Chuligan obejmuje tron. Nowy Ford Fiesta ST rusza do walki
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Poprzednia generacja Forda Fiesty ST była dla mnie miłością od pierwszego wejrzenia. Idealny miejski hot hatch w dobrej cenie. Nowy model to mniejszy silnik i inna stylistyka, do których podszedłem z wielkimi obawami. Czy Ford nie popsuł mojego ukochanego auta? Czy w imię ekologii ten pewny siebie łobuz nadaj jest wzorem w swojej klasie?
Ford Fiesta ST (2018) - test, opinia
Mógłbym już na początku napisać o silniku, ale wtedy zapewne stwierdzilibyście "no dobrze" i byście zakończyli lekturę. Nie ma co ukrywać, że to 3-cylindrowy silniczek 1,5 l budzi najwięcej wątpliwości. Jednak potrzymam was jeszcze chwilę w niepewności i zacznę od innych, nie tak kontrowersyjnych, ale równie ważnych kwestii.
Chuligan staje się grzeczniejszy i bardziej ułożony
Zatem pierwsze wrażenie to wygląd. Poprzednia Fiesta ST wyglądała bardzo zadziornie. Stylistyka idealnie pasowała do klimatu tego auta. Nowa generacja miejskiego modelu Forda jest grzeczniejsza, co przenosi się też na "ST-ka", ale oczywiście nie zabrakło kilku ważnych zmian w stosunku do standardowego modelu. Z przodu grill wygląda inaczej, po bokach ma wygięcia w dół, wygląda, jakby samochód się wkurzył. I właśnie taki jest – z jednej strony to ten sam popularny miejski hatchback, a z drugiej uliczny łobuz, który będzie zaczepiał każdego w okolicy, prężył muskuły i starał się udowodnić swoją wyższość.
Jednak, podobnie jak poprzednio, moim zdaniem Fiesta ST lepiej wygląda z tyłu. Podwójna końcówka wydechu ukryta w dyfuzorze i spoiler przywodzący na myśl założoną tył na przód czapkę z daszkiem tworzą obraz miejskiego hot hatcha. Co prawda nadal bardziej podoba mi się poprzednik, ale im dłużej patrzę na nową Fiestę (również w zwykłej wersji), tym bardziej przyzwyczajam się do jej wyglądu i uważam go za lepszy.
Nowy wystrój i dwóch starych znajomych w kabinie
Za to zmiany w kabinie to inna historia. Za czasów poprzedniej Fiesty była to pięta Achillesowa fordów. Gąszcz przycisków i mało intuicyjne sterowanie systemem multimedialnym przypominały o wieżach JVC czy Philipsa, które stały w pokojach nastolatków w latach 90. Teraz wszystko jest na miejscu, umieszczone ergonomicznie i logicznie.
Tradycyjnie dla odmiany ST, również nowy sportowy Ford Fiesta w tej wersji otrzymał dwa przednie fotele Recaro. I po raz kolejny jest to wzór siedzisk do takiego auta. Nie są to twarde kubełki znane z włoskiej konkurencji, które choć robią wrażenie na wszystkich wyglądem, to po ok 10 km stają się miejscem tortur dla kręgosłupa. Tutaj mamy zapewnione dobre trzymanie boczne podczas dynamicznej jazdy, ale cały czas jest wyjątkowo wygodnie i jestem przekonany, że nawet po całodniowej podróży wysiadłbym wypoczęty.
Czy zatem jest to idealny miejski hatchback? Niezupełnie. Posiada te same problemy, co inne wersje Fiesty. Z tyłu jest dość ciasno, co może być zaskakujące, bo Ford Ka+ udowodnił, że marka ta wie, jak zaprojektować przestronnego mieszczucha. Również 311 l bagażnika to nie jest imponujący wynik. Na szczęście sam kufer został zaprojektowany tak, aby jego głębokość pozwalała na idealne wpasowanie samolotowej walizki kabinowej.
Ford wraca ze swoimi magicznymi sztuczkami
Mamy do czynienia z wersją ST, więc prawda jest taka, że te wszystkie aspekty schodzą na dalszy plan. Czas ruszyć i przekonać się, czy mamy do czynienia z powrotem króla, czy może po zmianach królestwo zaczyna tracić w stosunku do innych mocarstw, które niedawno stworzyły Volkswagena Polo GTI i Toyotę Yaris GRMN. Jazdy nową Fiestą ST odbyły na górskich drogach w okolicy Nicei, czyli dokładnie tam, gdzie kilka lat temu mogłem po raz pierwszy zapoznać się poprzednią generacją tego modelu. Wszystko po to, żebym mógł przekonać się o progresie, jaki się dokonał.
Ale jeszcze nie o silniku. Najpierw o podwoziu. W końcu inżynierowie Forda słyną ze zdolności tworzenia samochodów o niesamowitych właściwościach jezdnych. Udowodniła nam to już zwykła Fiesta, która łączy świetną przyczepność z komfortem. Nie inaczej jest tu. Opis tylnego zawieszenia w specyfikacji technicznej to skomplikowany przepis, który chyba zawiera też magiczne rytuały, bo nowy hot hatch trzyma się drogi zawsze i wszędzie, zapewniając nieskończone pokłady przyczepności. Do tego prowadzi się tak pewnie, że już po kilku chwilach czujemy się, jak byśmy współpracowali ze znanym od lat przyjacielem. Wisienką na torcie jest taki szczegół jak o 10 mm większy rozstaw kół na obu osiach.
Drugą składową jest układ kierowniczy, który jest precyzyjny, a spłaszczona u dołu kierownica potrzebuje tylko dwóch obrotów między krańcowymi położeniami. Dzięki temu szybka zmiana kierunku nie jest problemem.
Jednak to nie wszystko. Jeśli dopłacicie 4100 zł do pakietu performance, otrzymacie system launch control oraz szperę, która odpowiada za najbardziej niesamowitą właściwość nowego Forda Fiesty ST. Pamiętam czasy, gdy w sportowych samochodach 200 KM na przedniej osi powodowało potworną podsterowność. W tym aucie ten problem nie występuje. Możecie dodać gazu w połowie zakrętu i auto jadąc jak po sznurku skorzysta z całej mocy. Niestety nie miałem okazji sprawdzić, jak zachowuje się auto bez szpery, ale wydaje się, że pakiet performance to obowiązkowa pozycja, którą trzeba zaznaczyć w konfiguratorze, zamawiając Fiestę ST.
Trzy cylindry mocy
No dobrze, zatem silnik… Moc 200 KM i maksymalny moment obrotowy 290 Nm to dokładnie tyle, ile w poprzedniej generacji oferowała droższa odmiana ST200. Tylko tym razem mamy do czynienia z silnikiem mniejszym o 1 cylinder – to R3 o pojemności 1,5 l. Trzy cylindry w sportowym samochodzie? Czy ktoś oszalał? Czy poświęcono potencjał niesamowitego podwozia na ołtarzu ekologii?
Odpowiedź jest krótka – nie! Zupełnie nie czuć, że mamy do czynienia z mniejszym silnikiem. Maksymalny moment obrotowy dostępny w zakresie od 1600 do 4000 obr./min wraz z długimi biegami zapewniają sporą elastyczność. W wersji ST Ford zastosował też inną skrzynię biegów, która może nie jest najlepszą przekładnią na rynku, ale pracuje dużo bardziej precyzyjnie, niż standardowo dostępna w Fieście. Całość wyrażona w liczbach to 6,5 s potrzebne na sprint do 100 km/h i prędkość maksymalna równa 232 km/h. Co do spalania, to po dynamicznej jeździe górskimi drogami trudno jest to oceniać, ale nawet jeśli dodamy trochę do wartości katalogowych (5,1 l/100 km na trasie, 7,6 l/100 km w mieście i 6,1 l/100 km średnio), to można mówić o tym, że w tym przypadku downsizing działa.
Trzycylindrowy silnik zapewnia świetne osiągi i gdyby nie jego charakterystyczny (ale nie narzucający się) dźwięk, trudno byłoby zauważyć, że mamy do czynienia z mniejszą jednostką napędową. Jednak i na to Ford znalazł rozwiązanie – choć już zewnątrz też słychać, że mamy do czynienia z wersją sportową, to przecież najważniejsze jest doświadczenie w kabinie, a o to dba… dźwięk generowany z głośników. Wiem, że puryści i tradycjonaliści zaczną w tym momencie kręcić nosami, ale przecież nawet w Mustangu mamy takie samo dźwiękowe wspomaganie. Ważne jest to, że Fiesta ST brzmi naprawdę rasowo i wrażenia zza kierownicy są bardzo dobre. Zatem skoro całość działa, to nie ma co narzekać. Jedyne, czego mi brakowało, to możliwości wyłączenia tego sportowego dźwięku – skoro jest generowany sztucznie, to taka opcja nie powinna być problemem, a poprawiałaby komfort podczas spokojnej jazdy.
Jak podkreślali przedstawiciele Forda, już standardowy tryb jazdy jest trybem ST. Do tego dochodzi "sport" oraz torowy "track", który ogranicza pracę ESP. Jednak faktycznie jest tak, że różnica między nimi nie jest zbyt duża. Fiesta ST po prostu nigdy nie pozbywa się swojego łobuzerskiego charakteru.
Umarł król, niech żyje król
Pożegnaliśmy się ze starą, genialną Fiestą ST, ale nowa zastępuje ją wyśmienicie. To kolejny król hot hatchy segmentu B. Świetne prowadzenie i silnik zapewniają wielki uśmiech za każdym razem, gdy wsiada się za kierownicę. W odróżnieniu od często ponad 300-konnych modeli kompaktowych, jego osiągi są bardzo przystępne.
Czy jest to samochód idealny? Oczywiście nie. Takie nie istnieją. Hot hatch powinien też być praktyczny, a Fiesta nie jest wzorem w tej dziedzinie. To raczej samochód dwuosobowy. Można stwierdzić, że z tego powodu nieco sensu zyskuje fakt, że Ford postanowił zachować w segmencie B wersję trzydrzwiową, która znika u niemal wszystkich konkurentów. Z drugiej strony i tak dodatkowa para drzwi może się przydać, a na pewno ułatwi później sprzedaż auta.
Na koniec pozostaje jeszcze jedna, kluczowa kwestia. Fiestę ST poprzedniej generacji ceniłem nie tylko za możliwości na drodze, ale też za stosunkowo niską cenę. W przypadku nowego modelu też się to nie zmienia – 84 750 zł za wersję podstawową to blisko 5 tys. mniej niż za Volkswagena Polo GTI (który jednak ma pięcioro drzwi). Jednak nawet po dorzuceniu pakietu performance i wyborze bardziej praktycznego nadwozia Fiesta nie odstaje cenowo od swojego głównego konkurenta. Zatem układanka jest kompletna. Bardzo się bałem, że zespołowi Forda po tak wspaniałym albumie jakim była poprzednia Fiesta ST nie uda się wydać kolejnego hitu. Na szczęście wszystko zagrało jak trzeba. Brawo!
- zawieszenie godne modelu ST
- prowadzenie jak po szynach wspomagane szperą
- elastyczność i osiągi silnika
- łatwość wykorzystania możliwości samochodu
- mało miejsca w drugim rzędzie i przeciętny bagażnik
- brak możliwości wyłączenia sztucznego dźwięku silnika