Ford S‑Max 1.5 EcoBoost Titanium - test, opinia, spalanie, cena
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Podczas pierwszego naszego pełnego testu odnowionego Forda S-Maxa, dostał on niemal maksymalną notę. Łatwo wysoko ocenić samochód z dobrze opracowanym nadwoziem i podwoziem, które napędza mocna jednostka napędowa Diesla oraz świetnie pracująca, automatyczna skrzynia biegów. Sprawdziliśmy więc drugą stronę medalu i do drugiego testu wybraliśmy wersję z benzynowym silnikiem oraz przekładnią manualną. Co gorsza – jeśli można użyć tego określenia – z najmniejszym silnikiem w gamie.
Czy 1.5 EcoBoost daje radę?
Mocny, 2-litrowy i 180-konny diesel generujący 400 Nm, współpracujący z dwusprzęgłowym, doskonale zgranym automatem to jest to, co najlepiej pasuje do tego modelu. Przekonaliśmy się o tym niedawno w teście tak skonfigurowanego S-Maxa. Tym razem na warsztat wzięliśmy relatywnie niewiele słabszą benzynę. Pod maską niezłe 160 KM, ale z pojemności tylko 1,5 litra. Do tego moment obrotowy to maksimum 240 Nm. Co prawda przy 1500 obr./min, ale…
Cóż, podobny silnik nieźle spisuje się w Focusie, choć i tak szału nie robi. Tym bardziej nie robi szału w S-Maxie choć w tym przypadku dodano 10 KM mocy. Obciążenie silnika wynosi tu od 11 kg na 1 KM, niby nieźle, ale pojemność robi swoje. A właściwie nie robi, bo motor do około 4000 obr./min praktycznie nie jedzie. Nie jedzie, w porównaniu z dieslem, któremu wystarczy jakieś 1800 obr./min by z lekkością ciągnął duże auto do przodu. Motorek benzynowy ze swym skromnym momentem, powiedzmy że spełnia swoją funkcję. Do miasta jest w sam raz i nawet sprawnie napędza S-Maxa do niedużych prędkości. Przy wyprzedzaniu w trasie trzeba redukować i to solidnie, najlepiej zawsze do trójki. Na plus jest sześciobiegowa skrzynia manualna, która pomimo dość długich dróg prowadzenia lewarka pracuje sprawnie i nie wymaga większego skupienia. Łatwo trafia się w kolejne przełożenia, które – co warto podkreślić – dobrano bardzo dobrze. Na tyle, że nietrudno wykrzesać co nieco dynamiki z S-Maxa, ale to jak napisałem wcześniej, dopiero od około 4000 obr./min.
Już powyżej 3500 obr./min czuć, że malutka turbosprężarka sprawnie rozkręca nieduże tłoki. 500 obr./min wyżej EcoBoost zaczyna ożywać i emitować całkiem przyjemne dźwięki. Zaskakująco dobrze radzi sobie do czerwonego pola, praktycznie bez utraty tchu. Nie jest tą samą, wykastrowaną jednostką o mocy 150 KM, którą dostajemy w Focusie. To jest ta sama jednostka 160-konna, którą znam z Mondeo. Pamiętam jak jeździłem tym modelem w górach i przy zachowaniu odpowiedniej techniki używania obrotów radził sobie świetnie, jak na takiego niby słabeusza. Tak było i w tym przypadku, ale trzeba zapomnieć o całym tym downsizingu jaki znamy i zachowywać się tak, jak za dawnych czasów, kiedy w benzyniakach do szybkiej jazdy potrzebowaliśmy obrotów, obrotów i jeszcze raz obrotów. Jednak w przeciwieństwie do lat 90. również w zakresie 1500-2000 EcoBoost czuje się dobrze. Nie znaczy to, że jest mocny, ale pracuje bez wibracji i protestów.
Niestety nie ma co liczyć na jakieś duże oszczędności, choć i tak jest nieźle. W trasie, zużycie paliwa wyniosło 6,5 l/100 km, co przy tak dużym samochodzie należy uznać za wynik dobry. Przypominam, że na tym samym odcinku drogi krajowej S-Max 2.0 TDCI z przekładnią Power Shift potrzebował 5,3 l/100 km. Niestety na autostradzie spalanie wzrasta znacznie. 10,5 l/100 km przy prędkości 140 km/h to nadal wynik nienajgorszy, ale w tej klasie silników i wielkości samochodu znam lepsze. Ot chociażby benzynowy, niemały przecież Nissan X-Trail 1.6 DIG-T potrzebuje w tych warunkach tylko 8,6 l/100 km. Diesel w S-Maxie spalił 7,9 l oleju napędowego na 100 km, co daje wzrost zużycia paliwa w stosunku do dróg krajowych na poziomie 50 %. W przypadku benzyniaka zużycie paliwa na autostradzie wzrosło o 62 % w porównaniu do dróg krajowych. Podsumowując – jeżeli jeździsz po drogach szybkiego ruchu, wybierz S-Maxa z dieslem. A jeżeli nie?
[b]"Jeśli nie będziesz jeździł S-Maxem w dalekie trasy stosunkowo często i nie będziesz korzystał na co dzień z autostrad i dróg ekspresowych, ekonomicznie lepszym od diesla źródłem napędu jest niewielki motor 1.5 EcoBoost"[/b]
Podsumowując – jeśli nie zamierzasz jeździć S-Maxem dość często w dalekie trasy i nie będziesz korzystał na co dzień z autostrad i dróg ekspresowych, jedynym argumentem przemawiającym za mocnym dieslem w porównaniu z silnikiem benzynowym 1.5 EcoBoost jest przyjemność z przyspieszania na drogach krajowych. Rzekłbym – kiepski argument biorąc pod uwagę ograniczenia prędkości. Czy można więc powiedzieć, że 1,5-litrowy EcoBoost to odpowiednie źródło napędu do S-Maxa? W zasadzie tak, choć oczywiście można narzekać na słabe przyspieszenie w niskim zakresie obrotów i mizerną w porównaniu z dieslem elastyczność, ale umówmy się, że jest jeszcze wspomniane 18 000 zł, które zostaje w kieszeni. Patrząc na auta z dieslami męczące się i duszące w miastach, uważam że 1,5-litrowy EcoBoost jest bardzo dobrym rozwiązaniem.
Poza silnikiem wszystko jak należy
W tym miejscu należałoby zakończyć test dodając odnośnik do poprzedniego, bo poza nieco inną konfiguracją samochody się nie różnią. W czerwonym benzyniaku miałem jasną, dość łatwo brudzącą się tapicerkę, ale wyposażenie podobne. W obu autach standard to Titanium, który oczywiście nie obejdzie się bez solidnych dopłat za to, co możecie zobaczyć na zdjęciach. 30 000 zł – tyle kosztują same dodatki do testowego egzemplarza.
Układ jezdny jest tak samo bardzo dobry, sprawnie i cicho niwelujący nierówności drogi przy równie sprawnym pokonywaniu nawet dość ciasnych łuków. Nawet sprawniej ze względu na niższą masę przodu. Jest również jeszcze ciszej do prędkości około 100 km/h za sprawą silnika. Można powiedzieć, że podczas jazdy ze stałą prędkością EcoBoosta nie słychać do 100 km/h, choć diesel też jest znakomicie wyciszony.
To, co zwróciło moją uwagę to nienajlepsza praca systemów wspomagania jazdy. Najlepszym przykładem jest układ Line Keeping Alert, który trochę stracił ze swojej czułości w porównaniu z tym samym systemem w Focusie czy Mondeo. Z drugiej strony i tak działa lepiej niż w Fordzie Galaxy, którego test również pojawi się w niedługim czasie na Autokult.pl. Czyżby im większe auto Forda (czyt. wyższe), tym wspomagacze pracują mniej sprawnie? Najwyraźniej.
S-Max klasą samą dla siebie
Nie chcę i w tym temacie powielać informacji, które możecie znaleźć w teście S-Maxa 2.0 TDCi, ale trzeba przyznać, że po raz drugi S-Max nie zawodzi jako auto rodzinne. Można powiedzieć, że samochodów tej wielkości i o podobnej przestronności na rynku nie brakuje, ale to nie do końca prawda, bo S-Max jest większy od kompaktowych minivanów nawet w wersjach Grand i podobnych. Jest więc jedynym autem w swoim rodzaju.
Zobacz testy innych minivanów
Ta sama konfiguracja co w poprzednim egzemplarzu nie pozwoliła odkryć niczego szczególnego. Siedmioosobowym S-Maxem wygodnie podróżują dwie dorosłe osoby o niemal dowolnych rozmiarach, trójka dzieci w fotelikach i opcjonalna dwójka – na przykład z rodziny znajomych - w trzecim rzędzie. W drugim też zmieszczą się dorośli, ale przez fakt, że nie jest to kanapa lecz trzy niezależnie fotele, nie można powiedzieć, że będą to osoby dowolnej postury. Wygodnie będą mieli raczej w miarę szczupli pasażerowie.
Sam kierowca nie może narzekać na nic. Ani na pozycję za kierownicą, ani na obsługę samochodu, ani na materiały czy wykonanie. Najbardziej wybrednych zadowoli liczba schowków, które umieszczono wszędzie gdzie nie położyć ręki i każdy z nich jest całkiem spory. Jedynym problemem może być wyczucie gabarytów auta, bo w zasadzie nie widać zza kierownicy obrysu samochodu. W manewrowaniu na parkingu i podczas podróżowania w mieście nie pomagają dość małe lusterka zewnętrzne. Co prawda nie są najgorsze, ale mogłyby być większe przy takich gabarytach S-Maxa. Samochód jest bardzo przejrzysty dzięki nisko poprowadzonej linii okien i cienkim słupkom, zwłaszcza podzielonemu na dwa słupkowi A. Jednak manewrując w ciasnych parkingach podziemnych, nie sposób odnaleźć punktu, w którym samochód zaczyna się lub kończy. Widoczność jest więc bardzo dobra, ale wyczucie auta trudne.
Dlaczego nie 10/10?
Ktoś może zapytać, dlaczego nie maksymalna nota, skoro S-Max właściwie nie ma jako takich wad? Dlatego, że są drobiazgi, do których można się przyczepić.
W testowym egzemplarzu można narzekać na szybko brudzącą się tapicerkę, ale nawet w poprzednim, z ciemnymi fotelami, mieliśmy nie do końca idealny zakres regulacji fotela kierowcy z odrobinę za krótkim siedziskiem. Pod tym względem fotele testowanego w międzyczasie Opla Zafiry Tourer są o klasę lepsze. Kolejna kwestia to reflektory. Jeżeli zamówicie światła Ford Dynamic LED to niestety przepłacicie. Za 5400 zł nie dostaniecie świateł lepszych od dobrych ksenonów czy nawet halogenów. Ich funkcja dostosowywania się do sytuacji na drodze jest po prostu kiepska, a samo światło jakie emitują jest dziwne. Granica światła i cienia świeci na fioletowo, co w niektórych sytuacjach może być irytujące. Kolejnym detalem, do którego można się przyczepić jest trudność z zamontowaniem fotelika w drugim rzędzie przy użyciu sytemu ISOFIX. Zaczepy są fatalnie umieszczone i ich montaż to droga przez mękę. Praca skrzyni biegów nie jest wzorowa, a nawigacja i obsługa głosowa systemu SYNC wciąż nie mają języka polskiego. Do tego małe lusterka i spore zużycie paliwa na autostradzie. Detale? Tak, ale to one rzutują na końcową ocenę, która tak jak w przypadku diesla wynosi 9/10.
- Atrakcyjny wygląd
- Przestronne i łatwe w dostosowaniu wnętrze
- Łatwy system składania i rozkładania oparć
- Przestronny bagażnik z użytecznymi rozwiązaniami
- Zaawansowane i czytelne zegary
- Dobre właściwości jezdne
- Cichy, kulturalny i oszczędny w mieście silnik
- Komfortowe zawieszenie
- Bogaty zasób wyposażenia opcjonalnego
- Kiepskie światła diodowe
- Brak języka polskiego w nawigacji
- Wysokie zużycie paliwa na autostradzie