Wyższy poziom caravaningu. Volkswagen Grand California przekonał mnie do wypoczynku w trasie
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Pomimo dużego sukcesu kompaktowego kampera, Volkswagen długo opierał się przed wejściem do świata dużych domów na kółkach. Do teraz. Na rynek wjeżdża Volkswagen Grand California i potrafi do siebie przekonać wszystkich tych, którzy twierdzili, że kemping nie jest dla nich.
Volkswagen Grand California - opinia, pierwsza jazda
Dotychczasowy wynik sprzedaży na poziomie 116 tys. egzemplarzy "małej" Californii trzeba uznać za sukces. To auto, które tylko z zewnątrz wygląda jak zwykły Volkswagen Transporter ekipy budowlanej. W środku, oprócz znacznie lepszego wygłuszenia i zdecydowanie ładniejszych materiałów, znajdziemy kuchnię, lodówkę, masę szafek i wygodne łóżko. Podnoszony dach zapewnia dodatkowe miejsca, a charakterystyczna markiza pozwala zaznaczyć swoje terytorium na polu namiotowym.
Zobacz także
California, jaką już znamy, ma niezaprzeczalne zalety – można ją wykorzystywać na co dzień. Oparta jest na krótkim nadwoziu, co ułatwia parkowanie i "łamanie się" w ciasnych uliczkach, ma poniżej 2 metrów wysokości, więc wjedzie na każdy parking podziemny. Samochód idealny? Prawie – choć przygotowana przez pasjonatów, z racji kompaktowych rozmiarów nie miała toalety i prysznica w środku. Po części dlatego w gamie pojawia się Grand California.
Już nie XXL, a Grand
Volkswagen badał rynek konceptem XXL, który miał z tyłu nadwozia charakterystyczny garb, a na liście opcji znalazła się nawet podgrzewana podłoga. Produkcyjna wersja wyjeżdżająca z polskiej fabryki we Wrześni zmieniła nazwę na Grand California, nie ma aż tak wymyślnego wyposażenia jak grzanie stóp, ale i tak zaskakuje przemyślanymi rozwiązaniami i wygodą użytkowania. W ofercie pojawią się dwie wersje – (prawie) 6-metrowa "600" i przedłużona "680".
Każda z nich oferowana jest z 2-litrowym silnikiem Diesla o mocy 177 KM, generującym 410 Nm. Automatycznie dołączany napęd na 4 koła (4Motion) jest opcjonalny. Skrzynia ma osiem biegów, przez co spalanie można zbić do ok. 10 l/100 km na trasie i ok. 12,5-13 l/100 km w górach. Dynamika? Jest, ale niezbyt porywająca, pozwalająca utrzymać prędkości raczej dróg krajowych niż autostrad.
Grand California – co widać od razu – oparta jest na nowym Crafterze z wysokim dachem, ale w środku to dwa zupełnie różne auta. Nawet nie wiem od czego zacząć, pisząc o wnętrzu. Chyba od tego, że dzięki tworzeniu Californii przez lata ekipa Volkswagena opracowała rozwiązania logiczne, może nawet powiedziałbym "idiotoodporne". Jeśli coś nie działa lub wymaga użycia siły, na pewno robisz to źle.
Amator na kempingu
Volkswagen Grand California jest pojazdem banalnym w obsłudze, więc nawet kempingowy laik będzie bohaterem na swoim wyznaczonym kwadracie. Wystarczy zaparkować na w miarę poziomym kawałku terenu, zabezpieczyć okna przed owadami, na panelu dotykowym w kabinie wybrać podgrzewanie wody pod prysznic (40 lub 60 stopni), ustawić oświetlenie, wysunąć stopień, rozłożyć krzesełka i wysunąć markizę. Voila! Całość nie powinna zająć więcej niż kilka minut.
Ale pod tym płaszczykiem prostoty kryją się opcje, które poznamy dopiero na dłuższych wakacjach. Cały przedział pasażerski przypomina nieco jacht. Po otwarciu bocznych drzwi ukazuje się nam kuchnia (2 palniki, zlew), którą można rozszerzyć poprzez wysunięcie blatu. Dodatkowo przy wejściu mamy lodówkę (70 l) z zamrażarką. Każde okno (jak i drzwi boczne) ma zasłony i moskitiery. Szafki ciągną się na wysokości wzroku aż do tyłu pojazdu.
No właśnie – z tyłu. Tam czeka na nas dość wysokie, dwuosobowe łóżko, które w krótkiej wersji Grand Californii wymaga spania w poprzek. Mając 180 cm wzrostu nie miałem z tym żadnego problemu. Stelaż można złożyć i uzyskać dostęp do części bagażowej (dostępnej też od tyłu), gdzie znajdziemy sporej wielkości szafki i zbiornik z wodą o pojemności 110 l.
Zabawa w dom
Już standardowo kapitańskie fotele pierwszego rzędu obracają się do tyłu po przesunięciu jednej dźwigni, więc przygotowanie kabiny do wypoczynku trwa moment. Stolik jest rozkładany za fotelem kierowcy. Nie do końca chce mi się wierzyć, że nie dało się go ukryć w innym miejscu po złożeniu. Blat trafia na łóżko, gdzie jest spięty pasami. Szkoda, biorąc pod uwagę, że wykorzystanie przestrzeni w Grand Californii stoi na wysokim poziomie – np. rączka od rozkładania markizy wciśnięta jest we wgłębienie nadwozia, a fotele i stolik zamontowano na skrzydłach tylnych drzwi, choć na pierwszy rzut oka już nic nie powinno się tam zmieścić.
Wypada jeszcze wspomnieć o opcjonalnym łóżku nad pierwszym rzędem siedzeń, które promowane jest jako miejsce dla dzieci – o ile nie mają klaustrofobii. Na upartego wciśnie się tam jeden dorosły, choć materac będzie wyjątkowo wąski, dlatego też producent dorzuca siatkę zabezpieczającą. Nawet po złożeniu całego sprzętu, łóżko może pełnić rolę sporego schowka.
Najważniejszą zmianą jest jednak pojawienie się prysznica i toalety. W kabinie światło uruchamiane jest automatycznie po wykryciu ruchu. Całość ma 82 cm szerokości i 185 cm wysokości (katalogowo, na żywo jest zdecydowanie wyżej). Mała umywalka jest rozkładana, do dyspozycji mamy dwie półki, brodzik z dwoma odpływami (zbiornik na brudną wodę ma 90 l) czy chociażby szafkę zapobiegającą zamoczeniu papieru.
Instalacja kanalizacyjna (obsługiwana z zewnątrz) tworzy lekkie podciśnienie, dzięki czemu niepożądane zapachy nie dostają się do kabiny. Nieco gorzej jest z uszczelnieniem drzwi – pomimo małego ciśnienia wody z prysznica i tak udało mi się przelać nieco do części mieszkalnej. Wydaje się, że mała uszczelka na dole drzwi załatwiłaby sprawę.
Standardowo Grand California oferowana jest z 6 portami USB i 4 gniazdkami 230V. Opcjonalnie można doposażyć ją w chociażby panele solarne (104W dla "krótszej" wersji), hot spot internetowy, talerz telewizji satelitarnej, ładowarkę bezprzewodową czy przetwornicę DC/AC, który pozwoli na ładowanie urządzeń wszędzie, nawet w dzikiej (lecz oświetlonej) głuszy.
Ale to dalej Das Auto
Niezaprzeczalną zaletą Grand Californii (jak i samego Craftera) jest kokpit przeniesiony prosto z, chociażby, Passata. Wszystko jest proste, czytelne, intuicyjne, choć niektórzy mogą mieć problem z przyzwyczajeniem się do opadającej dźwigni hamulca ręcznego (pozwala to na obrót fotela). Ekran multimediów ma maksymalnie 8 cali i choć nie wyznacza trenów w elektronice, spełnia swoją rolę doskonale. Warto zauważyć, że w stosunku do Californii zrezygnowano z rolet szyb zapewniających prywatność. Teraz do dyspozycji są płachty materiału z magnesami, dzięki którym szczelniej otaczają szyby.
Pomimo swoich rozmiarów Grand California nie jest samochodem, który przytłacza kierowcę. Widoczność dzięki dużym lusterkom i kamerze jest rewelacyjna, a dodatkową pomocą są czujniki parkowania. Manewrowanie to sama przyjemność. Kręte drogi – jak na zdjęciach – nie są jednak specjalnie fascynujące dla kierowcy Grand Californii, bo czeka go ciągłe kręcenie kółkiem, by zmienić kierunek tego okrętu. Najwygodniej jest po prostu wjechać na autostradę, ustawić tempomat i utrzymanie pasa i jechać, jechać, jechać...
Na razie producent nie podzielił się oficjalnymi cenami. Nieoficjalne przecieki wskazują na poziom 240 tys. zł netto za bazowy egzemplarz. Średnio wyposażona Grand California przebije nieco 300 tys. zł brutto.