Impreza dla prawdziwych fanów motoryzacji. Warto było czekać na Volkswagen Bus Festival
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Jadąc na Volkswagen Bus Festiwal oczekiwałem wiele, ale to, co tam zobaczyłem, było dziesięć razy lepsze. Ogromny zlot fanów busów spod znaku VW okazał się jedną z najlepszych imprez motoryzacyjnych na świecie. Teren targów w Hanowerze odwiedziło 80 tys. osób, a na otaczających je parkingach zebrało się 6 tys. samochodów - od T1 po T6 w najróżniejszych wydaniach.
Busy Volkswagena to samochody, które mają wielu fanów - im starsze tym większym kultem się cieszące. Nie dziwi więc, że na całym świecie odbywają się większe i mniejsze zloty tych aut. Jednak raz na jakiś czas to sam Volkswagen organizuje wyjątkową imprezę. Dokładniej mówiąc - zorganizował ją drugi raz w historii. Pierwszy festiwal busów VW odbył się w 2007 r. na 60-lecie powstania pierwszego projektu auta dostawczego na bazie Garbusa. Postanowiono powtórzyć to wydarzenie po 15 latach, ale z powodu wybuchu wojny w Ukrainie imprezę przesunięto o kolejny rok i odbyła się wreszcie w dniach 23-25 czerwca 2023 r.
Nie tylko odwiedzić, ale też wziąć udział
Gdy pojawiła się możliwość wybrania na Volkswagen Bus Festiwal grand californią, nie musiałem zastanawiać się dwa razy. Wyjazd skoro świt i ponad 800 km trasy były okazją do zapoznania się z największym kampervanem oferowanym przez niemiecką markę, ale najważniejsze miało być to, że takie auto pozwoli mi być jednym z uczestników festiwalu.
Muszę przyznać, że jadąc do Hanoweru volkswagenem grand californią spodziewałem się po prostu dużego zlotu z kilkoma dodatkowymi atrakcjami i europejską premierą I.D. Buzza w wersji LWB. Jednak już zbliżając się do terenu festiwalu zacząłem rozumieć skalę tej imprezy. Mijane kolejne T1, T2, T3, ale też nowsze busy we wszelkich możliwych wersjach i kolorach zapowiadały to, co czekało na mnie na miejscu.
Po zameldowaniu się na "polu kempingowym" odnalazłem polską strefę, gdzie przez kolejne dwie doby miałem mieszkać w grand californii, którą przyjechałem z Warszawy. Piszę o polskiej strefie, gdyż nasz rodzimy odział Samochodów Dostawczych Volkswagena zorganizował swoje miejsce na festiwalu, w którym zaparkowało ok. 60 busów z Polski. Oczywiście nie były to wszystkie samochody z naszego kraju, które przyjechały do Hanoweru, ale była to pewnego rodzaju wisienka na torcie.
Z jednej strony polscy fani busów Volkswagena pokazali, że mają naprawdę świetne samochody - różnych generacji, o różnej, często bardzo bogatej i fascynującej historii. Z drugiej polski odział Volkswagena zadbał o dodatkowe atrakcje pozwalające na jeszcze lepszą integrację i zabawę tych, którzy przyjechali na festiwal.
Można podziwiać bez końca
Z okazji festiwalu Volkswagen wyciągnął ze swojego muzeum oraz magazynów kilkadziesiąt wyjątkowych egzemplarzy. Można więc było zobaczyć T1 z początków produkcji albo w wydaniu terenowym z dwoma skrętnymi osiami i napędem gąsienicowym. Było T3 z silnikiem Porsche czy jeden z ostatnich egzemplarzy wyprodukowany w RPA. Do tego różne wersje użytkowe (karetka czy wóz strażacki), odmiany offroadowe oraz po prostu świetnie zachowane egzemplarze wszystkich generacji.
Już sama kolekcja Volkswagena robiła niesamowite wrażenie, ale najważniejszymi bohaterami festiwalu były busy na targowych parkingach, które przemieniły się w pola kempingowe. Otaczały one teren targów ze wszystkich strony i zdawały się nie kończyć. Muszę przyznać, że złapałem się na tym, że pokonywałem kolejne kilometry na nogach tylko po to, żeby zobaczyć jak najwięcej busów, które przyjechały na festiwal.
W Hanowerze pojawiły się wszystkie możliwe wersje - te bardziej użytkowe i osobowe. Oczywiście ogromną reprezentację miały kampervany wszystkich generacji - zarówno te klasyczne przygotowane przez Westfalię, a później przez samego Volkswagena, jak i np. kampery typu Karmann Gypsy czy egzemplarze przerabiane własnoręcznie przez właścicieli.
I to chyba najlepiej definiuje tę imprezę. W przypadku busów (nieważne jak stare by one nie były) nie chodzi o to, żeby były w stanie, w jakim wyjechały z fabryki - to zadanie zostawiono egzemplarzom muzealnym. Tu liczy się indywidualność i strona praktyczna, czyli to, do czego samochody użytkowe zostały stworzone.
Z jednej strony można było podziwiać idealnie odrestaurowane egzemplarze, ale znaczną część, a nawet większość stanowiły samochody, po których widać było trudy użytkowania. To nie są busy, które tylko stoją w garażach. One są towarzyszami przygód i wielu podróży.
Atmosfera jak nigdzie indziej
Takie samochody i podejście do nich wiązały się też z czymś jeszcze ważniejszym - atmosferą i podejściem uczestników festiwalu do tej wyjątkowej imprezy. I słowo "impreza" pasuje tu idealnie, gdyż był to jeden wielki piknik oraz zabawa. Grille, muzyka, rozmowy przy rozkładanych przed autami stolikach - całość była totalnie na luzie i bardziej przypominała festiwal muzyczny niż zlot (często zabytkowych) samochodów.
Było bez nadęcia i bardzo towarzysko. Wszystko dzięki temu, jakie podejście do życia mają właściciele takich samochodów. Nawet jeśli mowa jest o wartym ponad pół miliona złotych, odnowionym i wychuchanym T1, to i tak jego właściciele spali w aucie, korzystali z toi toiów i pryszniców przywiezionych na pole kempingowe w kontenerach. Tu nie chodziło o luksusy, a o dobrą zabawę, luz i okazję do poznania innych fanów czterech kółek.
Tym bardziej, że większość z nich miała wiele historii do opowiedzenia. Hasło "van life" nie jest jedynie na pokaz. Nawet właściciele aut, które mają już kilkadziesiąt lat na karku (a raczej w kołach), cały czas wykorzystują je do podróży i przeżywania wyjątkowych przygód. Żeby daleko nie szukać - jeden z polskich egzemplarzy T3 odbył już kilka długich podróży, w tym w zeszłym roku trzymiesięczny tour dookoła USA. Oczywiście nie jako okaz pokazowy, a tani środek transportu i miejsce noclegowe.
Grand California, czy klasyczny rozmiar?
Do tej pory miałem okazję jeździć tylko zwykłą californią, więc wyjazd na festiwal był też okazją, aby lepiej zapoznać się grandem zbudowanym (w polskiej fabryce) na crafterze. Z jednej strony potwierdziło się, że mierzące sześć metrów auto to już poważny zawodnik grający bardziej w tej lidze co alkowy i półintegry. Ma w miarę przestronne wnętrze, w którym można spędzać czas, do tego dolne łóżko jest naprawdę spore, a oczywiście największą różnicą jest posiadanie łazienki. Z drugiej to zwykła california jest samochodem, którym wygodniej mogą podróżować cztery dorosłe osoby - w grandzie kanapa w drugim rzędzie jest mniej komfortowa, a znajdujące się na górze łóżko ma rozmiary raczej dziecięce.
A jak z jazdą? Tu moje obawy potwierdziły się tylko częściowo. Wysokość oznacza, że nie wjedzie się tym samochodem do garażu podziemnego, a długość utrudni parkowanie w mieście. Z drugiej strony jazda volkswagenem grand californią nie odbiegała tak bardzo od tej mniejszym modelem, jak się obawiałem. Zawieszenie okazało się bardzo komfortowe, a jazda autostradą nie jest problemem. Grand jest też zaskakująco oszczędny, ale do momentu, aż nie będziemy osiągać większych prędkości - wtedy wielkość i gorsza aerodynamika wchodzą do gry,
Chcę tam wrócić
Volkswagen Bus Festival okazał się świetną imprezą dla wszystkich fanów busów Volkswagena, ale też dla każdego fana motoryzacji. Bo czyż sednem motoryzacji nie jest zapewnianie mobilności, a jedną z jej najwyższych form są busy i kampery?
Ogromna liczba wyjątkowych samochodów, które można podziwiać bez końca, atmosfera i świetna organizacja czynią z festiwalu busów Volkswagena wydarzenie, na które chcę wrócić. Mam nadzieję, że na kolejną edycję nie będzie trzeba znów czekać kilkunastu lat. Ja już czekam na trzeci Volkswagen Bus Festival!