"To nie tylko zabawa, ale i dobra lokata kapitału". O tym co kupić, a czego unikać z Mateuszem Lipińskim z Inwestuj w Klasyka
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Kupno samochodu nie zawsze musi wiązać się z utratą wartości. Potwierdza to Mateusz Lipiński z Inwestuj w Klasyka, który zajmuje się importem amerykańskich aut. Jak sam zauważa, przy dobrze wybranych czterech kółkach można się nie tylko dobrze bawić, ale i sporo zarobić.
Trudno mi uwierzyć, że obok jednej z najruchliwszych tras w Warszawie, kilkanaście minut od centrum biznesowego stolicy, stoją obok siebie dodge charger, ford mustang fastback i chevrolet camaro. Jakby tego było mało, naprzeciw mamy corvettę. To samochody na sprzedaż dostępne w ofercie Inwestuj w Klasyka. Mateusz Lipiński, jeden z założycieli firmy, spotyka się ze mną w otoczeniu tych legendarnych samochodów, przeglądając ogłoszenia sprzedaży Mustanga. Jak się okazuje, ten model w Polsce cieszy się niewyobrażalnym wzięciem, a niektóre kultowe wersje można (jeszcze) kupić taniej niż "wypasioną" Škodę Kodiaq.
Mateusz Lubczański, Autokult.pl: Czytając informacje na Waszej stronie można odnieść wrażenie, że cały ten biznes powstał z przypadku.
Mateusz Lipiński, Inwestuj w Klasyka: Trochę tak, można powiedzieć "zaplanowanego przypadku". Mój brat kupił mustanga w Stanach Zjednoczonych, gdzie mieszkał, i wysłał go od razu do Polski. W teorii miał być dla niego, ale nie miał nic przeciwko próbie sprzedaży. Na początku nie znaleźliśmy nikogo w kraju, auto pojechało do Anglii, ale gdy robiliśmy zdjęcia na placu Zamkowym, wpadł na nas pan Zbigniew i chciał, żeby "ściągnąć" mu podobnego. No i tak się zaczęło, zaczęliśmy sprowadzać auta na zamówienie.
Można odnieść wrażenie, że w ostatnich latach polski klient ma coraz więcej pieniędzy i coraz chętniej inwestuje je w auta.
Na pewno, widać to w rozwoju branży przez ostatnie lata. W 2014 roku byłem na autonostalgii, największej imprezie poświęconej pojazdom zabytkowym. Z autami amerykańskimi byłem... ja z mustangiem i kumpel z chevroletem chevelle. Teraz jest masa imprez, jest coraz więcej samochodów zza oceanu, wcześniej były to tylko samochody europejskie. Coraz więcej klientów rozumie, że jest to nie tylko zabawa, ale i dobra lokata kapitału.
Patrząc na niektóre auta można dojść do wniosku, że samochód jest najgorszą inwestycją, jaką możesz zrobić.
Zależy. Jeśli jesteś już na pewnym etapie swojego życia, ulokowałeś bezpiecznie pieniądze i masz trochę kapitału (a tego Polakom nie brakuje, nie oszukujmy się) szukasz jakiejś alternatywy i czegoś, co sprawi frajdę. Gdy kupujesz nowe auto, przez trzy lata tracisz połowę jego wartości, z kolei przy kupnie klasyka po trzech latach nie tylko nie stracisz, ale możesz i zyskać. Koszty bieżącego serwisu można pokryć wynajmując auto do ślubu, do reklamy. Wielu naszych klientów tak podchodzi do swojego klasyka, sprawiając innym frajdę.
Czy ten rok możecie uznać za stracony?
Zależy, jak na to patrzeć. Pod względem sprowadzonych aut jest gorzej, ale ruszyliśmy z akcją "dzień z klasykiem", gdzie można spędzić trochę czasu za kółkiem naszego samochodu. Planowaliśmy to i pandemia przyspieszyła nasze działania. Nie jest to rok stracony, staram się być optymistą. Kocham to, co robię.
Jak wygląda wasz typowy klient?
Każdy przypadek jest inny, ale jest to zazwyczaj mężczyzna po czterdziestce, przedsiębiorca na dobrym, wysokim poziomie, który chce zrobić coś dla siebie, ale jednocześnie nie chce "przepalać" pieniędzy. Patrząc na auta, które sprowadziliśmy w latach 2015-2016, gdybyśmy chcieli kupić je teraz, to... no cóż, są oni mocno do przodu.
Przychodzą i mówią: "ten"?
Przeważnie klienci przychodzą też po porady: co warto kupić? Wybieramy auta, które mają najlepszą prognozę na wzrosty, nie chcemy byle jakich mustangów, można kupić fastbacka za 300 tys. zł, można kupić coupe z sześcioma cylindrami pod maską. Przeważnie mają listę wymagań: czy ma mieć klimatyzację, wspomaganie, który kolor kategorycznie odpada.
W takim razie w co warto inwestować? Widzę, że jest to Charger, Mustang, Camaro… coś jeszcze?
Na pewno wszystkie ikony i znane nazwy – Challenger, Camaro, Chevelle też. Warto zainteresować się bardziej nietypowymi autami, np. Gran Torino, Wildcat, coraz więcej osób rozgląda się za czymś nietuzinkowym. Nadal najpewniejszą lokatą jest Mustang, bowiem możesz kupić coś ciekawego, ale to nie oznacza, że za 2-3 lata, gdy będziesz chciał go sprzedać, znajdziesz takiego samego klienta jak ty. W przypadku Forda nie ma takiego problemu, wszyscy chcą Mustanga.
Załóżmy, że naoglądałem się Vina Diesla w muscle carach i chciałbym jeździć tym na co dzień. Da się?
Zależy, jakie auto kupisz. Ameryka w latach 60. XX wieku miała wszystko to, co chciał klient zamówić. Wspomaganie, klimatyzacja, wspomaganie tarczowych hamulców... nie oznacza to, że każde auto wyjechało z fabryki w takim stanie. Nie ma problemu dołożenia chociażby bardziej precyzyjnego układu kierowniczego, przez co auto "słucha się" lepiej. Samochód lubi jeździć, czym bardziej o niego będziesz dbał, tym mniej awaryjny będzie. Widzę to chociażby po tym ,jak sprawują się auta od kiedy ruszyliśmy z przejażdżkami "dzień z klasykiem".
Czy Ameryka dalej jest tym mitycznym krajem, gdzie klasyki można kupić za grosze i cieszyć się brzmieniem V8? Czy kiedykolwiek tak było?
Jasne, tylko nie mustangi. Amerykanie też wiedzą, co mają i wiedzą, ile to jest warte. Można "wyrwać" coś tanio, ale nie będzie to legenda i raczej będzie wymagało napraw lub kompletnego remontu. Jeżeli ma to być ikona, to nie ma mowy o okazjach. Plus jest taki, że nie ma problemu z częściami – zamawiasz i paczka przychodzi ze Stanów w przeciągu tygodnia/dwóch. W Polsce mamy jeden sklep i w Niemczech też mają duży asortyment.
Ciężko ocenić. Nie śledzę cen youngtimerów, a auta, które wymieniłeś to trochę nie moja bajka. Wolałbym Camaro III lub Buicka Grand Nationala. Plusem youngtimerów jest to, że są dostępne w dużo niższej cenie, ale na wzrosty trzeba poczekać 10-20-30 lat i wybrać limitowaną wersję. Unikatowe auta z lat 60. już zaczęły zyskiwać i w moim odczuciu jest to pewniejsza inwestycja.
A Twój bullitt z 2008 roku?
Po to go kupiłem, ale jestem trochę "skrzywiony" na tym punkcie. Mam obsesję na punkcie Steve’a McQueena. Nawet mój pies nazywa się Bullitt.
Jeśli jesteś zainteresowany kupnem amerykańskiego klasyka lub chcesz chociaż przejechać się prawdziwym chargerem, zajrzyj na inwestujwklasyka.pl i dzienzklasykiem.p