Test: Renault 5 po 50 latach - wszystko już było
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
50 lat po premierze kultowego Renault 5 Francuzi zdecydowanie mówią o elektrycznym następcy. Korzystając z okazji przejechałem się jednym z muzealnych egzemplarzy, sprawdzając co sprawiło, że auto okazało się takim sukcesem i czy można używać go w dzisiejszych realiach.
Renault 5 - test, wrażenia z jazdy
"Już podczas pierwszej prezentacji było wiadomo, że to strzał w dziesiątkę” – pisał w swoich notatnikach Gaston Juchet, jeden z designerów pracujących dla Renault. "Kształt niczym kamyczek, bez ostrych linii, (…) bez grilla i ze światłami umieszczonymi w nadwoziu", "kobiety, doktorzy czy pracownicy fizyczni będą równi sobie na światłach" – zauważał Juchet.
Równi, gdyż nie wiązano już wielkości samochodu ze statusem społecznym. To efekt rewolucji kulturowej, początku szalonych lat 70. XX wieku, gdy francuskie drogi były już rozbudowane i dobrej jakości, a społeczeństwo otwierało się na myśl o drugim samochodzie w domu. Renault 5 to dzieło Michela Boue. Yves Georges, dyrektor studia projektowego Renault powiedział, że "Boue nie pokazał niczego wyróżniającego się, przynajmniej nic nie zostało wybrane”. Tak było jeszcze przed pokazaniem szkicu 5. Auto niemal od razu – bo tylko po 5 latach od pokazania szkicu – trafiło do produkcji, a sam Boue zmarł pod koniec 1972 roku na raka kości. Nie miał więc okazji zobaczyć jaki sukces osiągnie jego dzieło.
Oprócz samych wyników sprzedaży, Renault 5 brylowało też pod względem technicznym. By je złożyć, do fabryki Flins przyjechał pierwszy robot spawalniczy. Na całym świecie było ich wówczas tylko 500. Wystarczyło więc 25 godzin by na drogi wyjechało nowe Renault. Później, przy użyciu 134 robotów, było to już tylko 20 godzin. Po raz pierwszy wykorzystano też zderzaki z polistyrenu.
Co więcej, ani Peugeot, ani Citroën nie wierzyli w sukces Renault 5. Autko było krzykliwe, małe, nie miało drzwi z tyłu. Jak się okazało, właśnie takich czterech kółek potrzebowali Francuzi, którzy docenili otwieraną szeroko klapę z tyłu, szalone kolory czy wszechstronność pojazdu. Później w ofercie pojawił się przecież sedan (na rynek hiszpański), wersje pięciodrzwiowe, policyjne, budowlane, transportowe, sportowe (kultowe turbo), elektryczne czy nawet wersja Baccara, która miała niemal barokowe fotele i deskę w bagażniku przygotowaną do przewożenia marynarki!
Korzystam więc z okazji wystawy najważniejszych egzemplarzy i porywam na przejażdżkę jedne z pierwszych samochodów które wyjechały z fabryki. Pierwszy z nich ma jeszcze rączkę od skrzyni biegów jak rączkę od parasola, umieszczoną tuż przy kierownicy, niczym w Renault 4. Miejsca jest sporo, nawet mieszczę się sam za sobą na tylnej kanapie. Mam do dyspozycji dwie dźwigienki, jeden przycisk od nadmuchu i radio. Rozpędzam się i ruszam w trasę.
Pierwsze egzemplarze miały 30 i 45 KM (w zależności od wersji), ale autko waży dużo mniej niż tonę, więc od razu dynamicznie włączam się do ruchu. Oczywiście, trudno mówić tutaj o precyzji prowadzenia, renault niemal dotyka lusterkami asfaltu przy skręcaniu i hamulce pozostawiają sporo do życzenia. Widać jednak gigantyczny skok jakościowy (jak i samego komfortu) względem czwórki, którą jechałem tą samą trasą kilka miesięcy wcześniej. Nic dziwnego, że piątka wywołała taki szok.
Jest jednak inne znaczące zagadnienie. Bez problemu utrzymuję prędkość 80 km/h, a wskazówka poziomu paliwa po całym dniu ani drgnie. Tuż po premierze w 1972 roku, świat musiał zmierzyć się z kryzysem paliwowym. Również i inżynierowie Renault stanęli na wysokości zadania, prezentując Renault 5 GTL. Zmniejszona moc do 44 KM, jeden gaźnik, 784 kg wagi i spalanie na poziomie 4,7 l utrzymując prędkość 90 km/h. Zasięg? Nawet 850 km, jeśli mieliście wiatr w plecy.
We współczesnym aucie miejskim, nawet hybrydowym, otrzymacie niemal identyczne wyniki. Oczywiście, jesteście otoczeni przez kilka(naście) poduszek powietrznych, szerokie słupki A zasłaniające pieszych, kamery wypatrujące znaków, filtry spalin, mocowania fotelików i masę innych elementów. Renault w materiałach promocyjnych wskazuje, że nowe Clio "zmniejsza zużycie", spalając 4,3 l i generując 140 KM. Tylko potrzebuje do rozpędzenia auta silnika o pojemności 1,6 l, dwóch motorów elektrycznych, ogniwa i skrzyni kłowej wyjętej prosto z bolidu F1. Coś chyba poszło nie tak…
Renault nie zamierza jednak zapomnieć o modelu 5, chce też uprościć jego konstrukcję. Piątka wróci na rynek jako samochód elektryczny, ale będzie bardzo mocno nawiązywała do projektu Michela Boue. Renault chce powtórzyć sytuację Fiata, który z sukcesem wprowadził model 500 w elektryczne wydanie. Pozostaje więc tylko czekać i mieć nadzieję, że nowe wcielenie będzie tak rewolucyjne jak oryginał.