Tłumaczymy "zakaz aut spalinowych". Oto co w istocie przegłosowała UE
Nowe unijne przepisy zakładają 100 proc. redukcji emisji CO2 dla nowych samochodów od 2035 roku. Potocznie mówi się o zakazie sprzedaży aut spalinowych, natomiast takiego zakazu nie będzie. Wyjaśniam, co się wydarzy w 2035 roku i jakie samochody naprawdę będziemy mogli kupować.
29.03.2023 | aktual.: 29.03.2023 17:20
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
"Zakaz rejestracji samochodów spalinowych" czy "zakaz sprzedaży aut spalinowych" to dobre, chwytliwe nagłówki, ale nie do końca stwierdzenia zgodne z rzeczywistością, która czeka nas w 2035 roku. Formalnie chodzi o coś innego.
Otóż unijna regulacja zakłada 100 proc. redukcji emisji dwutlenku węgla w przypadku nowych pojazdów osobowych i dostawczych do 3,5 tony po 2035 r. To jest rzeczywistym celem i on ma być zrealizowany. Co ważne, nie jest to żaden ściśle określony przepis, nie ma też przepisów wykonawczych. To są jedynie założenia, a nawet można powiedzieć, że idea spisana na papierze i przegłosowana w Parlamencie Europejskim. Jak zostanie zrealizowana i czy rzeczywiście do tego dojdzie, to się dopiero okaże, a czasu jest wbrew pozorom jeszcze sporo.
Formalnie będą to normy emisyjne, które od 2035 roku staną się już tak restrykcyjne, że tylko samochody napędzane prądem i bez udziału paliw kopalnych będą w stanie je spełnić. Dodatkowo pojawią się kary dla producentów wprowadzających na rynek pojazdy niespełniające normy i najprawdopodobniej będą tak wysokie, że nikomu nie będzie się opłacało takich aut sprzedawać. Jednak nie będzie ani zakazu ich produkcji, ani też zakazu ich sprzedaży i rejestracji.
Dodatkowo warto podkreślić, że chodzi o samochody nowe, podlegające pierwszej rejestracji, a nie rejestrowane po raz pierwszy w danym kraju. Oznacza to, że po 2035 roku teoretycznie nadal będzie można sprowadzić samochód np. z Niemiec, a potem zarejestrować go po raz pierwszy w Polsce. Precyzuje to Jakub Faryś z Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego.
- Będzie to dotyczyło tylko nowych samochodów, czyli tylko tych, które po raz pierwszy wchodzą na rynek jako nowe na terenie Unii Europejskiej – wyjaśnia Jakub Faryś. – Nadal będzie można rejestrować samochody spalinowe w poszczególnych krajach, jeśli były już zarejestrowane w innym kraju.
Jak to będzie wyglądało w praktyce?
Co to oznacza w rzeczywistości? Trochę na ten temat wiemy, ale są to raczej domysły, bo nie znamy przyszłych ruchów producentów, a przynajmniej nie wszystkich. Niektórzy już złożyli deklaracje, że od danego roku nie będą produkować samochodów spalinowych, więc tu jest wszystko klarowne. Najprawdopodobniej żaden producent na terenie Unii Europejskiej nie będzie sprzedawał nowych samochodów spalinowych za wyjątkiem małych wytwórców (produkcja do 1000 aut rocznie), których zakaz ten nie obejmie.
Kluczowe jest tu ponowne wskazanie, że mowa o autach nowych, bo są już producenci, jak na przykład Grupa Renault, którzy najpewniej będą możliwie długo zajmować się regeneracją pojazdów spalinowych. Do Renault może dołączyć także Stellantis (m.in. Peugeot, Fiat i Opel). Co ważne, firmy takie będą mogły nadal wytwarzać części, w tym spalinowe silniki, co oznacza, że teoretycznie samochód spalinowy zostanie z nami tak długo, aż nie zostanie całkowicie zniszczony (np. w wyniku wypadku).
Sytuacja może się nieznacznie zmienić, jeśli część producentów zdecyduje się na produkcję samochodów na e-paliwa (paliwa syntetyczne), które na tę chwilę wydają się być furtką dla tych, którzy nie chcą sprzedawać wyłącznie elektryków. Pytania – na tę chwilę otwarte – brzmią: jaką te pojazdy będą spełniały normę i na jakich warunkach względem elektrycznych będą dopuszczone do ruchu? I na nie teraz nie dostaniemy odpowiedzi, ponieważ to będzie tematem dyskusji w Parlamencie Europejskim na kolejne lata. Wiemy na razie o normie Euro 7 przewidzianej na rok 2027, ale co będzie później – nie wiadomo.
Drugie pytanie brzmi: czy e-paliwa będą w ogóle furtką? Bo prawda jest taka, że obecnie są bardzo drogie (ok. 4-krotnie droższe od tradycyjnych paliw kopalnych) i mogą być też drogie w przyszłości, czyli będą zarezerwowane dla wąskiej grupy odbiorców. Paliwa syntetyczne mogą się okazać jedynie lokalną ciekawostką, jak teraz paliwo wodorowe. Może być też tak, że ich dopuszczenie przedłuży produkcję aut spalinowych na przykład przez producentów, którzy już zadeklarowali, że np. do 2030 roku nie będą ich wytwarzać.
Nie jest też wykluczone, że już po roku 2027, czyli po wprowadzeniu normy Euro 7, osoby kupujące samochody same zrezygnują ze spalinowych choćby ze względu na ceny i mocno ograniczony wybór modeli czy producentów, którzy jeszcze zdecydują się takie produkować.
Co będzie bliżej 2035 roku? Można jedynie gdybać
Przepisy dotyczące szeroko rozumianej motoryzacji z pewnością staną się coraz mocniej zniechęcające do tej spalinowej, choć na razie nie znamy mechanizmów, ale ich wachlarz jest szeroki. I będzie to się odbywało już wcześniej niż w roku 2035. Jednym z najskuteczniejszych mechanizmów zniechęcania znanym od dziesięcioleci są wyższe podatki. Mogą być nakładane na użytkowanie aut spalinowych. Te sprawią, że użytkownicy sami "chętnie" przesiądą się na auta elektryczne.
– To, że ktoś po 2035 roku będzie mógł mieć samochód spalinowy, to nie znaczy, że będzie chciał go mieć. Nie jest wykluczone, że zostaną wprowadzone bardzo wysokie podatki np. przy zakupie paliwa – wyjaśnia Jakub Faryś, prezes Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego. – To w praktyce może przełożyć się na sytuację, że posiadanie czy używanie samochodu spalinowego będzie bardzo drogie, choć prawnie możliwe.
Kolejne zmiany nastąpią w roku 2035. Bo skoro i tak żaden producent nie będzie sprzedawał samochodów spalinowych, to też żaden nie stanie w obronie użytkowników chcących z nich korzystać, bo to nie będzie w interesie producentów.
– Możliwe jest nawet wykluczenie komunikacyjne, bo duża część parku samochodów po roku 2035 będzie nadal spalinowa – mówi Faryś, choć jak sam podkreśla, jest to na tę chwilę wyłącznie gdybanie. – Z dość dużym prawdopodobieństwem można przypuszczać, że będą to samochody stanowiące własność osób niezamożnych. Więc może okazać się, że będzie zróżnicowanie opodatkowania zależne od krajów i na przykład w krajach zamożnych nie będzie się opłacało posiadanie samochodu spalinowego, a w mniej zamożnych władze nie zdecydują się na wysokie opodatkowanie ze względu na swoich wyborców – przypuszcza prezes PZPM.
Proces eliminacji z dróg aut spalinowych musi trwać na tyle powoli, by społeczeństwa nie przestraszyć, ale bez wątpienia będzie skuteczny. Jeśli od 2035 roku nie będzie nowych aut spalinowych, to te, które już zostały wyprodukowane przetrwają kilka, najwyżej kilkanaście lat. Co oznacza, że gdzieś w okolicach 2040-2045 roku realnie nastąpi przełom, bo wtedy auta elektryczne zaczną przeważać nad spalinowymi, choć niewykluczone, że stanie się to już wcześniej za sprawą obciążania użytkowników spalinówek różnego rodzaju podatkami .
"Furtek" raczej nie będzie
Można sobie wyobrazić sytuację, że w wyniku niedopracowania regulacji i pozostawienia luk w prawie w poszczególnych państwach po 2035 roku pojawi się równoległy do europejskiego rynku aut bezemisyjnych import samochodów spalinowych zarejestrowanych w państwie spoza Unii Europejskiej. Co oznacza, że kiedy taki pojazd przyjedzie do kraju Unii, nie będzie już samochodem nowym, bo został dopuszczony do ruchu wcześniej (tylko poza UE). Zapytałem Jakuba Farysia, czy jest to jakiegoś rodzaju "okienko nadziei" dla spalinowej motoryzacji.
– Widząc podejście Komisji Europejskiej do tematu, nie łudziłbym się, że będą utworzone jakieś furtki. Może znajdzie się jakieś pokrętne rozwiązanie, ale ono nie spowoduje faktycznej możliwości otwarcia importu na dużą skalę. Można całkowicie zablokować import pojazdów spoza Unii lub tak ustalić opłaty dla takiego importu, że nikomu nie będzie się on opłacał – wyjaśnia prezes PZPM.
Jedno jest pewne – rok 2035 będzie przełomowy w dziejach motoryzacji
Może się okazać, że przełom będący odwrotem od aut spalinowych nastąpi dużo wcześniej za sprawą opodatkowania emisji czy paliw kopalnych, ale też w wyniku nagłych zmian geopolitycznych może zostać odsunięty na później lub całkowicie na bok. Do roku 2035 jest wbrew pozorom dalej, niż się wydaje.
Nie mam natomiast wątpliwości co do tego, że czeka nas coraz większa motoryzacyjna polaryzacja. Powoli park samochodowy będzie się dzielił na nowoczesne samochody elektryczne i przestarzałe spalinowe, które mniej zamożne grupy społeczne będą chciały utrzymać przy życiu jak najdłużej. Natomiast moim zdaniem zacznie zanikać "środek", czyli nowoczesna motoryzacja spalinowa z racji coraz niższej trwałości aut, ale też stara motoryzacja elektryczna, z racji wieku i zużycia kluczowych elementów zespołu napędowego, zwłaszcza akumulatorów, których nie opłaca się wymieniać na nowe.
Marcin Łobodziński, dziennikarz Autokult.pl