Używany Ford Escort RS Cosworth - marzenie wielu
Przepis na udanego hot hatcha wydaje się prosty. Bierzemy karoserię od kompaktowego auta, wsadzamy duży silnik pod maskę i doklejamy ładny znaczek. W latach 90tych było jednak nieco inaczej.
13.07.2011 | aktual.: 30.03.2023 09:53
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
W dzisiejszych czasach można wejść niemal do każdego salonu samochodowego i powiedzieć, że chce się hot hatcha. Uprzejmy gentleman w garniturze zaprowadzi nas do auta, które będzie tak naprawdę małym mieszczuchem lub pakownym kompaktem z turbodoładowanym silnikiem.
Po jeździe próbnej okaże się, że auto zachowało wszystkie zalety cywilizowanych pojazdów, a przy okazji pozwala odczuć nieco sportowych emocji podczas jazdy. W latach 90tych nie było to jednak takie proste.
W tamtych czasach chcąc kupić hot hatcha trzeba się było udać do salonu Volkswagena i poprosić o przejażdżkę otyłym Golfem III ze znaczkiem GTI. Żadnych alternatyw? Było ich kilka, a jedna z nich nazywała się Ford Escort RS Cosworth.
To nie jest i nigdy nie miał być zwyczajny hot hatch. Escort RS Cosworth powstał tylko i wyłącznie w jednym celu - żeby skopać wszystkim tyłki na trasie rajdowego odcinka specjalnego. Wersja cywilna tego auta trafiła na rynek jedynie z wymagań homologacyjnych.
Ford musiał wyprodukować 2500 aut by uzyskać wszelkie prawa do wykorzystania Escorta w motorsporcie. Amerykański producent zaprosił więc do współpracy brytyjskiego Coswortha odpowiedzialnego za podzespoły oraz niemiecką firmę Karmann, która wcześniej pomogła przy stworzeniu Escorta Cabrio.
Jako podstawę wzięto płytę podłogową pochodzącą ze Sierry Cosworth 4X4. Po odpowiednim skróceniu oraz dopasowaniu jej do karoserii, za co odpowiadał Karmann, autko było niemal gotowe. Wbrew pozorom połączenie tych dwóch elementów nie było takie proste. Escort Cosworth nie powstał na pokaz, każdy wlot powietrza, poszerzone nadkola, zderzaki, wszystko ma konkretne zastosowanie - sprawić by auto było jeszcze szybsze.
Pozostało już tylko wsadzić pod maskę dwulitrowy silnik, który wcześniej pracował pod maską Sierry, dołożyć do niego turbosprężarkę T34 wyprodukowaną przez firmę Garrett, a to wszystko uzupełnić o zawieszenie i układ hamulcowy pochodzące... no właśnie.
O tym, że Escort Cosworth jest składakiem można się przekonać we wnętrzu. Kierownica nie jest do końca dopasowana z pedałami, które są przesunięte delikatnie w lewo od osi fotela. Trzeba się do tego przyzwyczaić. Po wciśnięciu sprzęgła i wrzuceniu pierwszego biegu w dość opornej, ale wytrzymałej skrzyni, która dla odmiany pochodzi z Transita, auto wystrzeliwuje do przodu.
Wszystko to za sprawą napędu na cztery koła oraz 227 KM tłoczonych pod maską. W 1994 roku, więc po 2 latach od czasu rozpoczęcia produkcji, auto zostało nieco przytłumione. Pod maskę trafiła mniejsza turbosprężarka, model Garrett T25, przez co moc spadła do 220 KM oraz 294 Nm momentu obrotowego.
Teraz była ona jednak dostępna już przy 2500 obr./min. Mimo wszystko, Escort nadal nie był do końca cywilizowanym pojazdem i przy zakupie auta, trzeba zdawać sobie z tego sprawę. To nie jest hot hatch. To rajdówka z tablicą rejestracyjną, która niedoświadczonego kierowcę potrafi niemile zaskoczyć.
Z jednej strony to jednak dobrze. Pozytywnym aspektem Escorta jest również fakt, że wyprodukowano tylko 7145 egzemplarzy tego auta, a ostatni egzemplarz wyjechał z fabryki w 1996 roku. Żaden fan pseudo tuningu nie zainteresuje się samochodem, który nie jest do końca przewidywalny.
Cosworth nadaje się jednak do modyfikacji. Autko zyskało sporą popularność wśród miłośników rallycrossu, którzy potrafią podwoić, a nawet potroić moc dwulitrowego silnika od Sierry. Jeżeli więc ktoś decyduje się na zakup 220 konnego Escorta, jest prawdziwym pasjonatem motorsportu lub miłośnikiem klasycznych, trochę szalonych pojazdów.
W codziennym użytkowaniu auto nie radzi sobie zbyt dobrze. Owszem, to nadal Escort, ale jazda w korkach, parkowanie na drugim poziomie ogromnego parkingu nad galerią handlową jest naprawdę uciążliwe.
Podobnie z serwisowaniem auta. Teoretycznie z podzespołami zawieszenia oraz układu hamulcowego można eksperymentować montując nawet tunerskie odpowiedniki. Jednak z tapicerką czy elementami nadwozia będzie już dużo gorzej. Trudno je zdobyć, a ich ceny mogą błyskawicznie wyssać zawartość portfela właściciela.
Escort RS Cosworth bez wątpienia nie jest samochodem dla osób poszukujących czegoś mocniejszego do zabawy w niedzielne popołudnia. To auto, które jest bardziej wymagające od Subaru Imprezy, co czyni je unikatem na rynku wtórnym.
Jeśli więc chcesz sprawdzić swoje umiejętności i oswoić rajdową legendę, przygotuj minimum 50 000 złotych. W poszukiwaniu Escorta warto wybrać się za naszą zachodnią granicę, tam jednak trzeba mieć przy sobie minimum kilkanaście tysięcy euro.
Czy warto? Warto, jeżeli od pitbulla wolisz prawdziwego lwa, który mimo tego, że wyda się sympatyczny i od czasu do czasu da się pogłaskać, nigdy nie zapomni o swojej prawdziwej naturze.