Ultramaraton na Spa. Kraksa pokrzyżowała plany Ferrari i Kubicy
Za nami niesamowity wyścig na Spa-Francorchamps. 6-godzinny wyścig trwał ostatecznie niemal 8 godzin, a poważny wypadek namieszał w końcowej klasyfikacji. Los niestety nie uśmiechnął się do Ferrari #83 z Robertem Kubicą w składzie.
11.05.2024 | aktual.: 12.05.2024 09:55
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Padok Długodystansowych Mistrzostw Świata zawitał na legendarny belgijski tor Spa-Francorchamps. Załogi Ferrari, w tym ekipa #83 z Robertem Kubicą, Robertem Shwatrzmanem i Yifeiem Ye w składzie, miały jeden cel — rehabilitacja za blamaż podczas domowego wyścigu na włoskim torze Imola.
Polak zdołał zakwalifikować się na 9. pozycji, lecz z uwagi na dyskwalifikację załogi Ferrari #50 startował z 8. lokaty. Kubica popisał się bardzo dobrym startem, szybko awansując o dwa miejsca. Inne auta Ferrari także radziły sobie bardzo dobrze, pnąc się w górę stawki.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Spektakl podczas 6h of Spa. Witamy w "złotej erze" wyścigów długodystansowych
Zarówno w królewskiej klasie Hypercar, jak i w kategorii LMGT3 zafundowano fanom kawał dobrego ścigania. Włochom byli w stanie się postawić kierowcy Porsche #99, a także Cadillaca #2. W kategorii aut GT świetnie radziła sobie żeńska ekipa Lamborghini Iron Dames #85, lecz dłużni nie pozostawali rywale z Porsche #91, McLarena #59 czy Lamborghini Iron Lynx #60.
Nie da się jednak nie opowiedzieć o rywalizacji na Spa-Francorchamps bez wspomnienia o wypadkach, które okroiły widzów z pełnej 6-godzinnej walki. Było ich wiele, lecz najpoważniejszy incydent miał miejsce na niespełna dwie godziny przed planowanym końcem wyścigu.
Na prostej Kemmel doszło do bardzo poważnego wypadku z udziałem Cadillaca #2 z Earlem Bamberem za kierownicą oraz BMW #31 z kategorii LMGT3, które prowadził Sean Gelael. Kierowca amerykańskiego prototypu próbował wyminąć BMW, przy okazji walcząc o 3. miejsce z Protonem #99. Mając Neela Janiego na muszce kierowca nie chciał zdjąć nogi z gazu i wjechał w BMW, lecąc następnie prosto na barierki i wzbijając się w powietrze.
Nikt w wyniku zdarzenia na szczęście nie ucierpiał, lecz konieczne było naprawienie uszkodzonych barier. Były one niestety na tyle zniszczone, że wyścig został wstrzymany na półtorej godziny.
WEC - 6h of Spa. Wypadek odwrócił wyścig, ucierpiał na tym Kubica
Dyrekcja wyścigu na 15 minut przed końcem domyślnych 6 godzin postanowiła kontynuować rywalizację, doliczając stracony do tej pory czas. Tym samym zamiast szaleńczego sprintu otrzymaliśmy dodatkowe 90 minut batalii.
Wiele zespołów zostało złapanych przez czerwoną flagę tuż przed pit-stopami i zaraz po wznowieniu wyścigu musiało odwiedzić aleję serwisową. Los uśmiechnął się do załóg Porsche #12 i #6, które u mechaników zameldowały się tuż przed wypadkiem.
Na strategicznych roszadach najwięcej straciło dominujące Ferrari, na czele z załogą Polaka. Cała załoga Ferrari #83 robiła jednak wszystko, by uratować ten wyścig. Ostatecznie Shwartzman zdołał przebić się z 11. na 7 pozycję. Fabryczne Ferrari #50 dojechało zaś trzecie.
Chociaż za Ferrari kolejny rozczarowujący weekend, Włosi zdecydowanie mogli pochwalić się kapitalnym tempem. Może to budzić nadzieję przed 24h Le Mans, które odbędzie się już 14 czerwca. Stajnia z Maranello ma realne szanse, by zatriumfować drugi raz z rzędu. Fanów Roberta Kubicy może również cieszyć przyzwoite tempo jego załogi. W wyścigach endurance trzeba mieć jednak szczęście po swojej stronie.
Szczęście, a także równie dobre tempo, miało Porsche, które zgarnęło dublet. Zatriumfowała ekipa #12 (Callum Ilott/Will Stevens) za #6 (Kévin Estre/André Lotterer/Laurens Vanthoor). Honor Ferrari uratowała załoga #50 (Antonio Fuoco/Miguel Molina/Nicklas Nielsen). W klasie LMGT3 również wygrało Porsche, a dokładniej ekipa Manthey Ema z numerem #91 (Yaseer Shahin/Morris Schuring/Richard Lietz).