Kto ma pierwszeństwo? Sprawa skończyła się w sądzie

Skrzyżowanie bez znaków to tzw. skrzyżowanie równorzędne, gdzie obowiązuje zasada prawej ręki. Co jednak, gdy znak ma tylko jeden z kierujących?

Skrzyżowanie
Skrzyżowanie
Źródło zdjęć: © Autokult
Marcin Łobodziński

24.06.2025 09:11

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Skrzyżowania, na których brakuje znaków informujących o pierwszeństwie, to tzw. skrzyżowania równorzędne, gdzie obowiązuje zasada prawej ręki. Czy takim skrzyżowaniem jest również skrzyżowanie, na którym znak A-7 "ustąp pierwszeństwa" lub D-1 "droga z pierwszeństwem" jest tylko na jednej z jezdni? Chodzi o sytuację, jak na grafice.

Takie sytuacje mogą się zdarzyć na drogach wiejskich czy serwisowych przy autostradach i ekspresówkach. Na niektórych skrzyżowaniach, zwłaszcza przy drogach serwisowych, często brakuje oznakowania. Zdarza się, że znaki pionowe "znikają", w wyniku kradzieży.

Wojewódzki Sąd Administracyjny we Wrocławiu wydał interesujący wyrok, który może być przydatny w sytuacjach podobnych do tej, w której znalazł się kandydat na kierowcę. Podczas egzaminu miał skręcić w prawo, a z lewej strony nadjeżdżał inny pojazd. Nie widząc znaku A-7 "ustąp pierwszeństwa" (bo go nie było), wjechał na drogę z pierwszeństwem, wymuszając je na aucie z lewej strony. Egzaminator musiał awaryjnie zahamować i przerwać egzamin.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Problem polegał na tym, że choć samochód z lewej strony znajdował się na drodze z pierwszeństwem, co potwierdzał znak D-1 "droga z pierwszeństwem", egzaminowany nie miał znaku A-7, ponieważ został on skradziony. To dało mu złudne poczucie, że powinien stosować zasadę prawej ręki. Z jego perspektywy nie wymusił pierwszeństwa, ale dla drugiego kierowcy było to wymuszenie.

Opinia sądu i SKO

W praktyce, jeśli przed skrzyżowaniem nie ma żadnego znaku, kierowca ma prawo zakładać, że jest to skrzyżowanie równorzędne. Taką opinię wyraził zarówno sąd, jak i Samorządowe Kolegium Odwoławcze, do którego egzaminowany się odwołał. SKO stwierdziło, że wobec braku oznakowania egzaminowany miał podstawy do przyjęcia, że to jemu przysługuje pierwszeństwo.

Sąd w wyroku stwierdził, że egzaminowany mógł być przekonany, że nie musi ustępować pierwszeństwa pojazdowi z lewej strony. W tej sytuacji obaj kierowcy są niewinni. Gdyby doszło do kolizji, odpowiedzialność mogłaby spocząć na zarządcy drogi, który nie zapewnił odpowiedniego oznakowania.

Egzaminator, który przerwał egzamin, miał rację, ponieważ gdyby tego nie zrobił, doszłoby do kolizji. Problemem było jednak to, że jako przyczynę przerwania egzaminu wpisał "nieustąpienie pierwszeństwa", co było błędne. Egzaminowany nie popełnił błędu w ocenie pierwszeństwa, ale nie zachował ostrożności, co spowodowało zagrożenie. Gdyby to opisano jako powód przerwania egzaminu, wszystko byłoby w porządku. Skarga została oddalona, a egzamin uznany za nieważny.

Komentarze (148)