Trzeba mieć fantazję i pieniądze, synku!
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Villa D'Este to położony nad brzegiem włoskiego jeziora Como luksusowy hotel dla najbogatszych, słynny z tego, że kiedyś był rezydencją Caroline of Brunswick, przyszłej królowej angielskiej i żony Jerzego IV, oraz z odbywającego się tu od 1929 roku - zawsze w ostatni weekend maja - najsłynniejszego na świecie konkursu elegancji samochodów zabytkowych.
Na wstępie przyznam, że tytuł tego artykułu jest trochę prowokacyjny. Kto spośród was pamięta to hasło z reklamy jednego z otwartych funduszy emerytalnych, które wyrosły jak grzyby po deszczu jako wynik jednej ze słynnych czterech reform rządu AWS? Pomimo pewnej przaśności wynikającej z tamtej reklamy, niemającej nic wspólnego z klimatem Concorso, trudno nie odnieść wrażenia, że to wymyślone przez agencję reklamową w 1999 roku hasło idealnie odnosi się do tego, co zaraz zobaczycie na zdjęciach.
Dlaczego na zdjęciach? Bo to właśnie one najlepiej oddają atmosferę tego miejsca, słowa zawodzą, brzmią pretensjonalnie. Wiem o tym najlepiej, jako dziennikarz odwiedziłem Villa D'Este po raz ósmy. Za każdym razem z trudnością relacjonowałem to, co wydarza się przez ten weekend. Nadając swoim relacjom egazaltowane tytuły takie jak "Wspomnienia z gwiezdnego pyłu", "Auta lepsze niż dzieła sztuki" czy "Lustereczko powiedz przecie, kto jest najpiękniejszy w świecie?" W tym roku, pierwszy raz opisując moje ulubione wydarzenie w roku, będące jak "połączenie nocy oscarowej z festiwalem filmowym w Cannes" (tak, to też cytat z jednego z moich poprzednich artykułów) w serwisie WP Autokult odcinam się od mojego rozedrganego, uduchowionego ja polityką grubej kreski. Tylko... jak tu się odciąć, kiedy wokół tyle piękna?
Nie ma czegoś takiego jak przesyt
Wyobraźcie sobie najpiękniejsze miejsce na świecie. Jezioro Como. Szczelnie otoczone górami, porośniętymi gęstym lasem. Głębokie jezioro, przy brzegu 45 metrów. Na środku - ponad 420. To tu Alessandro Volta wymyślił pierwszą baterię. Tu swoją siedzibę ma firma Moto Guzzi. Wreszcie, tu mieszkają możni, sławni i bogaci. Ludzie tacy jak George Clooney i Ralph Lauren. Od czasów rzymskich, gdy powstały tu pierwsze reprezentacyjne rezydencje, przyciągani wyjątkowym pięknem tego miejsca. Nad brzegiem tego wąskiego i zimnego jeziora budują swoje okazałe pałace. Como jest więc piękne nie tylko przyrodą. Poranną mgłą, unoszącą się niczym gazowa kołdra, którą o poranku ktoś nakrył jego wody. Rozpraszaną dopiero popołudniowym słońcem i "termicznym" wiatrem, który zaczyna wiać w przeciwną stronę, gdy skały zaczynają się nagrzewać i odwraca się codziennie, gdy oddają wodzie swoje ciepło. Jest piękne architekturą, drewnianymi łodziami motorowymi Riva, hydroplanami z aeroklubu Como, które już od rana przecinają nieboskłon.
Tak jak można przejeść się ciastem, czekoladą, spaghetti czy pizzą, tak to bezgraniczne piękno nie męczy. Nie nasyca nigdy. Jedynie zachwyca i koi. Szczególnie dobrze działa na polskie oczy, zmęczone chaotyczną rzeczywistością różnego typu obwieszonych bannerami i billboardami przedmieść i centrów miast. Opowiada też o czasie, którego nam Polakom, nie było dane w wyniku zawieruch historycznych zaznać. Czasie "dolce vita" - słodkiego i dla niektórych beztroskiego życia. Czasie wielkich, czarujących przyjęć, podczas których szampan lał się strumieniami. Czasie wielkich i małych, ale przełomowych dla świata i motoryzacji projektów inżynieryjnych. Czasie kierowców dżentelmenów i towarzyszących im wytwornych dam. Dla mnie Concorso D'Eleganza Villa D'Este jest wehikułem, który pozwala się przenieść choćby na chwilę do tej nieistniejącej już rzeczywistości.
Historia lubi się powtarzać
Konkurs ten organizowany jest od 1929 roku, z przerwą pomiędzy rokiem 1951 a 1995. Kolejna fala światowego kryzysu ekonomicznego na długo utemperowała wszelakie przejawy elitarności, także w sektorze motoryzacyjnym. W tym ciężkim, powojennym czasie, upadały zarówno firmy zajmujące się produkcją wyjątkowych, przeznaczonych dla elit modeli (takie jak np. Bugatti czy Facel Vega) oraz te pałające się tzw. karosowaniem samochodów. To właśnie auta pochodzące od najsłynniejszych carrosiers, z robionymi na zamówienie w pojedynczych czy też kilku sztukach nadwoziami były gwiazdami światowych konkursów elegancji.
Oczywiście, odbywające się na terenie hotelu Villa D'Este Concorso jest, ze względu na swoją długoletnią historię najważniejszym spośród nich, a zabytkowe, karosowane samochody, warte często ponad kilkadziesiąt milionów euro, od czasu gdy w 1999 roku grupa BMW objęła imprezę swoim patronatem, znów mogą oglądać światło dzienne i - o ile to możliwe w przypadku tzw. przedmiotów martwych - karmić się pożądliwymi spojrzeniami odwiedzających.
Zasady? By wziąć udział w tej imprezie potrzebne jest zaproszenie. Specjalnie dobrana grupa światowej klasy ekspertów od samochodów zabytkowych, nie tylko analizuje poszczególne zgłoszenia, co sama kontaktuje się z kolekcjonerami, by wystawili tu swoje pojazdy. Co roku konkurs i klasy konkursowe, na które dzielone są samochody (w tym roku było ich 8) mają bowiem motyw przewodni. Tym razem tematem całości był tytuł książki Juliusza Verne'a "W 80 dni dookoła świata", a poszczególne klasy miały nazwy takie jak "Bohaterowie ery silnika odrzutowego", "Żegnaj jazzie, witaj radio: Pełną parą w lata 30." etc.
Ponadto samochód, który wziął już raz udział w reaktywowanym w 1995 r. konkursie nie ma prawa wystartować w nim ponownie (nawet jeśli zmienił właściciela). Mile widziane są za to pojazdy, które wystawiano w przedwojennym Concorso.
Szyte na miarę
Właściwie to tekst ten mógłby nie mieć końca. Naprawdę ciężko jest wyczerpać wszystkie zagadnienia związane z kolekcjonowaniem i pokazywaniem publicznie naprawdę wyjątkowych samochodów, tak by nie zanudzić czytelnika na przestrzeni jednego artykułu. Postaram się więc, w zamian, przekazać kilka faktów. Na przykład: co to właściwie oznacza "karosowany samochód"? Otóż dawniej, gdy wszystkie samochody budowane były na ramie, klient mógł udać się do swojego ulubionego producenta i zakupić jedynie ramę na kołach, z silnikiem i przeniesieniem napędu. Po czym tak, jak udawał się do swojego ulubionego krawca, by uszyć garnitur, mógł zwrócić się do jednego z ówczesnych artystów pracujących w stalowej i aluminiowej blasze, skórze i drewnie, by mu to gołe podwozie jakoś ubrał.
Tak właśnie powstały legendarne już dzisiaj firmy karoseryjne - zlokalizowane głównie we Francji i Włoszech (ale także w Wielkiej Brytanii, Belgii, USA i Niemczech), takie jak Figoni&Falaschi, Saoutchik, Frua, Allemano, Touring Superleggera, Gurney Nutting, HJ Mulliner czy znane do dziś Vignale, Pinin Farina, Bertone czy Zagato. Ponieważ na zabieg ten stać było tylko najbogatszych (tak jest do dzisiaj) samochody te powstawały często w pojedynczych egzemplarzach, lub co najwyżej bardzo krótkich seriach. Dziś - jak pokazał przykład odsłoniętego w trakcie Concorso, zbudowanego na zamówienie Rolls Royce'a Sweptail - zabawa taka też nie należy do tanich. Klient, znany na instagramie jako Testarossa Sam za tę kreację stylistów z Goodwood zapłacił dziesięć milionów funtów...
Ekscentryczni właściciele i gwiazdy srebrnego ekranu
Posiadanie wyjątkowego, pięknego samochodu to jednak nie wszystko. Najlepiej jeżeli jeszcze ma on odpowiednią historię. Na przykład święcił triumfy w wyścigach takich jak Mille Miglia, Targa Florio czy Le Mans. Jeszcze lepiej, jeśli robił to w rękach kogoś sławnego. Jakiegoś markiza, hrabiego, słynnego kierowcy wyścigowego takiego jak Rudolf Caracciola czy Juan Manuel Fangio. W przypadku samochodów luksusowych przydaje się królewska proweniencja. Własność brytyjskiej księżniczki Małgorzaty, aktora Deana Martina. Samochód którym jeździł kiedyś Roberto Rosselini albo Elvis Prestley. Tych wszystkich wozów można nad brzegiem jeziora Como dotknąć.
Dotknąć też można najsłynniejszego "barnfind" (samochodu znalezionego w stodole) tego stulecia, czyli Maserati A6G/2000 Gran Sport z nadwoziem Frua z 1956 r. ze słynnej kolekcji Baillon. Znaleziony w garażu, przykryty książkami i magazynami, stojący obok należącego niegdyś do samego Alaina Delona Ferrari 250 GT California Spider, został przez swojego obecnego właściciela przywrócony do sprawności technicznej, ale nie odrestaurowany - by mógł być świadectwem szaleństwa kolekcjonera jakim był Baillon, który pozwolił zgnić na dworze bezcennym modelom Talbotów, Delage'y i Delahaye'ów. Od czasu zakupu na aukcji w rękach nowego właściciela przejechał już 3000 kilometrów. Udowadniając tym samym, że samochody to nie meble i służą do jeżdżenia.
Epilog
Villa D'Este to jednak nie tylko samochody. To atmosfera. Pięknie ubrani widzowie (także dziennikarze). To modelki, które towarzyszą samochodom podczas parady, a które w tym roku ubrała mieszkająca w Brazylii, pochodząca z Polski projektantka Agnieszka Probała Van Lengen. To historie opowiadane przez prezentującego samochody Simona Kidstona, np. o ekscentrycznych właścicielach, takich jak Dr. Kurt Schneider, który swojego Mercedesa 300 SL Gullwing z 1955 r. zamówił z szarym, matowym lakierem i turkusowym wnętrzem. To byłoby jeszcze nic, gdyby nie fakt, że Dr. Schneider woził tym samochodem żywego Geparda, którego przygarnął zamiast psa. To lejący się strumieniami szampan Pommery i zegarki, za których wartość można by niemalże spłacić polski dług publiczny. To odbywający się równolegle konkurs elegancji motocykli (niestety nie wiem na ten temat zbyt wiele). To aukcja RM Sotheby's, na której wyjątkowe pojazdy pokroju tych startujących w Concorso są sprzedawane.
Wreszcie to nagrody. Przyznawana przez publiczność Copa D'Oro Villa D'Este - w tym roku wygrał ją niepozorny, jednoosobowy pół-samochód, pół-motocykl Lurani Nibbio z jednocylindrowym silnikiem 250 cm3, pochodzącym z motocykla Moto Guzzi, prezentowany publiczności przez wnuka jego konstruktora Giovanniego Lurani Cernuschi VII hrabiego Calvenzano - Frederico Goetsche Beberta. I ta najważniejsza z nagród. Przyznawane przez Jury - Trofeo BMW Group. Jurorzy, którzy w tym świecie sami są gwiazdami. Wystarczy m.in. wymienić nazwiska takie jak: Lorenzo Ramaciotti, były szef designu Pininfarina i grupy Fiat, Harm Lagaaij, były szef designu Porsche, Derek Hill, kierowca wyścigowy, syn słynnego Philla Hilla, Patrick le Quement, były szef designu Renault, czy Adolfo Orsi, do którego rodziny należała kiedyś firma Maserati.
Tę nagrodę niestety wygrywa najczęściej jedna osoba. To Corrado Lopresto, kolekcjoner i architekt z Mediolanu, posiadający największą na świecie kolekcję prototypów i pojedynczych egzemplarzy samochodów Alfa Romeo, Lancia, Osca, Iso Rivolta, Isotta Fraschini i innych zapomnianych włoskich marek. Corrado ma za pasem ponad 240 zwycięstw w konkursach elegancji na całym świecie, w samym Villa D'Este zwyciężał 5 razy. Choć tym razem zrobił to sposobem, wystawiwszy dwa samochody jeden pod swoim, drugi (ten zwycięski) pod cudzym nazwiskiem, znów mu się udało. Jego idealnie odrestaurowana, malutka, wyposażona w nadwozie firmy Bertone, Alfa Romeo Giulietta SS Prototipo z 1957 r. zdobyła po raz kolejny serca jurorów. Puenta jest więc taka: nieważne jaki masz samochód. Nieważne ile pieniędzy za niego zapłaciłeś. Nieważne jaki masz numer na liście zgłoszeń (w konkursie wszystkie są parzyste żeby uniknąć pechowej trzynastki). Ciężko będzie ci przebić pewnego architekta z Mediolanu...