Widziałem Forda Pumę ST na żywo. Chyba zaktualizuje swoją listę życzeń na święta
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Gama sportowych modeli podrasowanych przez dział Ford Performance i sygnowanych magicznym skrótem ST doczekała się nowego dziecka. Plotki o pojawieniu się sportowej Pumy krążyły od momentu jej premiery, ale teraz doczekaliśmy się namacalnego potwierdzenia. Wierzcie mi lub nie, ale na żywo samochód robi niesamowite wrażenie.
Gdy zobaczyłem pierwsze zdjęcia nowej, "zwykłej" Pumy, nie byłem specjalnie do niej przekonany. Zdanie zmieniłem dopiero, gdy samochód przyjechał na test. Nie bez znaczenia był tu jednak obecny pakiet ST-Line. Na prezentacji, gdy ostatecznie spadła płachta z pełnoprawnego ST, zdałem sobie sprawę, że wszystko jest kwestią odpowiednich dodatków. I lakieru. I że crossover może być naprawdę sportowy.
Podwoziowe czary-mary
Ale do konkretów. Z racji nieco większego nadwozia i wyżej położonego środka ciężkości, Ford musiał porządnie namieszać w podwoziu. Względem zwykłej Pumy zawieszenie obniżone jest o 10 mm, czyli tyle samo, co wersja ST-Line. Aby uzyskać podobne wrażenia z jazdy jak w Fieście ST, sztywność tylnej belki została podniesiona względem hot-hatcha o 40 proc. i o 50 proc. względem zwykłej Pumy. Zastosowano także stabilizator przechyłów o średnicy 28 milimetrów oraz tylny, 24-milimetrowy element.
W Pumie ST znajdziemy także nowe, chronione patentem, indywidualne dla każdego koła sprężyny ze zmiennym kierunkiem działania, poprawiające sztywność poprzeczną. Do tego amortyzatory o zmiennej sile tłumienia, bardziej bezpośredni układ kierowniczy oraz większe tarcze hamulcowe – 325 mm z przodu i 271 mm z tyłu. A na deser, pierwszy raz w tym segmencie – mechanizm różnicowy o zwiększonym tarciu wewnętrznym LSD. Brzmi nieźle, prawda?
Silnik (prawie) taki sam jak w Fieście ST
Sporo osób na myśl o sportowym aucie z 3-cylindrowym silnikiem zrobi kwaśną minę, ale ktokolwiek przejedzie się Fiestą ST, zmieni zdanie. A niebawem także i Pumą ST. Zagościł tu ten sam 1,5-litrowy EcoBoost o mocy 200 KM, jednak Ford podniósł moment obrotowy względem hot-hatcha o 30 Nm do poziomu 320 Nm. Puma ST "robi" setkę w 6,7 sekundy i osiąga aż 220 km/h, a przyjemność z jazdy potęguje skrojony na miarę 6-biegowy "manual". I co ważne, znajdziemy tu też system Launch Control.
Silnik otrzymał nowe mocowania neutralizujące niepożądane ruchy jednostki (i mam nadzieję, że też rezonans), ale wydech jest tutaj nieco cichszy niż w Fieście ST – dokładnie o 1 decybel. Ale spokojnie, został wyposażony w aktywne zawory. Aha, na pokładzie poza trybem Normalnym, Sportowym i Torowym (wyłączającym wszystkich asystentów – uff), jest też Eco (po raz pierwszy w modelu ST) i system dezaktywacji jednego cylindra. Ale umówmy się, kierowca nie będzie zbyt często korzystał z ostatnich dwóch dobrodziejstw.
Co do wnętrza: znajdziemy tu oczywiście dużo przydatnego wyposażenia, 12,3-calowy ekran zegarów cyfrowych czy szeroki pakiet asystentów, ale nie będę się nad nim szeroko rozpisywał, ponieważ nie różni się od tego, które otaczała mnie podczas testu wersji ST-Line. No, może poza kubełkowymi fotelami Recaro.
Ale to, co najbardziej uderzało do wyobraźni, to nadwozie. Absorbujący całą uwagę, jadowity wręcz lakier Mean Green został przygotowany specjalnie dla Pumy. Oczywiście do wyboru będzie jeszcze 5 innych kolorów, ale uważam, że ten najlepiej oddaje charakter auta. Poza tym nadwozie zostało przypudrowane nowym zderzakiem ze splitterem, który zwiększa aż o 80 proc. docisk przedniej osi.
Także spojler i tylny dyfuzor nie znalazły się tu na pokaz. Zadziorny charakter podkreślają liczne czarne akcenty na dachu, atrapie chłodnicy w kształcie plastra miodu, lusterkach czy progach oraz 19-calowe felgi. No i są jeszcze projektory w lusterkach, wyświetlające na ziemi logo "ST". Ale to już szczegół.
Ford nie zdradził jeszcze oficjalnych cen nowej Pumy ST – te zostaną opublikowane dopiero w listopadzie, kiedy samochód wejdzie oficjalnie do sprzedaży. Podczas prezentacji przedstawiciele zdradzili jednak, że ma plasować się między Fiestą ST, a Focusem ST, co oznacza, że najprawdopodobniej cennik będzie startował od ok. 105 tys. zł.