale dziś są to elementy, które znajdziecie w każdym tanim samochodzie oferowanym na europejskim rynku.
Co więcej, to właśnie w XXI wieku producenci zaczęli na poważnie skupiać się na rozwiązaniach pozwalających zapobiegać wypadkom, a nie tylko minimalizować ich skutki. Ostatnie 10 lat to okres wzmożonego rozwoju wszelakich systemów wsparcia kierowcy, które zostały dopracowane w takim stopniu, by w określonych warunkach wspierać jazdę bez udziału kierowcy. I choć powyższe również budzą kontrowersje wśród tradycjonalistów, trudno umniejszyć rolę systemów front assist czy asystentów pasa ruchu, które chronią roztargnionych kierowców przed kolizjami.
Samochód to więcej niż środek transportu
Radioodtwarzacz i nawigacja to najlepsze na co mogliśmy liczyć 20 lat temu w temacie samochodowych systemów inforozrywki. Dziś auta stały się tabletami na kołach, a duże dotykowe ekrany wysokiej rozdzielczości goszczą w kabinach pojazdów z każdego segmentu rynku. Samochodowe wnętrza stały się cyfrowe, pozwalając nie tylko na obsługę funkcji pojazdu, ale i łączność ze światem zewnętrznym czy korzystanie z usług, które kilkanaście lat temu istniały jedynie w wyobraźni największych geeków.
Można dyskutować na temat urody kokpitów upstrzonych ekranami czy poddawać w wątpliwość ergonomię ich obsługi. Nie zmieni to jednak faktu, że dzięki elektronicznym wielofunkcyjnym ekranom samochody przestały być tylko środkami transportu. Dziś są komputerami na kołach z dostępem do internetu i multimedialnych rozrywek z których 20 lat temu mogliśmy korzystać tylko w domu i to pod warunkiem, że dysponowaliśmy szybkim łączem.
To pokłosie dynamicznego rozwoju nowych technologii, z którymi wielu użytkowników nie zamierza rozstawać się także w samochodzie. Znalezienie ulubionej muzyki, zlokalizowanie restauracji i zapoznanie się z jej menu czy wskazanie auta na parkingu za pośrednictwem aplikacji na smartfonie nie stanowi dziś żadnego problemu. Podobnie jak automatyczne wezwanie pomocy na miejsce wypadku w ramach systemu eCall, który od 2018 roku stanowi obowiązkowe wyposażenie nowych aut w Europie.
W ostatnich dwóch dekadach samochody zmieniły się nie do poznania, a z konstrukcjami z początków XXI wieku łączy je tylko fakt, że posiadają koła i kierownicę. Reszta zauważalnie ewoluowała i wszystko wskazuje, że jest to proces, który dopiero nabiera tempa. W trzeciej dekadzie możemy już jeździć wyłącznie autonomicznymi modelami zasilanymi prądem. Czy to pozytywna wizja? Każdy oceni sam, ale z kierunku, w jakim zmierza współczesna motoryzacja, raczej nie będzie odwrotu.