Najlepszy szofer świata. Andi McCann zdradza kulisy życia za kierownicą Rolls-Royce'a
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Prowadzenie najlepszych limuzyn świata wymaga najlepszych szoferów. Tych wybiera i szkoli Andi McCann. Charyzmatyczny Brytyjczyk zdradził mi, jak można zostać kierowcą Rolls-Royce'a oraz na co należy się nastawiać już po uzyskaniu angażu. Rozmawiamy, gdy McCann siedzi za kierownicą nowego, wartego 2 mln zł, modelu Ghost.
Najnowszy model Rolls-Royce'a mogliście poznać już lepiej dzięki mojej niedawnej recenzji. Ten wyjątkowy test przeprowadziłem na ulicach Warszawy. Siedziałem za kierownicą, ale również na tylnej kanapie. Za sterami Ghosta usiadł wtedy Andi McCann.
Od 15 lat pracuje on dla Rolls-Royce'a jako twórca i główny trener programu szkolenia szoferów "White Glove" (ang. biała rękawiczka). Przez jego wymagający program musi przejść każda osoba, która ma później wozić pasażerów autami tej marki.
Andi zwykle każdą podróż zaczyna od powitania gościa i poinformowania go, że teraz obróci lusterko wsteczne w taki sposób, żeby nie mieć z nim kontaktu wzrokowego. W przeciwieństwie do stereotypowego kierowcy taksówki, on chce w ten sposób dać swobodę osobie siedzącej z tyłu. Dzisiaj jednak zrobi wyjątek i podczas przejażdżki po centrum Warszawy skupi się na naszej rozmowie.
Mateusz Żuchowski, Autokult: W jaki sposób zwykły człowiek staje się szoferem Rolls-Royce'a?
To proces, który trwa miesiącami, a nawet latami. W naszym programie uczy się odpowiedniej techniki jazdy oraz właściwego obycia z bardzo wymagającymi i świadomymi klientami. Lista wymogów wobec potencjalnego kandydata jest bardzo długa, ale streszczam ją w 3 punktach.
Taka osoba musi być błyskotliwa, swobodna, a przede wszystkim profesjonalna w każdej sytuacji. Mówiąc błyskotliwa, mam na myśli charyzmę w stylu Jamesa Bonda w garniturze od włoskiego krawca. Jeśli chodzi o swobodę, to mam na myśli sposób, w jaki wita pasażera, w jaki kieruje samochodem i w jaki prowadzi rozmowę z pasażerem. Profesjonalizm zawiera się w każdej reakcji, geście i słowie.
Kto może zostać takim szoferem?
Spróbowania sił nie odmawiamy nikomu. W naszym programie mamy osoby wszelkich narodowości, w każdym wieku, obydwu płci. Kobiety na pozycji szofera nadal stanowią pewne novum. Zdarzają się sytuacje, że klienci są zaskoczeni, że drzwi otwiera im, a potem auto prowadzi kobieta. Szybko przekonują się jednak, że są one bardzo dobrymi szoferami.
Na początek zajmijmy się techniką jazdy. Jak ona wygląda w przypadku prowadzenia Rolls-Royce'a z ważnym gościem z tyłu?
Sprowadza się ona do jednego słowa: płynność. Tłumaczę to w obrazowy sposób. Wyobraź sobie, że pasażer z tyłu trzyma tradycyjny, płaski kieliszek do szampana i nie może go rozlać także podczas hamowania. Kluczem jest więc płynność w każdej sytuacji, również awaryjnej. Osiąga się ją poprzez ciągłą gotowość do hamowania. Nawet jeśli widzę zielone światło, to przez cały czas zakładam, że w każdej chwili może zmienić się na czerwone. Hamowanie zaczynam dużo wcześniej, nawet 200 m przed punktem zatrzymania - tak, żeby hamulce przez cały czas zachowywały optymalną temperaturę, a ja – pełną kontrolę nad sytuacją.
Szofer Rolls-Royce'a musi zwracać uwagę na rzeczy, które innym kierowcom nie przychodzą w ogóle do głowy. Ważny jest nawet sposób, w jaki kręci się kierownicą. Przez cały czas trzymam ją tylko w 2 miejscach, nie przesuwam rąk po wieńcu kierownicy. Szofer Rolls-Royce'a nie może tego robić, ponieważ w kabinie jest tak cicho, że wywołany takim szuraniem dźwięk irytowałby na podobnej zasadzie, co irytuje komar bzyczący w pokoju w środku nocy.
Można powiedzieć, że technika jazdy szofera Rolls-Royce'a jest taka sama, jak kierowcy wyścigowego, z tą różnicą, że wszystko robi w zwolnionym tempie. Dlatego w naszej szkole cenimy zawodników z doświadczeniem motorsportowym. Łatwiej jest nauczyć kierowcę wyścigowego ogłady niż w kulturalnej osobie zaszczepić odpowiednie nawyki prowadzenia.
Co następuje po opanowaniu właściwej techniki jazdy?
Bardzo ważne jest zadbanie o bezpieczeństwo przewożonych osób. Podczas jazdy nieustannie skanuję całą ulicę i otoczenie. Innych uczestników ruchu, ale również pieszych, osoby w oknach budynków. Jeśli mam przewozić klienta przez kraj czy nawet część miasta uznawaną za niebezpieczną, to najpierw pojadę tam sam, żeby się przygotować do tego zadania. Opracuję listę zagrożeń i dróg ucieczki.
To jednak sytuacje wyjątkowe. Częściej chodzi o małe rzeczy. W chwili takiej jak teraz, gdy stoimy w korku na drodze wielopasmowej, to zatrzymuję się w takim miejscu, żeby przez twoje okno (prawe tylne) żaden ciekawski nie mógł zajrzeć do środka. Auto pozycjonuję tak, żeby osoba siedząca z tyłu była na wysokości pomiędzy tyłem jednego pojazdu a przodem drugiego. Zostawiam sobie przy tym zapas miejsca przed autem, bo gdyby ktoś był na tyle uparty, żeby podjechać i zajrzeć w twoje okno, to ja w tym momencie powoli i dyskretnie przesunąłbym się do przodu, żeby nie mógł tego zrobić.
Szofer nie może być zaskoczony żadną sytuacją, dlatego mam przygotowaną listę parkingów na całym świecie, które potencjalnie mogą doprowadzić do problematycznych okoliczności w przypadku limuzyny o gabarytach Rolls-Royce'a. Są tam obiekty ze wszystkich zakątków globu, od nawrotki pod terminalem 2 na Heathrow, przez zjazd na jedyny parking podziemny w Portofino, po podjazd pod Hotel 13 w Makao. Na takie miejsca mamy przygotowane specjalne procedury. Tutaj wracamy do początku rozmowy – szofer nie może po sobie dać poznać, że pojawiają się trudności czy problem, przez cały czas ma zachowywać się swobodnie.
Wyobrażam sobie jednak, że zdarzają się sytuacje, kiedy trudno tę swobodę zachować. Jak szoferzy radzą sobie na przykład z irytującymi czy grubiańskimi pasażerami?
Właściciele Rolls-Royce'ów i ich szoferzy na ogół cieszą się dużym wzajemnym szacunkiem. Jeśli nie mogliby się dogadać na dłuższą metę, to zapewne po prostu nastąpiłaby zmiana osoby na pozycji szofera. Z takimi sytuacjami się jednak nie spotykam.
Zdarzył mi się jednak przypadek, gdy musiałem przywołać swojego klienta do porządku. Przywoziłem go do domu z imprezy. Musiał się dobrze zabawić, bo zachowywał się w sposób, który zagrażał mojemu bezpieczeństwu i jemu samemu. Szofer w takich sytuacjach ma tę przewagę, że ostatecznie to on prowadzi auto, może je zatrzymać oraz poprosić właściciela o opuszczenie swojego pojazdu.
Ostatecznie klient nie wysiadł z auta, ale kiedy zatrzymałem się, to zrozumiał, że nie żartuję i się uspokoił. Następnego dnia sam przeprosił mnie za swoje zachowanie. Serdecznie mu podziękowałem i zapewniłem, że nigdy do tej sprawy nie powrócę. Udało mi się spełnić tę obietnicę, przynajmniej aż do teraz, do tej rozmowy.
Tu mówimy o upojeniu alkoholowym. A czy zdarzały się jakieś inne, krępujące przykłady...
…"aktywności damsko-męskich"? Oczywiście…
…i co szofer może zrobić w takiej sytuacji?
Tu znów wracamy do podstawowych zasad. Upewnić się, że lusterko wsteczne nie obejmuje widoku tylnej kanapy, skupić się na tym, co przed autem i utrzymywać swój profesjonalizm.
Pozostaje jeszcze pytanie: po co to wszystko? Co daje klientom ten wielki wysiłek miesięcy czy nawet lat szkoleń i nieustannego skupienia profesjonalnego szofera?
Daje największy luksus, czyli spokój. Klienci płacą szoferom za to, żeby zapomnieć o jeździe. Zobrazuję to w następujący sposób. Jeśli podczas jazdy taksówką, busem czy nawet limuzyną z szoferem zwracałeś uwagę na to, jak kierowca prowadzi auto, patrzyłeś na to, co się dzieje na drodze, to znaczy, że gdzieś został popełniony błąd. Wtedy już częściowo Ty również zajmujesz się prowadzeniem.
Naszym zadaniem jest sprawić, że zapominasz o tym, co na drodze, co po drugiej stronie szyby. Tak, byś mógł się odprężyć i zrelaksować. Szofer dopełnia Rolls-Royce'a i to ich wspólny wysiłek składa się na doświadczenie najbardziej luksusowej jazdy na świecie.