Pierwsza jazda: BMW Serii 4 Gran Coupe – kompromisy nie są łatwe, ale Bawarczykom (prawie) się udało
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
BMW Serii 4 Gran Coupe w założeniu ma być przestronne i praktyczne, ma dalej łączyć dwa światy, a przede wszystkim – ma być koniem pociągowym sprzedaży "czwórki". Choć nie wszystko jest idealne (i nie mówię tu o grillu), to i tak mnie przekonuje.
Aż ciężko mi uwierzyć, że od premiery nowej Serii 4 minął już ponad rok. W międzyczasie wszelkie żale na temat grilla zostały już wylane (i powiem szczerze, że gdy go widzę na ulicy, nie "szokuje" już tak, jak dawniej), do coupe dołączyło cabrio, a teraz czas na zamknięcie gamy modelem, który według prognoz ma odpowiadać aż za 50 proc. sprzedaży w rodzinie "czwórki" – Gran Coupe.
Nie wyobrażam sobie, żeby BMW zrezygnowało z tak dochodowego i — krótko mówiąc — fajnego modelu. A przecież konkurencja nie śpi. Rok po tym, jak miałem okazję jeździć Serią 4 Coupe, wróciłem w te same rejony, czyli na monachijskie przedmieścia, by tym razem wziąć na warsztat Gran Coupe.
Większy? Z zewnątrz na pewno
W teorii mix nadwoziowy, jaki reprezentuje sobą Gran Coupe, wydaje się świetnym przepisem na zaspokojenie stylistyczno-sportowych pragnień, jednocześnie nadając wszystkiemu praktycznego wymiaru. Przynajmniej do pewnego momentu. Nowe BMW Serii 4 Gran Coupe jest od poprzednika o 143 mm dłuższe, 27 mm szersze, a rozstaw osi zwiększył się o 46 mm. Większe rozmiary sprawiły, że model stracił nieco ze swojej niewinnej smukłości, choć nie brakuje mu atletyzmu. Teraz wygląda na potężniejszego i zmierza swoją posturą w kierunku Serii 8 Gran Coupe.
Do tego bezramkowe szyby i kasetowe klamki, które nieco ponad 20 lat temu gościły jeszcze w każdym modelu bawarskiej marki. Ale zaraz, przecież ani w obecnej "czwórce" coupe, ani w kabriolecie ich nie uświadczymy. To fakt, a zapytany o to przeze mnie designer wytłumaczył, że Gran Coupe projektowane było później i — z racji nieco innych proporcji — zrównane z linią drzwi klamki miały mu dodać czystszej linii i lekkości.
Problem pojawia się jednak w środku. O ile większy rozstaw osi sprawił, że na kolana nie zabraknie nam miejsca, to spodziewałem się lepszego efektu, jeśli chodzi o przestrzeń nad głową. W końcu nowe 4 Gran Coupe jest o 53 mm wyższe, co mogłoby sugerować, że linia dachu opada nieco wolniej. Osoby powyżej 180 cm, niestety, wciąż będą zahaczały o sufit. Audi poradziło sobie w tej kwestii lepiej. Z kolei bagażnik, o ile jest pakowany, to jego objętość wynosi 470 litrów, czyli o 10 litrów mniej niż w poprzedniku.
Z jednej strony mamy więc połączenie sportowej stylistyki z funkcjonalnością sedana (a właściwie to liftbacka), a z drugiej – miejscami (wciąż) ciasne wnętrze i mniejszy niż do tej pory kufer. Na pocieszenie dla pasażerów z tyłu, znajdziemy tam dwa gniazda USB-C oraz wyprowadzone kratki nawiewu z własnym panelem ustawienia temperatury. Oczywiście nie jest rolą Serii 4 Gran Coupe grać książkowego rodzinnego krążownika szos, jednak spodziewałem się więcej. Na szczęście za kierownicą jest znacznie lepiej. Kokpit jest praktycznie identyczny, jak w coupe, a jego ergonomii nie można praktycznie nic zarzucić. Jednocześnie pozycja za kierownicą jest nieco niższa niż w Serii 3.
Frywolne coupe czy rozsądny liftback?
Chociaż sprzedaż nowych BMW jest zdominowana przez napęd xDrive, Bawarczycy nie zapominają, że natura ich aut leży w tylnym napędzie. Podobnie jest też w Serii 4 GC, która może występować zarówno z napędem na tył, jak i na 4 koła. Samym prowadzeniem jest jej bliżej do siostrzanego coupe niż Serii 3. Bardziej sportowe nastawy pozwalają z większą pewnością łykać serpentyny, a zwiększone względem poprzednika rozstawy kół z przodu (o 50 mm) i z tyłu (o 29 mm) sprawiają, że BMW zdaje się mocniej stąpać po asfalcie.
Do dyspozycji miałem topowy wariant – M440i. Podobnie jak w coupe czy cabrio, tu również oznacza to 3-litrowy, rzędowy silnik o mocy 374 KM i momencie równym 500 Nm, który rozpędza Gran Coupe do setki w 4,7 s, czyli o 0,2 s wolniej niż w przypadku coupe. Jedną z przyczyn jest nieco wyższa masa, sięgająca tu aż, uwaga, 1900 kg. I pomyśleć, że jeszcze nie tak dawno takimi wartościami mogły pochwalić się duże, luksusowe limuzyny.
Mimo wszystko inżynierom udało się zachować idealny rozkład masy 50:50, co sprawia, że nawet przy ambitniejszym wejściu w zakręt "czwórka" jest bardzo przewidywalna. Jeśli do tego odrobinę spuścimy ze smyczy kontrolę trakcji, samochód uraczy nas łatwymi w kontrolowaniu i satysfakcjonującymi uślizgami na wyjściu, na które pozwoli nam sportowy dyferencjał M na tylnej osi.
Kompromis próbowano osiągnąć nie tylko w nadwoziu, ale i podwoziu, choć w tym drugim przypadku poszło lepiej. Adaptacyjne zawieszenie zostało zestrojone tak, by dawać niezłą dawkę komfortu w normalnym ustawieniu, ale wystarczającą dozę sztywności i nieprzesadzoną twardość na sportowych nastawach. Na większych nierównościach można jednak odczuć sygnały, że po więcej komfortu powinniśmy udać się do Serii 3, która z większą gracją i łagodnością przyjmuje na siebie niedoskonałości asfaltu.
Swoje trzy grosze do masy dokłada także wyposażenie – zaczynając od wentylowanych i grzanych foteli, przez szereg asystentów jazdy (m.in. aktywny asystent podróży z tempomatem, utrzymaniem odległości i pasa ruchu) wspieranych licznymi czujnikami i radarami, elektrycznie sterowaną klapę bagażnika, na doskonałej jakości systemie kamer 360 stopni kończąc. Wymagają one rzecz jasna dopłaty, ale jeśli tylko ich zapragniemy – można je zamówić.
A skoro o zamówieniu mowa – cena BMW Serii 4 Gran Coupe zaczyna się od 199 600 zł, podczas gdy jego główny rywal – Audi A5 Sportback z silnikiem o podobnej mocy – jest tylko o 800 zł tańsze. Trzeba przy tym zaznaczyć, że zarówno świeżość konstrukcji, jak i materiały wykończeniowe przemawiają na korzyść bawarskiego produktu. Podobnie jak nieco bogatsze standardowe wyposażenie. Jak to się przełoży na sprzedaż? O tym przekonamy się w najbliższych miesiącach.