Nowe informacje o kolizji Sylwii Peretti. "Nie została ukarana mandatem"
Media ostatnio obiegła informacja o kolizji z udziałem Sylwii Peretti, której syn nieco ponad rok temu zginął w Krakowie. Kobiecie znanej z "Królowych życia" miało się nic poważnego nie stać, ale szczegóły zdarzenia pozostawały tajemnicą. Teraz policja ujawniła kolejne detale.
12.09.2024 12:17
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
O wypadku jako pierwszy napisał Pudelek. Jak wówczas pisał portal, samochód kierowany przez Sylwię Peretti miał wypaść z drogi i "skosić" kilka drzew. 42-letni menadżer kobiety znanej m.in. z "Królowych życia" dodał wówczas, że "Sylwia przechodzi szereg specjalistycznych badań po wypadku, jakiemu uległa kilka dni temu".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kobieta nie podróżowała jednak swoim znanym BMW M8 stuningowanym przez firmę Manhart. 800-konnego Lucyfera (tak nazywała swoje BMW) sprzedała bowiem w zeszłym roku. Teraz Pudelek dotarł do nowych informacji. Jak przekazał portalowi dział prasowy Policji w Myślenicach, zdarzenie miało miejsce 2 września ok. godz. 15 w Głogoczowie, w pobliżu stacji benzynowej.
Sylwia Peretti prowadząc Mercedesa wypadła z drogi na zakręcie i uderzyła w pobliskie drzewo. Jak przekazuje policja, kobieta była trzeźwa i podróżowała sama. Służby nie przekazały informacji o stanie zdrowia kierującej, choć można wnioskować, że Peretti nic poważnego się nie stało, jako że zdarzenie zostało zakwalifikowane jako kolizja, a nie wypadek.
Co jednak ciekawe, policja twierdzi, że z tego samego powodu nie było potrzeby sprawdzania prędkości, z jaką poruszała się kierująca. Nie została ona także ukarana mandatem.
O Sylwii Peretti zrobiło się głośno nie tylko z racji uczestnictwa w programie "Królowe życia", ale także z powodu wypadku z udziałem jej syna. W połowie lipca zeszłego roku 24-letni Patryk Peretti rozbił Renault Megane R.S. w centrum Krakowa przy moście Dębnickiego.
Zginął nie tylko on, ale także trzech młodych pasażerów. Mężczyzna już wcześniej był "znany" z nieodpowiedzialnej i szaleńczej jazdy. Jak się potem okazało w toku śledztwa, kierujący przed wypadkiem poruszał się z prędkością ponad 162 km/h. Co więcej, w jego organizmie wykryto 2,3 promila alkoholu.