Od Alfy Romeo, przez Toyotę, do McLarena. Najciekawsze auta z "butterfly doors"
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Czy Lamborghini byłoby tak rozpoznawalne, gdyby drzwi Diablo otwierały się tak, jak w każdym innym aucie? Czy delorean wylądowałby w "Powrocie do przyszłości", gdyby Emmet Brown musiał wciskać się do niego jak do zwykłego auta spod znaku GM? Najprawdopodobniej nie. Podobnie jest z McLarenem F1, którego drzwi zawdzięczamy…małej toyocie.
Jeśli zapytacie naczelnego Autokultu, jakie auto chciałby znaleźć w garażu, zapewne odpowiedziałby, że McLarena F1. Trudno się dziwić – silnik V12 mający 627 KM zapewnia niebywałe osiągi, nawet jak na dzisiejsze standardy, a jego komora wyłożona jest złotem, które lepiej odprowadzało temperaturę niż dotychczasowe rozwiązania. Kierowca siedzi na samym środku, a wydostaje się z kabiny poprzez tzw. "butterfly doors", co u nas najłatwiej przetłumaczyć na "skrzydła motyla".
"Butterfly doors" mają mocowania na słupku A, przez co otwierają się "po skosie". Technicznie rzecz biorąc, nawet Isetta ma jedno "skrzydełko motyla". Ten design w supersamochodzie nie jest jednak pomysłem Gordona Murraya, ojca całego projektu. Jak sam wspomina, podczas pracy nad modelem F1, przejeżdżał codziennie obok auta, które miało już takie rozwiązanie. Była to… Toyota Sera.
Toyota Sera to pierwszy masowy samochód, który był wyposażony w "butterfly doors". Dzięki temu nawet po otwarciu drzwi na oścież mieścił się w najciaśniejszych miejscach parkingowych. Z tego też powodu oferowany był głównie na Dalekim Wschodzie. To prawdopodobnie jedyna pobudzająca ciekawostka dotycząca tego auta. Pod maską znajdował się silnik 1.5, a model współdzielił elementy z coupe Paseo i Starlettem. Inne rewolucyjne rozwiązania dotyczą technologii formowania paneli, tak więc tę kwestię możemy pominąć.
Samochód, który miał takie drzwi, był też jednym z największych osiągnięć włoskiej motoryzacji. Alfa Romeo Tipo 33 Stradale nawet dziś skrada serca. Produkowana zaledwie przez 2 lata, z 2-litrowym silnikiem V8 za plecami kierowcy, jest pojazdem niezwykle rzadkim i pożądanym. Można nawet stwierdzić, że był to jeden z pierwszych supersamochodów, choć moc jego silnika na to dziś nie wskazuje. V8 generowało 230 KM, ale auto ważyło ok. 700 kg, więc bez problemu osiągało setkę w 6 s, a jego prędkość maksymalna to 260 km/h. Wyprodukowano zaledwie 18 egzemplarzy.
"Butterfly doors" nie zniknęły ze światka motoryzacyjnego, lecz trudno znaleźć auto, które byłoby w nie wyposażone, a nie kosztowałoby sporej kupki pieniędzy. McLaren wykorzystuje tego typu rozwiązanie w każdym ze swoich samochodów, poczynając od MP4-12, na limitowanym Sabre kończąc. Z drugiej strony trudno się dziwić, skoro karbonowa baza jest niemal identyczna dla każdego współczesnego McLarena.
Na taki stylistyczny wybór zdecydowali się również Włosi, którzy pracowali nad Ferrari Enzo. Co ciekawe, linie modelu Enzo (który miał był hołdem dla il Commendatore) narysował Japończyk Ken Okuyama zatrudniony w Pininfarinie. Enzo zostało uznane zarówno za najlepsze ferrari w całej historii marki, jak i za jeden z najbrzydszych samochodów ostatnich lat – skupiono się na masce w kształcie litery V, charakterystycznej przedniej szybie czy mocno zarysowanych drzwiach. No cóż, nie każdemu Enzo musiało się podobać. Ważne, że 399 egzemplarzy sprzedało się jeszcze przed rozpoczęciem produkcji.
Zainteresowanie "butterfly doors" wykazywali też Niemcy. Pomijając wspomniany wcześniej przykład Isetty można zauważyć, że jeszcze niedawno to rozwiązanie pojawiało się stosunkowo często. Jednym z bardziej znanych przykładów jest Mercedes-Benz McLaren SLR. Inżynierowie angielskiej marki najwyraźniej nie mogli sobie darować zainstalowania takiego rodzaju drzwi w kolejnym supersamochodzie. Ten był o wiele popularniejszy od Enzo, jeśli w ogóle można ująć tak to zjawisko. Wyprodukowano 2157 egzemplarzy.
Również BMW wybrało "butterfly doors" do swojego flagowego… ekosamochodu? Sklasyfikowanie BMW i8 jest niezwykle trudne. By do niego wsiąść, trzeba wykonać nie lada wygibasy, a otwarcie drzwi na zatłoczonym parkingu jest niemal niemożliwe. A to, biorąc pod uwagę możliwości Toyoty Sera, jest nieco rozczarowujące. Za plecami mamy tylko 3-cylindrowy silnik o pojemności 1,5 l. Niezbyt imponująca wartość, zwłaszcza w świecie supersamochodów.
Jest jeszcze jeden, bardzo interesujący samochód, który miał "butterfly doors". Mowa o Volkswagenie XL-1, który spalał mniej niż 1 l oleju napędowego na każde 100 km. Dwucylindrowy turbodiesel połączony był z 27-konną jednostką elektryczną. Dodatkowo w uzyskaniu doskonałej ekonomii służyła dopracowana aerodynamika. Współczynnik oporu powietrza wynosi 0,186. Jednak to wszystko traciło na znaczeniu, gdy auto poruszało się po ulicy. Nawet wsiadając do niego, właśnie dzięki "drzwiom motyla" wyglądał futurystycznie.