Pierwsza jazda: Škoda Fabia IV na polskich drogach. Czy jest warta swojej ceny?
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Czwarta generacja Fabii jest autem zauważalnie droższym od swojej poprzedniczki. Podczas pierwszych polskich jazd miałem okazję bliżej zapoznać się z czeskim mieszczuchem i sprawdzić, czy wyższa cena przekłada się na realne korzyści.
Samochody są coraz droższe. Kwota, która jeszcze kilka lat temu pozwalała na zakup kompaktu, dziś ledwie wystarcza na auto segmentu B. Nowa Fabia nie jest tu wyjątkiem. Za podstawowe wydanie trzeba wyłożyć 59 100 zł i mowa o typowo flotowej specyfikacji z wolnossącym, 80-konnym silnikiem 1.0 MPI. Realnie ceny interesujących wersji startują z poziomu 66 150 zł – za tyle dostaniemy środkowe wydanie Ambition i doładowany silnik 1.0 TSI o mocy 95 KM.
Fabia w poprzednich odsłonach była jedną z najtańszych propozycji w swoim segmencie, lecz w najnowszym wcieleniu straciła główną kartę przetargową. Na szczęście w parze z wyższą ceną idą również oczywiste zalety, które trudno zignorować. Jest ich na tyle dużo, że Škoda raczej nie musi martwić się o sprzedaż.
Nadwozie urosło i wyładniało
Miejska škoda zawsze charakteryzowała się dość zachowawczym designem. Czwarta generacja nie jest tu wyjątkiem, choć styliści przemycili kilka smaczków. Nadwozie jest proporcjonalne i spójne, a szeroka atrapa chłodnicy i wąskie reflektory sprawiają, że Fabia wygląda zadziornie. To po prostu ładne auto. Już na pierwszy rzut oka widać też zupełnie nowe proporcje i inne wymiary.
Fabia w końcu doczekała się platformy MQB-A0 znanej już m.in. z Volkswagena Polo czy Seata Ibizy. Oznacza to rozmiary zbliżone do kompaktów sprzed dwóch dekad. Rozstaw osi wynosi teraz 2564 mm – o 94 mm więcej niż w poprzedniej Fabii i 52 mm więcej niż w pierwszej Octavii. Wszystko to przy długości nadwozia wynoszącej 4108 mm (wzrost o 116 mm) i szerokości 1780 mm (o 50 mm więcej). Fabia stała się też o 7 mm niższa, co przekłada się na atrakcyjniejszą prezencję i lepszą aerodynamikę.
Dużo lepszą, gdyż współczynnik oporu powietrza wynosi zaledwie 0,28. Ten imponujący wynik to zasługa nie tylko przemyślanych kształtów, ale i sprytnych rozwiązań, takich jak felgi z plastikowymi wkładkami czy automatyczne klapy w zderzaku sterujące przepływem powietrza, co samo w sobie ma pozwolić na obniżenie spalania o 0,2 l/100 km podczas szybszej jazdy.
Wnętrze to inny segment…
Większe nadwozie przekłada się oczywiście na przestrzeń w kabinie. I to zauważalnie. Z przodu można poczuć się nie jak w segmencie B, lecz pełnoprawnym kompakcie, choć i z tyłu nie brakuje miejsca na nogi czy nad głową. To tym bardziej zaskakujące, że sama kanapa zdaje się mieć dłuższe siedzisko niż w poprzedniku, a bagażnik zauważalnie urósł. Teraz zmieści 380 litrów czyli więcej niż niejeden kompakt.
O tym, że Czesi widzą to auto nie tylko w miejskiej roli, świadczą również przydatne detale. Chociażby nawiewy dla pasażerów tylnej kanapy, kieszenie na smartfona czy dwa porty USB. Jadąc z tyłu, zdecydowanie nie poczujecie się jak pasażerowie drugiej kategorii. Niskie pochodzenie zdradzają jednak plastiki, które są twardsze i mniej szlachetne niż w pozycjonowanej wyżej Scali czy Kamiqu. Spasowanie również pozostawia nieco do życzenia. W testowym egzemplarzu skrzypiał podłokietnik, a na nierównościach słychać było kilka "świerszczy", choć możliwe, że to przypadłość tej konkretnej sztuki.
Sam projekt kokpitu, ergonomia i wygoda obsługi są natomiast wzorowe. W przeciwieństwie do wielu premier koncernu Volkswagena, wciąż znajdziemy tu wiele fizycznych przycisków, a te dotykowe, okalające ekran multimediów działają bezproblemowo. Multimedia również nie rozczarowują – widać, że Niemcy szybko uczą się na błędach.
Jeśli dodamy do tego dość obszerne, wygodne fotele i wyposażenie jeszcze do niedawna niedostępne w tym segmencie, dostaniemy wnętrze, w którym przebywa się naprawdę miło. Chętni mogą zdecydować się m.in. na kamerę cofania, system bezkluczykowy, podgrzewane dysze spryskiwaczy, adaptacyjne światła Bi-LED, indukcyjną ładowarkę czy adaptacyjny tempomat.
… w przeciwieństwie do napędu
Fabia debiutuje na polskim rynku z niezbyt imponującą gamą silników. Do wyboru są tylko litrówki w kilku konfiguracjach. Najsłabsza, wolnossąca ma 80 KM, a najmocniejsza, z doładowaniem 110 KM. Właśnie takim wariantem, wyposażonym dodatkowo w 7-stopniową przekładnię DSG, miałem okazję jeździć podczas polskiej premiery.
Na papierze wszystko wygląda pięknie – 9,6 sekundy do setki i 205 km/h prędkości maksymalnej. W codziennej jeździe auto wydaje się jednak mniej dynamiczne, głównie za sprawą przekładni, która pracuje w sposób typowy dla wielu nowych modeli koncernu Volkswagena. Za wszelką cenę utrzymuje jak najniższe obroty i niechętnie zbija bieg na niższy, nawet przy głębszym wciskaniu gazu. By poczuć choć cząstkę z 200 Nm maksymalnego momentu, musicie wdusić pedał w podłogę.
Oprogramowanie przekładni preferuje obroty w zakresie 1400-2000 obr./min. co przekłada się nie tylko na brak odczuwalnej dynamiki, ale i spore wibracje napędu. Znacznie lepiej jest w trybie Sport, w którym skrzynia działa zauważalnie szybciej i utrzymuje wyższe obroty. Z pewnością oznacza to wzrost spalania, choć na podstawie krótkich jazd trudno stwierdzić, jak duży.
Moja próba składająca się głównie z jazdy po zatłoczonych bocznych drogach i trójmiejskich korków zakończyła się średnim wynikiem na poziomie 8,2 l/100 km. Poprzednik zdawał się być nie tylko oszczędniejszy, lecz przede wszystkim bardziej dynamiczny – masa i wymiary robią swoje. Silnikiem, który powinien lepiej pasować do nowej odsłony, jest większy 1.5 TSI o mocy 150 KM. Wersja ta została oficjalnie zapowiedziana przez Škodę. Na razie jednak nie wiadomo, czy pojawi się na polskim rynku.
Dojrzałość w jeździe
Nowa Fabia zbliżyła się do segmentu kompaktów nie tylko w kwestii wymiarów, ale i prowadzenia. Układ kierowniczy nadal pracuje lekko, ale stał się bardziej bezpośredni, a zawieszenie jest zaskakująco sztywne, co nieco doskwiera na nierównościach, lecz sprawia, że auto prowadzi się bardzo pewnie i przewidywalnie nawet przy wyższych prędkościach. We wnętrzu jest przy tym cicho. Škodzie udało się znacząco zniwelować warkot 3-cylindrowego silnika oraz szumy toczenia.
Wszystko to czyni Fabię czymś więcej niż miejskim wozidełkiem. Czwarta odsłona czeskiego hitu powinna sprawdzić się również w roli uniwersalnego pojazdu nie tylko dla przedstawicieli handlowych i kierowców ubera, ale i np. małych rodzin - to po prostu więcej auta za większe pieniądze. Warto wspomnieć, że w planach jest również odmiana kombi, choć zgodnie z zapowiedziami producenta poczekamy na nią jeszcze kilkanaście miesięcy.