Audi A7 50 TDI Quattro 2018 – nie, to nie jest pięć litrów
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Wygląda agresywnie, potężnie i nowocześnie. Ma na pokładzie więcej gadżetów niż samochód Jamesa Bonda. Kosztuje tyle co mieszkanie i jest ładniej wykonane. A każdemu trzeba tłumaczyć, że to nie 5.0.
Audi A7 50 TDI Quattro - test, opinia, spalanie
Pastwić się nad nowym nazewnictwem numerycznym stosowanym przez Audi zamierzam kilka akapitów dalej. Póki co zapraszam na wycieczkę po promie kosmicznym, który startuje z salonów dilerskich niemieckiej marki. Mowa oczywiście o A7, którego poprzednie wersje nie zdążyły się jeszcze opatrzeć i zestarzeć, a w cenniku wystąpiły już błyszczące nowością kolejne modele.
Czarne Audi A7 wygląda jak samochód Batmana
W stosunku do poprzednika nadwozie zostało "zaostrzone", czyli nakreślone bardziej zdecydowaną linią. Nie to, żeby poprzednie A7 było jakieś obłe. Jednak ostre wcięcia w zderzakach, lepiej zaakcentowane błotniki i zdecydowanie ładniejsza galanteria w postaci świateł i lusterek "robi robotę".
Długie na 4969 mm nadwozie wygląda bardzo proporcjonalnie. Patrząc na A7 od razu widać, że mamy do czynienia z zupełnie nowym autem. To przeciwność zjawiska, które obserwujemy w segmencie kompaktów, chodzi o to, że auta różnych producentów są do sobie bardzo podobne i mają niewiele cech, po których można je odróżnić. Jeśli zamaskujemy emblematy na nowym Polo, Focusie czy Hyundaiu, to trudno odgadnąć, z jakim autem mamy do czynienia. W przypadku A7, nie da się go pomylić z żadnym konkurentem. Przygarbiony, ale masywny tył, niska, szeroka oraz barczysta, karoseria i długa maska. A7 to znacznie więcej, niż A6 i pojazdy te są adresowane to całkowicie innych grup klientów.
Problematyczne bywa to, że auto jest dość szerokie (2139 mm z lusterkami). Parkowanie pomiędzy samochodami wymaga sporo uwagi, ale w takich momentach przydają się gadżety jak zasymulowany widok z góry i czujniki parkowania. Jak już zaparkujemy, to musimy wysiąść. Tu spotkamy mały kłopot, bo drzwi są dość duże, a siedzi się nisko, więc przyda się być gibkim.
Na oddzielny akapit zasługują przednie reflektory i tylne światła. Jedne i drugie zaprojektowano tak, że spełniają nie tylko pierwotną funkcję oświetlania drogi i pojazdu, ale też są ozdobą. To taka aktywna biżuteria, która niesamowicie przyciąga wzrok. To kolejny bardzo charakterystyczny element dla A7. Jeśli kupując je zdecydujemy się dopłacić prawie 15 tys. zł za laserowe światła, to samochód zostanie zauważony nie tylko w dzień, ale też odwraca głowy w nocy. A kupując takie designerskie auto właśnie o to chodzi jego właścicielom. Bo gdyby chcieli się wtopić w tłum, to wystarczy wybrać nowe A8.
Wracając do A7 warto wspomnieć, że szyby nie mają ramek, a 21 calowe koła zdają się prawilnie wypełnić nadkola. Te dwa gadżety pasują wszystkim, ale w czasie jazd testowych dowiedziałem się, że zwolennikom samochodów o bardziej klasycznej linii ta cała agresywna stylizacja nie do końca pasuje. To też zapisuję po stronie plusów. Jak ktoś ma odwagę się wyróżniać, to musi się liczyć z tym, ze z różnych powodów nie wszystkim będzie się to podobać.
Wnętrze – A7 dla czworga z bagażem
Kabina jest zaprojektowana z rozmachem. Szczególnie w testowanej wersji, która miała na pokładzie kilka dodatków z oferty Audi Exclusive. Eleganckie listwy, aluminium i skóra jest wszędzie.
Fotele mają ogromny zakres regulacji i, co dla mnie najważniejsze, da się je opuścić bardzo nisko. Kiedy już odnalazłem idealną pozycję do podróży, zorientowałem się, że wysoko poprowadzona linia szyb daje poczucie izolacji od otoczenia. To, w połączeniu z dobrym wytłumieniem wnętrza, dawało świetne warunki podróży.
Przebrnięcie przez ustawienia nawigacji, klimatyzacji, trybów jazdy i rozbudowanego systemu audio potrwało chwilę, ale po kilkunastu kliknięciach A7 stało się dokładnie takie, jak chciałem. Mapa pojawiła się w miejscu zegarów, z głośników płynęły dźwięki rocka, a zawieszenie chroniło mnie przez turbulencjami. Oprócz tego, reakcja na gaz w trybie leniwym – ekonomicznym, podobnie skrzynia biegów.
Takie ustawienia najbardziej ucieszą pasażerów. Maksymalnie A7 zmieści pięć osób, ale najlepiej podróżować we czworo. Wszystkie miejsca są wygodne, mają podłokietniki i gniazda USB w zasięgu ręki. Kabina jest dość szeroka, a na brak miejsca nad głową będą narzekać tylko koszykarze.
Zaskakująco pojemny (535 l) i foremny jest bagażnik. Element ten co prawda schodzi teraz na drugi plan, bo przecież jakby ludzie zwracali na niego uwagę, to nie decydowaliby się na SUV-y, które najczęściej maja bagażniki mniejsze, niż tańsze kompaktowe kombiaki. Wracając do A7 – klapa podnosząca się z szybą to strzał w dziesiątkę.
W drogę – A7 połyka krajówki, ekspresówki i autostrady
Przemierzanie kraju za kierownica A7 to przyjemne doświadczenie. Auto prowadzi się bardzo łatwo, lekko i przewidywalnie. Tylko duże nierówności i wąskie drogi przypominają, że koła są o 5 cali za duże i o połowę za szerokie na nasze koleiny. Poza tym wszystko gra. Szkoda, że nie mamy wyborów samorządowych co roku, bo wtedy już dawno sieć naszych dróg dogoniłaby potrzeby takich samochodów.
Silnik to nie 5.0, ale daje radę. Jednostka osiąga moc maksymalną równą 286 KM przy niskich obrotach, a ogromny maksymalny moment obrotowy (620 Nm od 2250 obr.min.) zapewnia odejście praktycznie w każdym momencie. Maksymalnie auto pojedzie 250 km/h, a pierwsza setka pojawia się po 5,7 s. Nieźle jak na diesla. A7 50 TDI Quattro to szybkie auto, ale nie prowokuje. Najwięcej frajdy daje równomierna i spokojna jazda.
Takie delikatne traktowanie pedału przyspieszenia pozytywnie wpływa na zasięg. Przejechanie około 800 km Audi z silnikiem V6 TDI na zbiorniku paliwa to żaden wyczyn. W mieście A7 w tej wersji potrzebuje około 8,5 l/100 km, a przepisowa jazda trasą obniża średnią do koło 7 l/100 km. To świetny wynik, jak na wóz ważący bez pasażerów niemal 2 tony.
Co myślę o nowym Audi A7?
A7 dobrze się prowadzi, świetnie wygląda i zachęca do jazdy świetnie wykonanym wnętrzem. Oczywiście, za jego cenę można mieć trzy arteony, a wyposażenie testowanego egzemplarza podbija cenę o tyle ile kosztuje nowe Audi A6, ale jeśli ktoś nie ma problemu z wydaniem około 580 tys. zł, to powinien się przejechać A7.
A wracając do oznaczeń, pamiętam jak kilka lat temu nabijaliśmy się z modeli aut oferowanych w Chinach. Tamtejsze nazwy im dłuższe i z wyższą liczbą, tym lepsze. A7 to za mało, lepiej dodać do tego 50.
- atrakcyjne nadwozie,
- bardzo skuteczne światła,
- komfortowe wnętrze,
- mnóstwo ustawień (fotel, zawieszenie, praca skrzyni biegów, itp.)
- praktyczne wnętrze,
- świetny system audio,
- mocny i oszczędny silnik,
- duży bagażnik.
- problematyczne szerokie nadwozie,
- zbyt duże koła (niepraktyczne, łatwe do zniszczenia),
- wysokie ceny dodatków,
- niezrozumiałe oznaczenie wersji silnikowej.