"Titanium" – utwór inspirowany widokami przez szybę samochodu…
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Z nieukrywaną dumą prezentujemy pierwszą odsłonę wyjątkowego projektu muzyczno-samochodowego, realizowanego we współpracy redakcji WP Autokult z marką Ford, pt. "Nowe Brzmienie Fiesty". Mieszkający w Poznaniu młody producent – znany pod pseudonimem SZATT – Łukasz Palkiewicz, stworzył utwór inspirowany nocnymi, miejskimi samochodowymi eskapadami w głąb trzewi polskich metropolii.
By dotrzeć do Poznania na zdjęcia z Szattem, musieliśmy, wraz z operatorem i montażystą – Marcinem Kowalskim, wstać o wpół do piątej rano. Niby nic strasznego, ludzie chodzący do pracy na siódmą tak właśnie wstają, a jest ich pewnie więcej, niż nam się wydaje. Ktoś musi otworzyć sklepy o 8 rano, ktoś wsiąść w autobus meldujący się o 7:10 na pobliskim przystanku. Ale nam, rozbestwionym przedstawicielom świata mediów, ledwo udało się o tej porze otworzyć oczy.
Pomogła kawa, którą w swojej dobroci zaparzył Marcin i perspektywa tego, że podróż na zachód będziemy odbywać nową Fiestą w wersji Titanium, czyli dokładnie tym widocznym na filmie powyżej i zdjęciach poniżej, nowiutkim hatchbackiem w kolorze specjalnym "Blue Wave" – oscylującym gdzieś pomiędzy perłowym turkusem a błękitem.
Kolorze wyglądającym odrobinę zbyt odważnie w dzień (w sensie, że dwóch kolesi jedzie w dosyć jaskrawej Fieście…), a wyjątkowo wspaniale, głęboko i błyszcząco w nocy, co zostało docenione nawet przez panią pracującą na bramkach autostrady A2. W drodze do Poznania, "zanim ranne wstały zorze", na przywitanie rzuciła nam ona krótkie "ładny kolor samochodu, taki nietypowy". Podziękowaliśmy grzecznie i ruszyliśmy dalej.
Szybki przelot
Skąd ta ekscytacja podróżą "zwykłą Fiestą"? Dziennikarze motoryzacyjni powinni się raczej podniecać przejażdżkami sportowym super samochodem czy jakąś luksusową limuzyną z silnikiem V12 niż hatchbackiem "dla każdego". I to jeszcze do tego z litrowym, trzycylindrowym motorem pod maską. Prawda jest jednak taka, że oprócz tych wgniatających w fotel pocisków, których używać na drogach publicznych nie sposób bez utraty prawa jazdy, lubimy także małe, tanie auta.
Czasem od samochodów rozpłaszczonych jak naleśnik, z widocznością przez przednią szybę jak przez szparę w skrzynce na listy, nieradzących sobie, gdy trzeba przejechać "leżącego policjanta" i równie drogich, pozostających poza zasięgiem 99 proc. społeczeństwa barek dla plutokratów, z wnętrzami wyłożonymi martwymi krowami, bardziej cieszy nas w redakcji dobrze zrobiony, stosunkowo tani samochód miejski. I taka właśnie jest Fiesta.
Poza tym, że powyżej 140 km/h, 125-konna Fiesta dostaje delikatnej zadyszki (w końcu EcoBoost ma tylko litr pojemności) i na autostradzie odmawia podróżowania z prędkością większą niż 160 km/h, jest to auto właściwie pozbawione wad. Dla jasności: nie do końca "odmawia" – po prostu czuć, że nie ma na to ochoty. Do katalogowych 195 km/h rozpędza się bez problemu, ale okupione jest to odpowiednim spalaniem. Co właściwie dobrze się składa, bo oczywiście jest to też niezgodne z przepisami.
Jedność koncepcji i wykonania
Podczas gdy różnego typu samochody sportowe i duże sedany cierpią z powodu downsizingu silników, oferując przytłumione wrażenia z jazdy, opóźnioną, gumową reakcję na gaz i sztuczny, wzmagany głośnikami dźwięk silnika – Ford Fiesta, samochód lekki (1164 kg w wersji pięciodrzwiowej) i stosunkowo niewielki, zbudowany docelowo wokół koncepcji małego, oszczędnego, ale mocnego silnika, jest tworem homogenicznym. Nie irytuje jak pozbawione cylindrów centralnosilnikowe supercary.
W mieście rozpędza się żwawo, jakby koni miał co najmniej dwa razy więcej. Wydaje się wręcz szybszy niż 9,9 s. do 100 km/h jakie uzyskuje na papierze. Przy tym brzmi zadziornie. Jak rajdówki grupy B z silnikami o pięciu cylindrach. Układ kierowniczy, jak zwykle w Fordzie, to mistrzostwo, którego mogliby się uczyć producenci samochodów droższych, mających "przyjemność z jazdy" na reklamowych sztandarach. Tak samo jest z podatnością podwozia na zmiany kierunków na krętej drodze. Natychmiastowe reakcje na komendy kierowcy, przy jednoczesnej autostradowej stabilności.
Tak, Fiesta to samochód niewielki, ale w środku przestronny na tyle, że w podróży nie męczy. Z pasażerem nie siedzi się "ramię w ramię". Do tego bagażnik (z podwójnym dnem) bez trudu połyka nasz sprzęt. Moją walizkę fotograficzną, plecak z kamerą Marcina, statyw, blendę, lampy LED-owe itd. (przyzwoite 292 litry pojemności). To auto "wielkie duchem", bo świetnie wykonane i oferujące sporo umilających życie gadżetów, które do tej pory dostępne były tylko w samochodach z wyższej półki.
Mamy tu więc: adaptacyjny tempomat z funkcją awaryjnego hamowania oraz utrzymywania pasa ruchu (nawet gdy droga skręca), system automatycznego rozpoznawania znaków drogowych, automatyczne światła drogowe, aktywne monitorowanie martwego pola i SYNC-3 z równie zautomatyzowanym wezwaniem pomocy w razie wypadku.
Rano doceniliśmy też ogrzewanie przedniej szyby oraz foteli, a po dotarciu do Poznania system automatycznego parkowania (pomaga świetna kamera cofania) oraz rzecz tak banalną jak wysuwany zza tylnych drzwi plasticzek, który chroni je przed obiciem podczas otwierania.
Nie spóźnić się na spotkanie
Pomimo najszczerszych wysiłków udało nam się jednak nie dotrzeć na nasze spotkanie na czas. Mimo że nawigacja doprowadziła nas idealnie pod domowe studio Szatta, to brak możliwości znalezienia miejsca do zaparkowania (nawet automatycznego) sprawił, że przez dobre 20 minut musieliśmy krążyć po centrum Poznania. Przynajmniej mogliśmy zaplanować zdjęcia, wybierając pobliskie lokalizacje i podziwiając miasto i jego poniemieckie kamienice przez panoramiczny, szklany dach.
Mimo spóźnienia Łukasz przyjął nas w dobrym humorze i szybko przystąpiliśmy do pracy. Zdjęcia dzienne, póki zimowe słońce nie zaszło za horyzont, a potem już po zmroku, przy wyłączonej kamerze, zaznajamianie artysty z samochodem, w szczególności ze świetnym systemem audio B&O Play, z 10 głośnikami o mocy 675 W.
Historia firmy Bang & Olufsen sięga 1925 roku, kiedy to w Struer, małym mieście w północno-zachodniej części Danii, dwóch przedsiębiorczych inżynierów, Peter Bang i Svend Olufsen, zapoczątkowało działalność dzisiejszej międzynarodowej ikony stylu i globalnego symbolu audiowizualnej doskonałości.Obecnie Bang & Olufsen to światowej sławy marka szczycąca się doskonałej jakości telewizorami, muzycznymi systemami i głośnikami najwyższej klasy. Oferowane produkty to idealne połączenie technologicznej doskonałości z wybitną stylistyką. Mocno zakorzeniona w czasach pięknego wzornictwa, perfekcyjnego rzemiosła i innowacyjnych technologii produktowych cechujących Bang & Olufsen, marka B&O PLAY podąża tymi samymi śladami oferując dokładnie te same wartości w produktach odpowiadających na potrzeby współczesnego człowieka.
Dziwnym trafem, w pobliżu zaparkowane stały dwie Fiesty poprzednich generacji. Łatwo mogliśmy więc porównać, jak wielkiego postępu dokonał Ford, zarówno jeśli chodzi o projektowanie, jak i jakość użytych materiałów (choć estetyka to rzecz gustu, to nie można odmówić nowej Fieście nowoczesnej elegancji statku kosmicznego, tam gdzie poprzednia przypominała staromodny telefon komórkowy).
Jeżdżąc po dziurawych ulicach Poznania, doceniliśmy świetne tłumienie zawieszenia. Oczywiście pomagało to, że nasza Fiesta wyposażona była w mniejsze 16-calowe felgi, ale za to dzięki temu, słuchając szkiców docelowego utworu, jakie przygotował już dla nas Łukasz, mogliśmy płynąć jakby ponad poznańskim zgiełkiem godzin szczytu i nierównościami asfaltu. Pamiętajcie, mówimy tu o samochodzie, który kosztuje od 44 900 zł i ma konwencjonalne stalowe zawieszenie z belką skrętną z tyłu.
Stolica wzywa
Powrót do Warszawy odbył się po prawie 20 godzinach na nogach. Pomógł w nim asystent zmęczenia kierowcy – podpowiadający mi we właściwym momencie, żebym sobie zrobił przerwę na kawę. Dwa dni później otrzymaliśmy od Szatta skończony utwór. Słuchając go w kółko podczas nocnych zdjęć samego samochodu, które zrealizowaliśmy na jeszcze oświetlonych świątecznymi iluminacjami ulicach stolicy, pracowaliśmy z przyjemnością.
Połączyliśmy bowiem kompetentny samochód, debiutujący na rynku w nowej odsłonie, posiadający więcej talentów, niż sugerowałoby skromne opakowanie z wyjątkowo utalentowanym, uznanym, ale wciąż młodym muzykiem. Człowiekiem, który w idealny sposób uchwycił charakter raz sennego, a innym razem dynamicznego "bujania się nocą po mieście". Chwil, kiedy rytm jazdy wyznaczają mijane latarnie, pasy na jezdni, a ręka sama sięga po potencjometr systemu dźwiękowego, by "dać głośniej".
Syntezatory kręcą kołami i kierownicą, perkusja przesuwa samochód do przodu, a zagrane na pianinie akcenty to budynki widziane zza szyb naszego Forda. Kierowca właściwie potrzebny do bycia świadkiem tego spektaklu. Idealnego połączenia przestrzeni fizycznej, muzycznej i mentalnej. I tego, że samochód może być czymś więcej niż tylko środkiem transportu z A do B.
Artykuł powstał we współpracy z marką Ford