Na prawym fotelu u Kuby Przygońskiego. Poznałem z bliska jego rajdową toyotę hilux
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
"Wy nie jesteście normalni" – powiedziałem do Kuby Przygońskiego, gdy w końcu zjechaliśmy do prowizorycznego pit-stopu. Przejechaliśmy właśnie kilkukilometrowy odcinek leśny w okolicach Szczecina jego rajdowym hiluxem. Kolejnego dnia, podczas Wysoka Grzęda Baja Poland, Kuba urwie koło i straci 40 minut na naprawę auta.
Wygląda z daleka jak stuningowana toyota, ale tak naprawdę z drogowym pick-upem współdzieli lampy, klamki, manetki i emblemat. Gotowy na atakowanie bezdroży hilux, powstały w Gazoo Racing, to tak naprawdę klatka i włókno węglowe. Widać to zwłaszcza z tyłu, gdzie teoretycznie powinna znajdować się paka. Tutaj jej po prostu nie ma.
Może się wydawać, że pojawienie się na Wysoka Grzęda Baja Poland pod Szczecinem w takim hiluxie to gruba przesada, ale jak pokazały kolejne dni, nawet on może poddać się w tym trudnym terenie. Impreza wznowiła sezon w Pucharze Świata FIA po półrocznej przerwie. Sobotnie deszcze na poligonie w Drawsku Pomorskim sprawiły, że Kuba Przygoński walczył w pocie czoła, a uważany za faworyta Nasser Al-Attiyah wycofał się z rywalizacji. Pojawiły się nawet stwierdzenia, że auta nie były gotowe na tak wymagające warunki.
Jest to o tyle zaskakujące, że hilux sprawia wrażenie, jakby miał wytrzymać wszystko. To samo pomyślałem, gdy zostałem wpięty w fotel (i pod interkom). W praktyce nie można się ruszyć, a trzeba przygotować się na niezłe obciążenia. Widoczność pozostawia wiele do życzenia, z punktu widzenia pilota jest to głównie słupek, maszyneria do nawigacji i obserwacji czujników auta oraz błoto. Dużo błota.
Choć drzwi hiluxa są leciutkie i pełnią raczej funkcję ozdobną, tak auto waży nawet dwie tony. Pod maską… trudno cokolwiek znaleźć, bo V8 od Lexusa (!) tak cofnięto, że jest już umieszczone centralnie. Generuje skromne 380 KM, ale gdyby mogło, pewnie miałoby ok. 500 KM. Za moimi plecami mam ok. 500 litrów paliwa, co nie budzi optymistycznych myśli.
Ruszamy najpierw powoli, pokonując sporą kałużę. Od razu po jej minięciu gaz wpada w podłogę, kabinę wypełnia potworny ryk, a hilux zaczyna iść bokiem, co nie skończy się do końca odcinka. Przyspieszenie wywołuje uśmiech na twarzy, ale gdy w środku lasu uświadamiam sobie, że jedziemy 160 km/h, kilkanaście centymetrów od drzew, mina mi jakby zrzedła.
Najwyraźniej kierowcy rajdowi pozbawieni są jakichkolwiek "bezpieczników", podobne wrażenie niebezpieczeństwa odniosłem bowiem jadąc z Miko Marczykiem jego rajdową Škodą. Ciągłe kontry nie stanowią problemu dla Przygońskiego, który jeśli nie siedzi w błocie, to trenuje srogie poślizgi w 1000-konnej toyocie GT86.
Wrażenie robi też to, jak hilux… płynie. Gdy już byłem gotowy na złamanie kręgosłupa w jednej z dziur, terenowa toyota po prostu po nich przepływa, zapewniając zdumiewającą kontrolę. Auto "łamie się" niemal w momencie, wykraczając poza prawa fizyki, przekopując się przez muldy. Na pewno na taki stan rzeczy wpływa zapas, który zamontowany jest w podłodze.
Największe wrażenie robi jednak na mnie kondycja Kuby. Podczas gdy ja zmęczyłem się samym siedzeniem i byciem rzucanym we wszystkie strony przez kilka minut, on musi skupiać się na drodze i utrzymywać kosmiczne tempo toyoty przez cały dzień. A wydawało się to takie proste…