Pierwsza jazda Toyotą Proace City: sukces upatruje nie we właściwościach użytkowych, a w wizerunku
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Toyota od niedawna zaczyna realizować swoje plany dotyczące rozszerzenia zasięgu na rynku aut użytkowych. Japończycy nie tylko wydzielili osobną markę, ale i wypuścili nowego gracza – Proace City – którym miałem okazję się przejechać. Jego główna siła ma leżeć jednak w innym obszarze niż w niespotykanej funkcjonalności.
Od jakiegoś czasu można zaobserwować u Toyoty coraz śmielsze ruchy w rozbudowie praktycznie każdego segmentu – w gamie "zwykłych" aut niedługo pojawi się Yaris Cross, dla wielbicieli mocnych wrażeń czeka Supra czy Yaris GR, a i rodzina "pracujących" doczekała się rozszerzenia o Proace’a City. Niektóre modele powstały rzecz jasna przy współpracy z innymi producentami, ale w dzisiejszych czasach nie powinno to nikogo dziwić. Tym bardziej, jeśli owoce tej współpracy są nad wyraz udane.
Wzbogacenie gamy modelowej o małego dostawczaka to o tyle ważny krok, że w Europie w bardzo szybkim stopniu rośnie popyt na samochody typu LCV (Light Commercial Vehicle), czyli samochody użytkowe z dmc do 3,5 tony, a Toyota ma ambitny plan podwojenia sprzedaży w tym segmencie w 2020 roku. Czy to się uda? Jest taka szansa, ponieważ w kategorii N1 (aut do 3,5 tony), Toyota w okresie od stycznia do czerwca jako jedyny producent zanotowała wzrost sprzedaży.
Pomóc w tym ma także wydzielona marka – Toyota Professional — która weźmie pod swoje skrzydła grupę użytkowych modeli japońskiego producenta oraz zajmie się ich sprzedażą i obsługą. Co więcej, polski oddział Toyoty został wybrany opiekunem programu pilotażowego, a wypracowane rozwiązania zostaną wprowadzone w innych europejskich krajach.
Wsiądźmy jednak do głównego bohatera spotkania
Koniec jednak biznesowych dywagacji, czas przejść do meritum. Co prawda nowa Toyota Proace City została zaprezentowana już przeszło rok temu, a w sprzedaży jest od kilku miesięcy, jednak dopiero teraz przydarzyła się okazja, by wsiąść za kierownicę i przekręcić kluczyk (a raczej wcisnąć przycisk startera) i trochę poudawać kuriera - a to wszystko w mazurskich plenerach.
Toyota Proace City powstała we współpracy z PSA i w praktyce jest Citroënem Berlingo/Peugeotem Partnerem/Oplem Combo (skreślić niepotrzebne) z zamienionymi znaczkami i nieco innymi rysami twarzy. Kto oczekuje kosmicznych modernizacji czy prób zmiany charakteru samego auta, może poczuć się zawiedziony.
Do naszej dyspozycji była wersja z krótkim nadwoziem, tzw. blaszak, z przestrzenią ładunkową o wartości 3,3 m3 (dłuższa ma 3,9 m3), która przyjmie "na klatę" co najmniej 650 kg ładunku (jest możliwość zwiększenia ładowności). Pod maską znalazł się bardzo dynamiczny, 130-konny diesel 1.5 z 6-biegową skrzynią manualną i jest to najmocniejszy dostępny wariant. Nawet przy dynamicznej jeździe jednostka nie wykazywała nadmiernego apetytu na paliwo, a komputer wskazywał zużycie na niecałe 6 litrów na 100 km.
Wątpię jednak, żeby ten silnik stanowiła lwią część sprzedaży, choć muszę przyznać, że na krętych, mazurskich drogach odnajdywał się wręcz wzorowo i dawał ciężką do opisania frajdę. Ta skończyłaby się po załadowaniu tylnej części. Ale nie oszukujmy się, nikt w dostawczaku nie szuka wrażeń z jazdy. Uważam jednak, że toyota prowadzi się w bardziej bezpośredni sposób od swoich dostawczych braci, a układ kierowniczy lepiej komunikuje o zachowaniu kół.
Materiały wewnątrz nie zachwycają, ale widać po nich, że zostały dobrane pod ciężkie warunki pracy. Każdy z koncernowej trójki ma inne wnętrze, a Proace City otrzymała to z Citroena. Co to oznacza? Niemal wszystkie funkcje zgromadzone zostały na dotykowym, 8-calowym ekranie, choć sterowanie klimatyzacją odbywa się intuicyjnie za pomocą fizycznych przełączników.
Liczba możliwych schowków na najróżniejsze mapy, dokumenty, zeszyty czy podkładki jest imponująca. Znajdziemy je nad tablicą przyrządów, trzy przed pasażerem czy za dotykowym ekranem, a nad głową kierowców znalazło się jeszcze miejsce na głęboką półkę. Nie wspominając oczywiście o przepastnych kieszeniach w boczkach drzwi czy uchwytach na napoje.
Jak przystało na porządnego dostawczaka, auto jest 3-osobowe, a oba dodatkowe fotele można złożyć niezależnie od siebie na dwa sposoby, zyskując tym samym dodatkową przestrzeń w kabinie. Co więcej, środkowe siedzisko można w chwilę zamienić w obrotowy stolik. Niestety upchanie aż 3 miejsc w stosunkowo wąskiej kabinie, ma też swoje minusy. Fotel po zewnętrznej stronie jest tak ustawiony, że pasażer niemal wbija się ramieniem w twarde obicie słupka B.
Ceny Toyoty Proace City zaczynają się od 58,2 tys. zł za wersję Life z 75-konnym dieslem 1.5. Warto jednak skusić się na wyższy wariant, ponieważ podstawowy nie dysponuje nawet klimatyzacją. Lepiej wyposażony Active to już wydatek co najmniej 66,8 tys. zł i warto się na niego zdecydować choćby ze względu na możliwość dokupienia przydatnych czujników parkowania — w końcu nie mamy tylnej szyby, a lusterko wsteczne niewiele nam pomoże. Testowany przez mnie, 130-konny diesel z ręczną skrzynią, kosztuje co najmniej 76,8 tys. zł.
Nie zabrakło też licznej oferty wykończenia części ładunkowej. Testowy egzemplarz był ubogo wyłożony płytami kompozytowymi (co wpływało oczywiście na hałas w trakcie jazdy), ale dostępne jest także pełne "zakrycie" blach czy zabudowa izotermiczna. Co istotne w ostatnim przypadku, jeśli wybierzemy wersję z agregatem, będzie on zamontowany wewnątrz auta, co wyklucza ewentualny problem z wjechaniem do nisko zabudowanego parkingu.
Proace City – czy to się uda?
Czy podbój rynku suto wypełnionego przez dostawczaki ze znacznie dłuższą tradycją ma sens? Okazuje się, że tak. Bo Toyota wcale nie upatruje sukcesu przez wyróżniający się design czy ponadprzeciętne możliwości przewozowe, bo te są niemal takie same, jak u koncernowych trojaczków. Zresztą zbudowanie własnego auta wymagałoby ogromnego nakładu czasu i pieniędzy. Chodzi o 2 rzeczy.
Pierwszą z nich jest wizerunek. Toyota od lat kojarzy się z bezawaryjnością, która podczas wytężonej pracy pojazdów jest jednym z najbardziej pożądanych elementów. Owszem, Proace City nie będzie technicznie inna od modeli PSA, jednak jako jedyna z nich wszystkich przechodzi dodatkowe kontrole jakości. Oprócz tego klient będzie kuszony fabryczną gwarancją na 3 lata lub… 1 mln km. Dotyczy to także specjalistycznej zabudowy.
Drugą rzeczą, jest wartość rezydualna. Na podstawie wyliczeń Info Ekspert, utrata wartości po 3 latach eksploatacji i 120 tys. km przebiegu będzie najniższa nie tylko wśród technicznych bliźniaków, ale także najgroźniejszych konkurentów. Teoretyczny sukces auta powoli przybiera namacalny wymiar, ponieważ zaledwie po 3 miesiącach rejestracji, Proace City zajmuje w swojej klasie 4. miejsce, przegrywając podium zaledwie o 3 egzemplarze. Co prawda bliźniaczy Peugeot Partner uplasował się na drugiej lokacie, jednak Citroën Berlingo i Opel Combo dopiero kolejno na 7. i 9. miejscu.
Kolejny krok – elektryfikacja
Zgodnie z trendem, następnym krokiem w ekspansji segmentu będzie wprowadzenie do oferty gamy elektrycznych dostawczaków. Toyota zdradza jednak na razie niewiele szczegółów, a elektryfikacja dotyczy na razie większego modelu – Proace EV ma być dostępny w dwóch wariantach – 50 i 75 kWh, które zapewnią kolejno zasięg do 230 i 330 km oraz ładowność kolejno do 1 i 1,275 tony. Dodatkowo na haku będzie można zaprzęgnąć dodatkowe 1000 kg ładunku. Czas ładowania do 80 proc. pojemności baterii ma wynosić odpowiednio 30 i 45 min. Rynkowy debiut nastąpi w II połowie przyszłego roku.