Po 7 latach od rynkowego debiutu W222 wciąż wygląda świetnie.© fot. Aleksander Ruciński

Jeździłem Mercedesem Klasy S z przebiegiem 300 tys. km. To wciąż świetny samochód

Aleksander Ruciński
28 sierpnia 2020

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

W oczekiwaniu na siódmą generację Mercedesa Klasy S spędziłem kilka dni z dotychczasową odsłoną modelu. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że egzemplarz, którym miałem okazję jeździć nie był samochodem prasowym, lecz intensywnie eksploatowaną sztuką z przebiegiem przekraczającym 300 tys. km.

Mercedes-Benz Klasy S W222 zadebiutował w 2013 roku. W ciągu 7 lat powstały niezliczone ilości tekstów i filmów pozwalających bliżej zapoznać się z tym modelem. Testy przeprowadzano jednak zazwyczaj na nowych lub prawie nowych egzemplarzach prasowych, w przypadku których trudno ocenić, czy klient, który kupi Klasę S na lata, zrobi dobry interes.

Dlatego też, gdy tylko pojawiła się okazja sprawdzenia, jak limuzyna ze Stuttgartu zniosła niemały przebieg 300 tys. km, postanowiłem z niej skorzystać. Wszystko po to, by przekonać się, ile blasku straciła najjaśniej świecąca gwiazda Mercedesa po 6 latach intensywnej eksploatacji i czy warto brać pod uwagę takie egzemplarze, przebierając w górnych segmentach rynku aut używanych.

Więcej niż samochód

Mercedes Klasy S to ikona, marka sama w sobie, wypracowywana i udoskonalana od 1972 roku do dziś. Każda generacja tego modelu wyznaczała technologiczne trendy, będąc przy okazji nośnikiem najnowocześniejszych rozwiązań. Mówi się, że jeśli chcesz wiedzieć, jak będzie wyposażone twoje auto za 10 lat, musisz dziś zajrzeć do Klasy S.

Jest w tym sporo prawdy. ABS, ASR, ESP, trzypunktowe pasy bezpieczeństwa z napinaczami, poduszki powietrzne, reflektory ksenonowe, aktywny tempomat, system bezkluczykowy, noktowizor czy system przygotowujący pasażerów do kolizji to tylko niektóre z licznych rozwiązań, które debiutowały w różnych generacjach Klasy S.

Wyposażenie, o jakim wielu kierowców może tylko marzyć oraz bardzo wysoki poziom zaawansowania technicznego to cechy, dzięki którym limuzyna Mercedesa zawsze stawiana była w roli motoryzacyjnego wzorca i nad-samochodu nierzadko określanego najlepszym autem na świecie.

Czy dziś, w schyłkowym okresie dla obecnej generacji, za kierownicą egzemplarza, który ma za sobą zdwojony przebieg "idealnego passata TDI po Niemcu" nadal można poczuć tę magię i zrozumieć fenomen Klasy S?

Pierwsze wrażenie – ideał

W pierwszym momencie zwróciłem uwagę na piękny, błyszczący lakier i wnętrze, które poza delikatnymi przybrudzeniami wyglądało jak nowe. Dziwne, bo to rocznik 2014. Rzut oka na licznik i myśl: "30 tysięcy km, więc nie ma co się dziwić... ale, zaraz - tam jest jeszcze jedno zero!" Właśnie wtedy narodził się pomysł na ten tekst. Chciałem bliżej poznać samochód, który wydał mi się prawie nową klasą s, choć stan licznika w ogóle na to nie wskazywał.

Materiały wykończeniowe są świetne, wykończenie nieco gorsze.
Materiały wykończeniowe są świetne, wykończenie nieco gorsze.© fot. Aleksander Ruciński

Materiały – głównie drewno, skóra i aluminium świetnie zniosły próbę czasu, co nie powinno dziwić. W końcu to flagowy mercedes. Szkoda, że montaż nie jest już tak idealny. W222 sprzed liftingu skrzypi, szczególnie w okolicy tunelu środkowego. Pomniejsze wpadki zdarzały się nawet w praktycznie nowych egzemplarzach testowych i to nie tylko w tym modelu, ale i np. w AMG GT. Cóż, Niemcy najwyraźniej mieli wtedy słabszy okres. Poza tym fakt, że prezentowana sztuka okrążyła kulę ziemską już 7,5 raza, z pewnością uwydatnił ewentualne niedoróbki.

Warto jednak zauważyć, że każdy z elementów przebogatego wyposażenia działa – regulacja foteli, pompowane boczki, system Night Vision, zestaw kamer, czujniki parkowania, wszystkie elektryczne silniczki stworzone po to, by kierowca i pasażerowie zbytnio się nie przemęczali. Po 6 latach i 300 tys. km wszystko to jest całkowicie sprawne, a jakością pracy i łatwością obsługi nadal przebija wielu młodszych konkurentów.

Jeździ dokładnie tak, jak powinien

Trzylitrowy diesel, 7-stopniowy automat, napęd na tył i 258 KM w serii podkręcone nieco na zlecenie właściciela przy pomocy chiptuningu. Jak to jeździ? Nieangażująco – to chyba najlepsze określenie. Wsiadasz za kierownicę i nigdzie się nie spieszysz. Miękko zestrojone podwozie, które mimo 20 – calowych kół pracuje kulturalnie, nieco leniwa skrzynia, która zmienia biegi właściwie niezauważalnie, i dopracowane wyciszenie sprawiają, że za kierownicą można odpocząć.

W222 był też dostępny w wersji z większym rozstawem osi.
W222 był też dostępny w wersji z większym rozstawem osi.© fot. Aleksander Ruciński

Podobne opinie wygłaszali moi koledzy, którzy jeździli praktycznie nowymi testówkami kilka ładnych lat temu. Przebieg nic w tej kwestii nie zmienił. Owszem, czasem coś lekko zaskrzypi, zdradzając, że konstrukcja ma za sobą wiele kilometrów, lecz w kabinie nadal zaskakująco łatwo się zrelaksować, szczególnie w dłuższej trasie.

Sprint do setki w około 7 sekund to więcej niż wystarczająca wartość dla auta o takim charakterze, a jeżdżąc zgodnie z przepisami, spalanie nie powinno przekroczyć 9 l/100 km. Całkiem nieźle, jak na wóz o masie własnej wynoszącej co najmniej 1945 kg.

To nie są tanie rzeczy

Klasa S jest jednym z tych aut, w przypadku których rozmawianie o pieniądzach nie ma większego sensu. Jeśli musisz liczyć, raczej nie jest to samochód dla ciebie. Auto, za które w 2014 roku trzeba było zapłacić nie mniej niż 370 tys. zł, nie może być tanie w eksploatacji. Owszem, w ogłoszeniach nie brakuje używanych egzemplarzy w cenie dobrze wyposażonego, nowego kompaktu, ale trudno nazwać to okazją.

Taki wynik w stosunkowo młodym, luksusowym aucie zasługuje na uznanie.
Taki wynik w stosunkowo młodym, luksusowym aucie zasługuje na uznanie.© fot. Aleksander Ruciński

Opisywana Klasa S jest tego najlepszym przykładem. Obyło się bez poważniejszych awarii, lecz w przypadku auta tego segmentu nawet drobnostki przekładają się na ekstremalnie wysokie wydatki. Przykład? Awaria jednego z czujników oleju poskutkowała koniecznością wyjęcia całego silnika. Koszt? Około 7 tysięcy złotych. Niedawno trzeba było też wymienić dwa wentylatory chłodnicy.

Powracającym problemem, z którym boryka się właściciel, jest błąd czujnika DPF - pojawia się on po ostrzejszej jeździe w trybie Sport. To najprawdopodobniej wynik chiptuningu, dlatego w planach jest powrót do seryjnego oprogramowania. Poza tymi bolączkami auto nadal jednak wygląda i jeździ, jak przystało na Klasę S, z każdym dniem nakręcając kolejne kilometry.

300 tys. km to przebieg, z którym powinno poradzić sobie większość samochodów, niekoniecznie segmentu premium. Z drugiej jednak strony w powszechnej opinii współczesne auta nie są już tak trwałe jak ich poprzednicy. Warto jednak zauważyć, że klienci wcale tego nie oczekują, zmieniając auta częściej i jeżdżąc nimi mniej.

Wątpliwe więc by ktokolwiek próbował zrobić tym egzemplarzem więcej niż pół miliona kilometrów, ale sądząc po tym, jak zniósł on ponad połowę tego przebiegu, jestem skłonny uwierzyć, że nawet z takim wynikiem Klasa S nadal będzie jeździć i wyglądać naprawdę godnie, wciąż budząc podziw wśród kierowcy, pasażerów i przechodniów.

  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
[1/9]