Nie przepadam za czarnymi autami, ale w tym przypadku model Volvo prezentuje się wyjątkowo korzystnie.© fot. Filip Buliński

Test: Volvo V70 2.4T AWD – rodzinne kombi, które uwiodło prezydenta

Filip Buliński
16 listopada 2020

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Volvo V70 dorasta do wieku, który pozwoli mu w niektórych rejonach na dumne noszenie tzw. żółtych blach. Egzemplarz ze zdjęć stara się o nie już teraz. W przeszłości należał do głowy państwa – Bronisława Komorowskiego. Samochód wiele przeszedł i mało brakowało, a dziś by go już nie było wśród nas. I nie mówię tu o jego "prezydenckim" epizodzie.

Volvo znane jest z dwóch rzeczy – rewolucyjnych systemów bezpieczeństwa oraz kanciastych kombi, określanych jako mało urodziwe. Nie zawsze jednak tak było, w końcu Amazon nawet w rodzinnym przebraniu chwytał za serce. Kolejne modele, których blachy nasłuchały się niezliczonych godzin dziecięcego płaczu, nazywane są potocznie "cegłami", a większość wygląda tak, jakby była ciosana siekierą. W latach 90. nastąpiła zmiana.

To zaczyna iść w dobrym kierunku

W połowie lat 90. Volvo przeszło sporo zmian – od nowej nomenklatury, aż po śmiałe ruchy nadające nadwoziu bardziej przystępne, choć wciąż tak samo praktyczne kształty. Zaczęto od S40/V40, a zaraz po nim, w 1996 r., przyszło S70/V70.

U Volvo na pierwszy miejscu zawsze było bezpieczeństwo. Wygląd jest kwestią drugorzędną
U Volvo na pierwszy miejscu zawsze było bezpieczeństwo. Wygląd jest kwestią drugorzędną© fot. Filip Buliński

Samochód był następcą modelu 850, choć do pewnego stopnia stanowił jego lifting. Szwedzi dokonali ok. 1800 zmian, a większość można było zobaczyć gołym okiem. 5-drzwiowe nadwozie otrzymało zaokrąglone kanty i więcej obłości, o ile można to tak nazwać. Przyjemniejsze w obyciu było także wnętrze, które zyskało bardziej elegancki charakter. Praktycznie bez zmian pozostały natomiast silniki.

W standardzie występowały m.in. elektrycznie sterowane i podgrzewane lusterka, boczne poduszki powietrzne czy napinacze pasów. Przy okazji liftingu w 1999 r. wprowadzono także system WHIPS, który miał niwelować siły działające na kierowcę i pasażera w razie uderzenia w tył samochodu. Pierwsza generacja modelu V70 była dostępna na rynku stosunkowo krótko – następca przyszedł już w 2000 r.

Na "blacie" widnieje 217 tys. km, jednak według Olka, nie jest to oryginalny przebieg
Na "blacie" widnieje 217 tys. km, jednak według Olka, nie jest to oryginalny przebieg© fot. Filip Buliński

Prezydenckie kombi

Można powiedzieć – ot, zwykłe rodzinne kombi klasy średniej, które dobrze się starzeje. Szwed kończy w tym roku 24 lata, więc niebawem w niektórych rejonach będą przysługiwały mu już zabytkowe tablice. Nie zdziwcie się jednak, jeśli czarne V70 ze zdjęć zobaczycie na żółtych blachach nieco wcześniej.

Egzemplarz należał do byłego prezydenta, Bronisława Komorowskiego. W 1997 r., jeszcze jako poseł i świeżo upieczony przewodniczący sejmowej Komisji Obrony Narodowej, Komorowski zamówił w polskim salonie Volvo V70, którego dostarczono w pierwszym miesiącu następnego roku. Polityk nie oszczędzał na dobieranych dodatkach, choć trzeba przyznać, że przy aukcyjnej sprzedaży nie zagościłby napis "full wypas".

Obraz
Obraz;

Do napędu służy 2,4-litrowy, turbodoładowany silnik benzynowy o mocy 193 KM, który połączono, o dziwo, z 5-biegową skrzynią manualną i dołączanym napędem na 4 koła na tzw. haldexie. Na pokładzie znalazła się 2-strefowa, automatyczna klimatyzacja, podgrzewane przednie fotele, wycieraczki reflektorów, a także zawieszenie samopoziomujące Nivo, co - w połączeniu z przestrzenią z tyłu - mogło być dowodem na łowieckie zapędy polityka.

Bronisław Komorowski użytkował volvo do 2004 r. Na tyle przywiązał się do modelu, że 2 lata później zakupił V70 II generacji.

W 2012 r. czarna V70-ka została wystawiona na aukcji, o której zresztą pisaliśmy. W międzyczasie założono instalację gazową – w codziennej jeździe doładowane R5 potrzebuje aż 12 l benzyny na 100 km.

193-konny silnik rozpędzał szwedzkie kombi do setki w 7,8 s
193-konny silnik rozpędzał szwedzkie kombi do setki w 7,8 s© fot. Filip Buliński

Wtedy w posiadanie volvo wszedł kolejny właściciel, z którym V70-ka nie miała lekko. Mocny silnik, napęd na 4 koła, manualna skrzynia – chyba nie muszę mówić, jak ten zestaw można wykorzystywać. Podzespoły Volvo, choć uważane za solidne, "katowane" w końcu wyzionęły ducha. W 2015 r. pojazd trafił w ręce rodziny Olka w rozliczeniu. Wtedy volvo było obrazem nędzy i rozpaczy.

Nie miało ważnego przeglądu, zawieszenie samopoziomujące było uszkodzone, maglownica — rozsypana, napęd na 4 koła — zdekompletowany, a instalacja gazowa — rozregulowana. To tylko najpoważniejsze uszkodzenia. O rzeczach eksploatacyjnych poprzedni właściciel "zapomniał". Przy przywracaniu tego auta do życia cel był więc prosty: żadnych półśrodków.

5-cylindrowa jednostka sprawiła, że wieczorem trudno mi było zasnąć
5-cylindrowa jednostka sprawiła, że wieczorem trudno mi było zasnąć© fot. Filip Buliński

Główne prace przebiegły błyskawicznie — część z nich Olek z ojcem wykonali samodzielnie. Już po 2 miesiącach od zakasania rękawów, samochód miał podbity dowód rejestracyjny i wyjechał na drogę. W kolejnych latach Olek z tatą dopieszczali auto, jednocześnie użytkując je na co dzień, także w dalszych podróżach. W międzyczasie zdemontowano instalację LPG. Byłoby jednak zbyt pięknie, gdybym napisał, że volvo ani razu się nie zająknęło.

Pierwsza awaria narobiła dużo dymu i to dosłownie – pękł przewód chłodzenia. Druga sytuacja dotyczyła testów napędu na 4 koła na śniegu po naprawie – doszło do wycieku oleju ze sprzęgła wiskotycznego, odpowiadającego za dołączenie napędu. To "największe" przygody – przyznacie, że nie ma ich zbyt wiele.

Jeden z dowodów na to, że ten egzemplarz należał do Bronisława Komorowskiego
Jeden z dowodów na to, że ten egzemplarz należał do Bronisława Komorowskiego© fot. Filip Buliński

1,5 roku temu zapadła decyzja o przeprowadzeniu remontu blacharskiego i lakierniczego – od tego momentu status auta zmienił się na "weekendowy", a od niedawna właściciele starają się o żółte tablice rejestracyjne.

Dzikus zamknięty w rodzinnym ciele

Modelowi Volvo V70 bliżej jest do aksamitnej jazdy, ale w przypadku tego 193-konnego egzemplarza, w zakamarkach zamknięte są demony gotowe pokazać swoje oblicze. Gdy wytoczyłem się V70-ką na drogę, komfort segmentu premium lat 90. był tak dominujący, że zapomniałem o wszystkim. Mimo upływu lat czułem się tak, jakbym prowadził nowy samochód, choć na nierównościach gdzieniegdzie można było usłyszeć skrzypienie i wzajemne tarcie plastików.

Gdzie więc te demony? Na prostej drodze nieco mocniej przycisnąłem gaz – momentalnie do życia obudziło się turbo, które bez większego ociągania, z całych sił zaczęło dmuchać. Wzrostowi obrotów towarzyszył donośny świst i jedyny w swoim rodzaju gang 5-cylindrowego silnika. Z kolei odpuszczając pedał przyspieszenia, kabinę przeszył tzw. blow-off - powietrze ulatujące przez zawór upustowy. A mnie przeszły ciarki.

Obraz
Obraz;

I nie było to jakieś tam łagodne tło, ledwo dobiegające uszu, a dobitne "turkanie". Niepewnie patrząc na Olka, spytałem, czy mogę przycisnąć mocniej. Zgodził się. Choć auta z lat 80. i 90. charakteryzowała wyraźna turbodziura, tu sprężarka robiła, co trzeba i to już od ok. 2,5 tys. obrotów. To, co działo się później, ciężko racjonalnie opisać.

Rodzinne kombi dostawało tak solidnego kopa, że bez problemu zawstydziłoby niejednego rycerza w podrasowanym BMW. Skrzynia biegów nie należy może to najbardziej precyzyjnych mechanizmów, ale z pewnością podkręca całą "zabawę".

Wszystko odbywa się oczywiście w akompaniamencie cudownej linii melodycznej 5-cylindrowego silnika. Całość była niesamowicie uzależniająca, ale i w pewnym stopniu szokująca. Elegancki szwedzki jegomość podwinął rękawy, aby z niebywałą gracją, ale i brutalnością pokazać swoją drugą twarz. Nie chcąc nadwyrężać uprzejmości i cierpliwości Olka, po 3. razie przestałem. Ale wspomnienie tych kilku chwil nieustannie towarzyszyło mi do następnego dnia. Co ja piszę, towarzyszy mi to do dziś. Volvo, chapeau bas!

W latach 90. takie świeże volvo musiało robić wrażenie na polskich drogach zdominowanych przez maluchy i polonezy
W latach 90. takie świeże volvo musiało robić wrażenie na polskich drogach zdominowanych przez maluchy i polonezy© fot. Filip Buliński
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
[1/35]
Źródło artykułu:WP Autokult
Volvotesty samochodówklasyki
Komentarze (28)