Test: Volkswagen 6.1 California Ocean – sprawdziłem, jak mieszka się w nim w 4 dorosłe osoby
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Główną zaletą kampera na bazie minivana jest przede wszystkim jego "kompaktowy" rozmiar, co niesie za sobą także dalsze korzyści. Z drugiej strony ograniczeniem jest ilość miejsca w środku, a mówi się, że wygodnie mieszkać w nim może co najwyżej para, albo małżeństwo z dziećmi. Postanowiłem więc sprawdzić, czy 4 dorosłe osoby to nie za dużo dla Volkswagena 6.1 Californii.
Wystarczy obserwacja polskich dróg w tegorocznym sezonie, by dojść do wniosku, że kampery są u nas coraz popularniejsze. A liczby to potwierdzają. Tylko w ciągu pierwszych 6 miesięcy tego roku zarejestrowano więcej domów na kółkach niż w całym 2020 r., choć i on był rekordowy względem poprzednich lat. Nie sposób nie szukać tutaj powiązania z pandemią koronawirusa i idącymi za nią ograniczeniami. Niezależność. Izolacja. Biorąc to pod uwagę, kamper brzmi idealnie.
Czy planując podróż ze znajomymi, rodzicami czy po prostu dorosłymi dziećmi, zawsze trzeba celować w coś większego? Volkswagen proponuje kamperowe interpretacje aż w 3 wielkościach – S, czyli Caddy California, którego niedawno miał okazję testować Marcin Łobodziński, M, czyli 6.1 California oraz L (chociaż lepiej by brzmiało XXL) - Grand California bazujący na Crafterze. Każdy z nich ma swoje wady i zalety, ale to środkowy wariant wydaje się złotym środkiem między wygodą podróżowania a możliwościami.
Spędziłem tydzień z Volkswagenem 6.1 Californią na Kaszubach i Wybrzeżu, by przekonać się, czy taki kamper wystarczy, by pomieścić 4 dorosłe osoby. W teorii nic nie stoi na przeszkodzie – miejsc siedzących wystarczy, 2 łóżka — są. A jak wygląda praktyka?
"Ale on jest piękny"
Zanim przejdę do możliwości, opowiem pokrótce o reakcjach na Californię, bo nie sposób o nich nie wspomnieć. Volkswagen w swojej formie robi już wystarczająco dużo zachodu wokół siebie. Nie zliczę sytuacji, kiedy zarówno na kempingu, jak i na stacji benzynowej czy podczas jazdy kierowcy i przechodnie nie kryli zachwytu. No dobra, po części wpływ na to miało dwukolorowe nadwozie (za 13 tys. zł), które sprawiało, że California wyglądała nie tylko uroczo, ale przywoływała wspomnienia o kultowych pierwszych generacjach modelu.
To też sprawia, że potencjalni zainteresowani chcą być częścią tego "wspominania". Volkswagen cały czas ma w sobie umiejętność tworzenia małych smaczków, które po pierwsze – zostają w pamięci, a po drugie - skłaniają do zakupu. Podczas tygodnia w volkswagenie widywałem po 4-5 californii dziennie, a sporo sztuk też zdobiło dwukolorowe nadwozie.
Choć niemiecka marka w oczach wielu była - i wciąż jest - wzorem godnym naśladowania, jeśli chodzi o ergonomię, to projektanci nie ustrzegli się wpadek. Do pełni szczęścia przydałby się jeszcze jeden lifting Californii, by je wyeliminować. Ale zacznijmy od początku.
Gdzie bagaże, a gdzie ludzie?
Do testu przyjechała bogata wersja Ocean, która na pokładzie ma aneks kuchenny z 2 palinkami, zlewem, niewielką lodówkę, a także przyłącze ze słuchawką prysznicową. Nie ma tu ubikacji, a ostatni dodatek raczej przyda się do mycia owoców, niż brania prysznica. Choć jeśli ktoś jest bardzo zdeterminowany…
Pierwsze wątpliwości, czy volkswagen wystarczy dla 4 osób, pojawiły się już na etapie pakowania. Czy wszyscy się pomieścimy? Pod podstawą składanego łóżka w dolnej części z tyłu California ma wydzieloną przestrzeń na bagaże, którą uzupełnia całkiem spora liczba schowków – od tych przy aneksie kuchennym, przez zabudowę po lewej stronie auta, aż po podwieszaną przy suficie otwieraną szufladę. I muszę przyznać, że miejsca jest naprawdę dużo.
Przy odpowiedniej logistyce każdy będzie miał swój kąt (a właściwie półkę) na codzienne przybory, ale raczej nie ma tu mowy o pełnym rozpakowaniu toreb. Chyba, że wyjazd jest weekendowy. Z kolei, jeśli codziennie zmieniacie miejsce, prześcieradła i poduszki można odkładać na wspomnianej półce, za oparciem kanapy.
Pojawił się za to inny problem – osób jest 4, a Volkswagen pomyślał o sprytnym ukryciu rozkładanych krzeseł w tylnej klapie tylko w liczbie 2 sztuk. Konieczne było więc zabranie 2 dodatkowych (też składanych) z domu, które, jak się okazało, idealnie wpasowały się w niewielką przestrzeń między fotelem kierowcy a zabudową kuchenną. Podsumowując, wszyscy się zmieścili, a dostanie się nawet do najdalej ulokowanych bagaży, ułatwiała podnoszona półka.
Jeśli pogoda nie dopisuje, kabinę można stosunkowo szybko przekształcić w przytulny salon albo biuro do homeoffice'u (z czego zresztą korzystaliśmy) – przednie fotele odwracane są tyłem do kierunku jazdy, a przylegający do aneksu stolik można wysunąć i rozłożyć. Natomiast gdy warunki sprzyjają, wyjmujemy chowany w odsuwanych drzwiach stolik, rozkładamy go na zewnątrz i możemy miło spędzać czas na świeżym powietrzu pod markizą. O ile komary do tego nie zniechęcą.
No dobra, ale teraz najważniejsza kwestia – spanie. Czy nie będzie za ciasno? Odpowiedź brzmi: nie. Pod warunkiem, że nie wiercicie się bez przerwy w nocy. Przygotowanie pierwszego łóżka wymaga trochę aktywności fizycznej – przesunięcia kanapy do przodu (której zaczepy czasem się zacinały), złożeniu zagłówków, położenia oparcia i rozłożenia 3-częściowego materaca.
W przypadku drugiego miejsca do spania jest łatwiej – California Ocean w standardzie ma elektrohydraulicznie podnoszony dach. Wystarczy więc wybrać funkcję na dotykowym panelu i czekać, aż się podniesie. No dobra, oszukałem was, musicie jeszcze włączyć zapłon (podobnie jak przy opuszczaniu), a gdy dach podniesie się na 20 cm, potwierdzić ostrzeżenie, że nad nami na pewno niczego nie ma. Voilà!
Przyznam szczerze, że na górze jest wygodniej, a to za sprawą sprężynowej podstawy, na której leży materac. Poza tym podnoszony "namiot" ma 3 okna z moskitierami, które zapewniają przewiew, nie wpuszczając komarów. Wspomniana wygoda jest jednak obarczona trudniejszym dostępem – nie ma tu drabinki, a wchodzenie odbywa się po fotelach.
Na pewno ciekawi was też, czy nocami nie jest gorąco. Co prawda na pokładzie jest wentylacja postojowa, jednak działa ona tylko w programach kilkudziesięciominutowych. A przecież nie będziecie się budzić co chwilę, by ją uruchamiać. Wystarczyło jednak kilka cykli przed snem oraz przewiew zapewniany oknami z górnego "piętra", by nie narzekać na wysoką temperaturę do rana.
Na dole jest nieco mniej miejsca ze względu na zabudowę, ale 2 dorosłe osoby i tak mieściły się tam bez większego problemu. Przed ciekawskimi spojrzeniami chronią odsuwane rolety, a okna w przedniej części zasłaniane są płachtami na magnes (boczne okna) i rolowanymi roletami (przednia szyba).
Może nie przyrządzisz tu 4-daniowego obiadu, ale z głodu nie umrzesz
42-litrowa lodówka okazała się wystarczająca, by zrobić zapasy śniadaniowo-kolacyjne na kilka dni dla 4 osób, a przy okazji schłodzić napoje. Uzupełnienie prowiantu konieczne było właściwie tylko raz. Większym wyzwaniem byłoby przyrządzenie obiadu, ale dwupalnikowa kuchnia na pewno ułatwia zadanie. Możliwość podniesienia górnego łóżka na teleskopach sprawia, że nawet wysokie osoby bez problemu się wyprostują i w godnych warunkach przygotują posiłek.
Do dyspozycji są 2 akumulatory, które można ładować z zewnętrznego źródła. Zużycie energii zależało oczywiście od tego, z czego akurat korzystaliśmy. Przy ciągłym korzystaniu z lodówki i okazyjnym ze świateł w środku (na krótko w nocy, żeby się przegrupować), ładowarki do telefonu czy wentylacji, bez podłączania, prądu wystarczyłoby co najmniej na 2 dni. Nawet jeśli w tym czasie nie udałoby się dotrzeć do żadnego przyłącza, akumulatory można też ładować podczas jazdy.
A jak się tym jeździ?
Spodziewałem się, że uszczelki podnoszonego dachu czy wystająca obudowa markizy sprawią, że hałas przy wyższych prędkościach będzie znaczny. Tymczasem podróż na autostradzie nawet z największą dopuszczalną prędkością nie była w żadnym stopniu męcząca, a rozmowy mogły być prowadzone bez podnoszenia głosu.
Drugim dużym plusem było zużycie paliwa. Nie spodziewałem się, że mało aerodynamiczny i załadowany po dach volkswagen, potrafi być tak ekonomiczny. 150-konny, 2-litrowy TDI przy 140 km/h spalał 9-9,5 l/100 km. Z kolei na drodze krajowej, potrafił pochłaniać tylko 6,5 l/100 km. 80-litrowy bak bez problemu pozwoli więc przejechać ponad 1000 km bez tankowania.
Jeśli chodzi o osiągi, 150 KM i 340 Nm - dostępne od 1500 obr./min. - wystarczają do sprawnego przemieszczania się. Nawet wyprzedzanie nie jest kłopotem, mimo ciężaru wynikającego z bagaży i pasażerów. Najsłabszym ogniwem jest skrzynia DSG, która ma typowe dla aut grupy VAG mankamenty – źle odczytuje intencje kierowcy, jest stosunkowo ospała i bardzo szybko wrzuca kolejne przełożenie, nawet przy zdecydowanym przyspieszaniu czy podjeżdżaniu pod górę.
Samo prowadzenie określiłbym jako poprawne – chyba nikt nie oczekuje, że 3-tonowy kamper będzie prowadził się jak bolid. Spodziewałem się jednak więcej komfortu resorowania – o ile nadwozie dosyć mocno się przechyla, tak nierówności są wyraźnie odczuwalne w kabinie (a wraz z nimi słychać szeleszczące połączenia z zabudowy).
Nie wszystko jest idealne
Niestety, pojawiło się też sporo aspektów, które Volkswagen powinien poprawić. Może nie z uwagi na liczbę pasażerów, ale pod kątem funkcjonalnym. Niedawno odświeżony kokpit nie jest wzorem ergonomii. Schowków jest mniej, niż spodziewałbym się po takim aucie, a na szczycie deski rozdzielczej żadna z półek nie jest zamykana. Kokpit Forda Tourneo Custom jest pod tym względem lepiej rozplanowany.
Często pojawiał się też problem ze stolikiem w "salonie". Przy próbie składania, trzeba było nie tylko walczyć z kanapą, ponieważ blat haczył o krawędź siedziska. Wystająca krawędź odsuwanych drzwiczek była też na kursie kolizyjnym ze składaną nóżką stolika.
Trudność sprawiało także obrócenie fotela kierowcy, który zaczepiał nie tylko o kierownicę, ale też o aneks kuchenny. Sporym problemem okazały się również rolety na przedniej szybie – odchylane klapki, w które należało wcelować bolce, nie zawsze chciały współpracować, przez co wystarczył przypadkowy ruch, a mocowanie cofało się i z hukiem ścigało roletę. Jeśli stałoby się to w nocy, może obudzić nie tylko was, ale też współtowarzyszy kempingu. Wydają się to drobnostki, ale przy codziennym korzystaniu - po prostu irytują.
Na koniec zostaje jeszcze cena. Bogato wyposażony Volkswagen California Ocean zaczyna się od 276 tys. zł. W takiej konfiguracji dostaniemy jednak tylko 110-konny silnik i 5-biegową skrzynię manualną, co może okazać się niewystarczającym zestawem. Testowy egzemplarz to już 365 tys. zł. To sporo, ale zawsze można zdecydować się na nieco uboższą alternatywę w postaci wersji Coast za 234 tys. zł. Z kolei Beach bez wewnętrznej zabudowy, za to z wysuwanym jednopalnikowym aneksem to już kwestia 217 tys. zł.
- Ekonomiczny silnik
- Miejsca jest wystarczająco dla 4 dorosłych osób
- Lodówka wystarczy na kilkudniowy prowiant
- Wygodne łóżka
- Dobre wyciszenie
- Wentylacja działa tylko w krótkich cyklach
- Nie wszystkie rozwiązania działają bezbłędnie
- Ospała skrzynia DSG
- Zarządzanie wieloma funkcjami wymaga włączenia zapłonu
Pojemność silnika | 1968 cm³ | |
---|---|---|
Rodzaj paliwa | Olej napędowy | |
Skrzynia biegów | dwusprzęgłowa, 7-biegowa | |
Moc maksymalna: | 150 KM przy 3250-3750 rpm | |
Moment maksymalny: | 340 Nm przy 1500-3000 rpm | |
Osiągi: | ||
Katalogowo: | Pomiar własny: | |
Przyspieszenie 0-100 km/h: | 13,0 s | - |
Prędkość maksymalna: | 182 km/h | - |
Zużycie paliwa (miasto): | 10,1 l/100 km | 10,5 l/100 km |
Zużycie paliwa (trasa): | 6,9 l/100 km | 6,5 l/100 km |
Zużycie paliwa (autostrada): | 8,4 l/100 km | 9,3 l/100 km |
Zużycie paliwa (mieszane): | 8,1 l/100 km | 8,6 l/100 km |
Ceny: | ||
Model od (California Beach): | 217 612 zł | |
Wersja od: | 276 024 zł | |
Cena egzemplarza: | 365 851 zł |