Widziałem 1000 mil Sebring i jestem już pewien: wkroczyliśmy w nową złotą erę wyścigów
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
To, co zwiastowała tegoroczna stawka hypercarów, to, czego spodziewaliśmy się po 24h Daytona i wreszcie to, czego byliśmy już niemal pewni po prologu na Sebring, stało się faktem. Wprowadzenie nowych, flagowych klas przejdzie do historii jako początek jednych z najwspanialszych czasów dla wyścigów długodystansowych.
W 2020 ACO (Automobile Club de l'Ouest) i IMSA (International Motor Sports Association) ogłosiły razem stworzenie dwóch bardzo blisko spokrewnionych klas samochodów wyścigowych. Powstały wtedy LMH, czyli Le Mans Hypercar oraz LMDh, czyli Le Mans Daytona h. Klasy te miały zapewnić niski próg wejścia finansowego, a podobieństwo konstrukcyjne dodatkowo sprawiło, że raz zbudowany pojazd może występować w dwóch dużych zasięgowo seriach. To oznacza, że inwestując mniej niż np. w bardzo drogie LMP1, producent dostaje bardzo duży zasięg komunikacyjny.
Szacuje się (wg Jalopnika i Sportscar365), że cały sezon startów LMP1 kosztował Audi około 250 mln dolarów, a Toyotę około 100 mln dolarów. Tymczasem Porsche podaje, że sam samochód to cena około 2,5 mln euro, a sezon startów kosztuje około 8-10 mln euro. Oczywiście kwoty podawane przez Porsche nie obejmują pełnej obsługi sezonu przez zespół, a jedynie wszystko, co związane bezpośrednio z maszyną, ale to te kwoty stanowią trzon kosztów, więc daje to pojęcie o ogromnych różnicach względem LMP1.
To bardzo uproszczone spojrzenie na źródło sukcesu nowych klas. Sukces ten moim zdaniem można już teraz zmierzyć liczbą producentów, którzy weszli do wyścigów długodystansowych ze swoimi konstrukcjami. W tym roku w FIA WEC i w IMSA SportsCar Championship startują Porsche z 963 i Cadillac V-Series.R. W samym cyklu WEC ściga się Toyota GR010, Peugeot z 9X8, Ferrari 499P, Vandervell 680 i Glickenhaus SCG007. Z kolei w IMSA pojawia się jeszcze Acura ARX-06 oraz BMW M Hybrid V8. W przyszłym roku bawarska marka dołączy też do WEC. Na liście oczekujących mamy także Alpine i Lamborghini.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Tak brzmi w dużym skrócie teoria. Jak to wygląda w praktyce, pokazał miniony weekend. Betonowy tor Sebring przyciągnął tłumy widzów. Ja byłem jednym z nich i ciągle nie mogę wyjść z zachwytu – był to piękny, głośny spektakl. Po takie widowisko przychodzi się na tor.
Pierwszy wyścig WEC tego roku przyniósł co prawda dominację Toyoty, ale dzięki dynamicznym Balance of Performance, wyrównującym osiągi aut w ciągu sezonu, kolejne rundy powinny przynieść walkę na bardziej zbliżonym poziomie. Tej już w trakcie 1000 mil Sebring i tak było pod dostatkiem.
Nasycenie wyścigu akcją nie jest jednak jedynym czynnikiem, który wg mnie przyciągnie kibiców spragnionych wrażeń. Dostajemy tutaj też fantastyczne odczucia dźwiękowe. Ponieważ konstrukcje różnią się, na żywo bardzo łatwo można odróżnić od siebie auta. Charakterystyczny, niski dźwięk mają Peugeoty 9X8. Porsche i ferrari również są głośne i rasowe, ale bezwzględnym królem tego spektaklu był dla mnie w miniony weekend Cadillac.
Amerykańska maszyna – dzięki zastosowaniu wolnossącego V8 – jest godnym konkurentem dla legendarnego już brzmienia Corvette C7.R. Cadillac ze swoim dudniącym motorem wprawia powietrze w odczuwalne drgania – gdy stoi się naprawdę blisko toru, czuć na płucach pracę jego silnika. Jego głęboko basowy ton przypomina to, co znamy ze starych jednostek lotniczych.
Kolejnym istotnym aspektem z punktu widzenia kibica jest sprawa dość prozaiczna – wygląd nowych maszyn. Na żywo, w ruchu, wyglądają spektakularnie. To samochody, które chce się mieć na plakatach. LPM1 wyglądały dobrze, bo były pełnokrwistymi samochodami wyścigowymi, więc to naturalne, że jako kibic chciałem mieć je na ścianie. A jednak klasa hypercarów wprowadziła flagową kategorię pod względem estetyki na zupełnie inny, wyższy poziom. Każde auto wygląda kompletnie inaczej nie tylko dzięki malowaniu. Łatwo je rozróżnić po kształtach nadwozi, światłach i dodatkach aerodynamicznych. Mknące z gigantyczną prędkością po prostych i zakrętach, są widokiem absolutnie zniewalającym.
Ostatecznie wyścigi to rozrywka. Kibice muszą chcieć kibicować – muszą dostać spektakl i muszą zakochiwać się w tych samochodach. Tak jak do dziś legendami pozostają Porsche 917, Porsche 962, Ferrari 250 LM, Ford GT40, McLaren F1 GTR, Mazda 787B czy Peugeot 905, tak w przyszłości wspominać będziemy gigantów, którzy właśnie zaczęli jedną z najwspanialszych motoryzacyjnych potyczek, jakie widzieliśmy od lat.
Już wkrótce pełna galeria zdjęć z wyścigu 1000 mil Sebring.