"Powinni tego zabronić!" Kubica wypalił o wygranym wyścigu
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Po sensacyjnym doprowadzeniu Ferrari 499P do zwycięstwa w 24h Le Mans, Robert Kubica zawitał ze swoim trofeum w siedzibie Orlenu. Podczas tej wizyty miałem okazję wysłuchać jego spostrzeżeń dotyczących minionego weekendu, ale również odległej przeszłości w Formule 1, jak i sportowej przyszłości.
- Powinni tego zabronić - powiedział Kubica bez ogródek o 24h Le Mans. - Poziom zmęczenia jest ekstremalny dla wszystkich: tak dla kierowców, jak i dla całego zespołu. Mechanicy śpią na stołkach, jadą na oparach. To ekstremalne wydarzenie nawet dla kibiców.
Na pytanie o to, gdzie to obciążenie dla organizmu jest większe - w Formule 1 czy w tym najsłynniejszym 24-godzinnym wyścigu świata - nie zastanawia się z odpowiedzią nawet chwili.
- Poziom zmęczenia jest nieporównywalny - powiedział polski kierowca. - Nie trochę większy, a sto razy większy. To ekstremalne wyzwanie jeśli chodzi o aspekt fizyczny, ale przede wszystkim mentalny. Wyścig Formuły 1, mimo że tam są dużo większe przeciążenia i prędkości, to ze względu na to, że jest on dużo krótszy, to zmęczenie nie jest nawet porównywalne.
- To narasta z każdą godziną - wyjaśniał Robert Kubica. - Fizycznie czujesz się coraz bardziej zmęczony, wytężenie mózgu rośnie. Myślę, że w wyścigu 24-godzinnym przygotowanie mentalne jest nawet ważniejsze. Niemniej fizyczne również jest ważne, bo im lepiej jesteś przygotowany od tej strony, to tym więcej energii jesteś w stanie zachować dla swojego umysłu. To bonus. Ale jeśli masz problemy z koncentracją, to nawet wysoka forma fizyczna nic nie da.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Może nie znamy się z moimi zespołowymi partnerami jak mąż i żona, ale jednak na tyle dobrze, że wystarczy jedno spojrzenie, by wiedzieć, czy na przykład ktoś jest już zmęczony - powiedział krakowianin, zwracając uwagę na inne czynniki potrzebne do zwycięstwa w tak wyjątkowej próbie, nieobecne choćby w Formule 1. - Rolą kierowców w wyścigach długodystansowych jest poświęcenie, ale są też pewne granice tego, ponieważ ostatecznie każdy jest człowiekiem i pracuje na końcowy wynik. Wychodzą tu na wierzch pewne cechy, których nie potrzebujesz w innych wyścigach.
- Podczas tych 24 godzin wychodziły pewne sprawy, które wykraczały poza normalne ramy pracy, niektóre nawet nie były sympatyczne - zauważył polski zawodnik. - Ale cieszę się, że potrafiłem powiedzieć w pewnych kwestiach to, co myślę. W końcu nie codziennie masz szansę na zwycięstwo w 24h Le Mans.
Zobacz także
Kubica jechał najdłużej z kierowców w swoim trzyosobowym zespole i prowadził samochód w kluczowych momentach - siedział za kierownicą przez aż 10 z 24 godzin rywalizacji. Mimo to nie zna jasnego przepisu na to, jak utrzymywać tak wysoki poziom koncentracji przez tyle czasu.
- To są lata pracy, doświadczenie budowane od małego - wyjaśniał Kubica. - Na Le Mans dużo się dzieje. Jakbym miał zliczyć, ile przez to 10 godzin przejechałem okrążeń, na których nie musiałem dublować aut z niższych klas, to nie byłoby ich więcej niż palców jednej ręki. To pokazuje, że w czasie tego wyścigu zawsze dużo się dzieje, a dodatkowo pojawiają się różne zmienne warunki - jazda nocą, o wschodzie słońca - które kumulują koncentrację.
W ciągu tej doby spał zaledwie dwie godziny, chociaż on sam twierdzi, że "aż" dwie godziny.
- To mój rekord na Le Mans - mówi z satysfakcją. - Sporo mi dało to, że było to już moje piąte 24h Le Mans. Po każdym analizowałem, co się wydarzyło. Nie tylko na torze, ale przede wszystkim jak wypadł aspekt przygotowania w głowie: jakie podjąłem decyzje - co robić, na czym się skupić, a co olać. Idealne Le Mans powinno wyglądać tak, że kierowca wysiada z auta i nie zastanawia się nad tym, co się dzieje. Idzie wziąć prysznic, coś zjeść i zasypia w minutę. Realia są zupełnie inne. Nawet jak nie jadę w danym momencie, to staram się wiedzieć co się dzieje, staram się być dostępny dla inżynierów w przypadku jakichś pytań czy też podbramkowej sytuacji.
- Nie jest łatwo się z tego odłączyć umysłem, chociaż z każdy kolejnym Le Mans jest coraz łatwiej. W tym roku ten ostatni wyjazd na tor, a to była wyjątkowo długa zmiana, bo trwała z 3,5 godziny, wymagał już innego wysiłku i koncentracji niż 3,5 godziny na początku wyścigu. Pojawiła się dodatkowa presja, że jedziesz po zwycięstwo. Te dwie godziny snu - co wydaje się, że to było mało - spowodowały, że byłem w dobrej formie i skoncentrowany, ale wyluzowany. W każdej dyscyplinie każdy sportowiec dąży do tego, żeby osiągnąć najwyższy poziom, ale w naturalny sposób, tak żeby przychodziło to automatycznie.
Polski zawodnik zespołu AF Corse sam zahacza przy tym o pojawiające się komentarze o braku emocji podczas jazdy po zwycięstwo w kluczowym momencie wyścigu.
- Również moi znajomi, którzy widzieli ujęcia z kamery na twarz, mówili mi potem, że wyglądałem na spokojnego. Albo na zmęczonego. Nie byłem zmęczony, po prostu zachowywałem wewnętrzny spokój".
- Z jednej strony zachowywałem świadomość tego, o co jadę - że walczę o zwycięstwo w 24h Le Mans - ale z drugiej świadomość tego, że jeśli wykonam swoją pracę, to nic złego się nie wydarzy... oprócz ewentualnej awarii czy problemu z pit stopem, ale z mojego punktu widzenia wszedłem w taki flow, w którym wydawało mi się, że wszystko jest pod kontrolą. Czasem takie uczucie może być zgubne, bo traci się wtedy koncentrację, ale ja ją utrzymywałem i wiedziałem, że jestem skoncentrowany, ale też spokojny.
Dlatego też, gdy w końcu przekroczył linię mety, nie od razu dotarła do niego euforia.
- Po przekroczeniu linii mety powiedziałem zespołowi parę słów, po czym dopiero po paru minutach doszło do mnie, że wypadałoby im coś więcej powiedzieć - opowiadał o finiszu Robert Kubica. - To nie jest tak, że nie miałem im nic do powiedzenia. Każdy ma swój sposób okazywania emocji, a ja pokazałem w sposób zamknięty. Ale tak szczerze, to momentami cieszyłem się bardziej dla zespołu niż dla siebie. Miałem świadomość tego, co się dzieje i co wywalczyliśmy, ale z drugiej strony trzeba iść dalej i stawiać sobie nowe cele. Bo to one mnie napędzają do dalszej pracy i do robienia tego, co kocham.
Krakowianin zwrócił przy tym uwagę, na wytrwałość niezbędną do osiągnięcia sukcesu - nie tylko w wyścigach zresztą - wykraczającą poza tę 24-godzinną próbę.
- Od moich pierwszych startów sporo się zmieniło - wspomina Kubica. - Młodzi kartingowcy już nie wiedzą nawet, jak to wyglądało. Jak wyjeżdżałem na zagraniczne zawody, to nie powiem, że byłem na nich pierwszym Polakiem, ale wtedy zgłoszenia polskich zawodników były sporadyczne. W dzisiejszych czasach na niektórych zawodach Polacy to cała czołówka. I to jest piękne, i pokazuje jak sporo się zmieniło. Jest coraz więcej pasji i coraz więcej możliwości.
- Im większą mamy grupę kartingowców, tym większą mamy szansę, żeby wykorzystać ten potencjał. Trzeba jednak być świadomym tego, że nawet na tym najwcześniejszym szczeblu kariery w motorsporcie wydatki są dziś ogromne. Młodym zawodnikom życzę przede wszystkim wytrwałości, bo najważniejsza jest ona i poświęcenie. Konkurencja jest ogromna, karting stoi w tej chwili na bardzo wysokim poziomie i jest to profesjonalne ściganie, które dużo uczy i ma ogromne znaczenie w ukształtowaniu kierowcy, a głównie jego charakteru. A ten dla sportowca czasem jest nawet ważniejszy niż same umiejętności.
- W sporcie, jeśli wszystko idzie dobrze i się prowadzi, to wszystko przychodzi łatwo, ale tak nigdy nie ma, szczególnie w motorsporcie, gdzie nie wszystko zawsze zależy od zawodnika - podkreśla polski kierowca. - W innych dyscyplinach mamy rakietę do tenisa czy piłkę i 99 proc. tego, co sportowiec osiągnie, zależy od niego samego. W wyścigach i kartingu ten czynnik sprzętowy odgrywa większą rolę.
- Nie jest to krytyka, ale chciałbym, żeby to było odebrane jako mobilizacja: bardzo często rodzice i inni ludzie dookoła tych młodych kierowców zbyt wcześnie stopują rozwój swoich podopiecznych. Zbyt wcześnie mówią, że ich córka czy syn osiągnęli poziom, którego nie da się już wyżej podnieść. Tymczasem ja po wypadku w rajdzie i przejściu przez te wszystkie dyscypliny motorsportu czuję, że staję się coraz lepszym kierowcą. Jeśli ja w wieku 40 lat czuję, że mam potrzebę pracy nad sobą, to przed zawodnikiem w wieku 13 lat tej pracy jest jeszcze naprawdę sporo i zachęcam do niej.
Jakie są więc dalsze cele po wygraniu najsłynniejszego wyścigu długodystansowego na świecie?
- Lubię wyzwania - zaznaczył Kubica. - Większość ludzi nie zdaje sobie sprawy, jak wielkim wyzwaniem było pójście do rajdów. Nie lubię łatwych zadań, więc zobaczymy, co będzie następnym celem.
- U każdego sportowca, ale też u każdego człowieka, następują różne etapy życia. W 2008 r., kiedy byłem kierowcą Formuły 1, wygranie wyścigu mogło tylko przebić wygranie tytułu mistrza świata. Udało mi się wygrać Grand Prix Kanady, ale, mimo że byłem liderem mistrzostw, nie udało się zdobyć tytułu. Przez zespół podjęte zostały pewne decyzje - gdyby zostały podjęte inne, to myślę, że tych zwycięstw by było więcej i dzisiaj byśmy mówili, że Polak zdobył tytuł mistrza świata Formuły 1. Uważam, że straciliśmy ogromną szansę.
- Na etapie, na którym jestem dzisiaj, czyli startów w Mistrzostwach Świata Wyścigów Długodystansowych, nie da się wygrać trudniejszego, ważniejszego wyścigu niż 24h Le Mans - podkreślił Robert. - Teraz, żeby scenariusz nie był identyczny, trzeba też zawalczyć o tytuł mistrza świata na koniec sezonu. Nie będzie to łatwe, ale miejmy nadzieję, że podejmowane obecnie decyzje będą zupełnie inne niż te sprzed 17 lat.
Po - jak widać nieudanym z perspektywy Kubicy - epizodzie z zespołem BMW-Sauber, do którego się odnosił, przyszła współpraca z zespołami Renault i Lotusem. Dopiero po latach dowiedzieliśmy się, że już za rogiem czekał fotel w najbardziej utytułowanym zespołem w stawce, z którym miałby realne szanse na zdobycie w końcu tytułu mistrza świata F1 - Ferrari. Tak się jednak nie stało z powodu feralnego wypadku w rajdach, który Polak przypłacił poważnym urazem prawej ręki, uniemożliwiającym mu na wiele lat starty w królowej motorsportu.
- Podpisano ze mną kontrakt, ponieważ wierzono, że mogłem reprezentować ten zespół na odpowiednim poziomie i byłem dobrym kandydatem do realizacji założonych celów - wspominał swoją karierę w F1 Kubica. - Niestety tak się nie stało. Ta rana nadal jest. Te starty w hypercarze Ferrari tej rany do końca nie zagoją. Niemniej to, co osiągnęliśmy na 24h Le Mans, to jest coś szczególnie emocjonalnego".
Czy będzie więc się starał walczyć o powtórzenie zwycięstwa w 24h Le Mans?
- Zawsze będzie sens wracać do 24h Le Mans, nawet jako kibic, choć może nie chciałbym jeszcze występować na nim w takiej roli już za rok - podsumował, dając tym samym znak, że jest gotowy na ponowną walkę podczas największego wyścigu świata.