Test: Maxus Mifa 9 – ostudzić emocje
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Wejść w dzisiejszych czasach na kurczący się rynek vanów to odważny pomysł. Odwaga jest tym większa, że mowa o elektryku. Maxus bez trwogi zaproponował w Europie we wspomnianym segmencie bezemisyjny model o osobliwej nazwie Mifa 9. Choć na pierwszy rzut oka robi świetne wrażenie, tak po bliższym poznaniu okazuje się podzielać niektóre cechy charakterystyczne dla chińskich aut.
Jeśli zapytać, co jest największą siłą chińskich samochodów, które w ostatnim czasie zalewają Europę, trudno nie wymienić ceny. To ona, w połączeniu z rzekomo bogatym wyposażeniem, kusi klientów i bije na głowę europejskich konkurentów. A i kontynentalnym rywalom często nie daje szans. Sytuacja idealna? Nie zawsze.
Kierując się niższą ceną, trzeba być gotowym na pewne ustępstwa – od miernych materiałów, przez nienajlepsze spasowanie, aż po wspomniane wyposażenie, które ładnie wygląda na liście w katalogu, ale w rzeczywistości okazuje się słabej jakości. Choć nie wszystkie auta z Państwa Środka podzielają te cechy, tak te nierozczarowujące mógłbym policzyć na palcach jednej ręki. Gdy pierwszy raz zobaczyłem Maxusa Mifę 9, należał on do tej listy.
Budowa napięcia
Pierwszy raz zobaczyłem samochód dwa lata temu na targach w Poznaniu, gdy Maxus ruszał z ofensywą rynkową w Polsce. Przyznacie, że trudno wydobyć z formy vana jakiekolwiek emocje. Tymczasem Maxusowi się to udało. Jednobryłowe nadwozie jest eleganckie i ma w sobie coś intrygującego, ale nieprzesadnie egzotycznego. To wystarczy, by na ulicy przyciągać zainteresowania.
Nie mniejsze wrażenie robiło też wnętrze – niezwykle przestronne, z dwoma obszernymi fotelami w II rzędzie oferującymi niemal wszystko, co dobrej klasy SPA. Do tego mnóstwo złącz USB i schowków, sporo skóry (zarówno prawdziwej, jak i sztucznej), miękkie obicia i subtelne oświetlenie ambiente. Na pierwszy rzut oka odczucia nie gorsze niż z tylnej kanapy luksusowej limuzyny. A to wszystko za "jedyne" 360 tys. zł.
Kwota nie jest mała, ale pamiętajmy, że mamy tu napęd elektryczny, a w podstawie dostajemy praktycznie wszystko, czego dusza zapragnie – od systemu kamer 360 stopni, przez grzane i wentylowane fotele, adaptacyjny tempomat, dwuczęściowy szyberdach, 3-strefową klimatyzację, gniazdo 230V, aż po indukcyjną ładowarkę i masaż w fotelach pierwszych dwóch rzędów. Co więcej, to jedyna dostępna wersja Maxusa Mify 9. Dokupić możecie co najwyżej inny lakier i dodatkowy kabel do ładowania z wallboxa. U rywali, których jest jak na lekarstwo, za podobną specyfikację zapłacicie więcej.
Maxus Mifa 9 zrobił więc dokładnie to, co chińskie auta mają robić w pierwszej kolejności – zaskoczyć ceną i zachwycić wyposażeniem. Mając w pamięci doświadczenia z innymi autami z Państwa Środka, tym bardziej byłem ciekaw, czy po dłuższym teście Mifie uda się zachować pozytywne emocje, które wzbudziła przy pierwszym spotkaniu.
Teraz wreszcie nadszedł ten moment i… no cóż. Chociaż Maxus zaprezentował się odrobinę lepiej niż dotychczasowi kandydaci z Państwa Środka, niestety szybko okazało się, że Chińczycy wciąż mają co poprawiać. I że są mistrzami w robieniu dobrego pierwszego wrażenia. A to często wystarczy, by złożyć podpis na umowie.
Chwilowe podtrzymanie
Zacznę jednak od dobrych stron. Nie mogę odmówić Maxusowi dobrego zagospodarowania przestrzenią. Wrażenie potęguje ogromny, podwójny szyberdach ciągnący się przez całą długość auta oraz duże przeszklenia, które zapewniają świetną widoczność i ułatwiają manewrowanie, bądź co bądź, niemałym autem. Mifa 9 mierzy 5270 mm wzdłuż, 2000 mm wszerz i 1840 mm wzwyż. Na parkingach dodatkowo przyda się system kamer 360 stopni, który, w przeciwieństwie do innych chińskich aut, prezentuje przyzwoity poziom.
Pozycja za kierownicą jest typowo "vanowa". Siedzi się trochę jak na stołku, ale jest miękko i wygodnie. Szkoda, że zabrakło indywidualnych, składanych podłokietników. Kapitańskie fotele nie są dostępne nawet za dopłatą. Tymczasem wygoda nie kończy się na drugim, reprezentacyjnym rzędzie – komfort odnajdą także pasażerowie jadący na kanapie w III rzędzie (gdzie także nie brakuje złączy USB), którą można przesuwać, regulując przy tym pojemność bagażnika dochodzącą do 1010 litrów.
Chiński van prezentuje się nie gorzej podczas jazdy – zawieszenie jest miękko zestrojone i pozwala stosunkowo godnie pokonywać napotykane nierówności. O precyzji prowadzenia nie będę wspominał, bo jej zwyczajnie nie ma, nawet jeśli przełączymy się w tryb "Sport". Ale chyba nikt nie spodziewał się po vanie chirurgicznego wyczucia układu kierowniczego.
Trudno przyczepić się także do parametrów technicznych Maxusa. Silnik o mocy 245 KM i maksymalnym momencie równym 350 Nm jest wystarczający, ale jednocześnie nie czyni z Mify 9 rodzinnego pocisku. Ot, decyzja kierowana rozsądkiem. Akumulator ma przyzwoitą pojemność 90 kWh (84 kWh netto), a moc ładowania na szybkiej ładowarce sięga 130 kW. Bez szału, ale i bez wstydu.
Producent mówi o zasięgu na jednym ładowaniu do 595 km, o ile będziemy trzymać się miejskich rejonów. W cyklu mieszanym wartość ta spadnie do 440 km. Na pierwszy rzut oka wydaje się więc, że wszystko jest w porządku i za 360 tys. zł otrzymujemy kawał dobrego, żeby nie powiedzieć względnie luksusowego wozu. Niestety, im dłużej miałem z samochodem do czynienia, tym więcej dostrzegałem w nim niedociągnięć, oszczędności czy zaniedbań. Nie wspominając o minięciu się z prawdą w zakresie zasięgu.
Weryfikacja oczekiwań
Podstawową rzeczą, do której mam zastrzeżenia, to jakość montażu. O ile koledzy z branży wielokrotnie chwalili fakt, że w Maxusie nic nie skrzypi, tak wszystko jest kwestią czasu. Gdy samochód trafił do mnie na test, miał przejechane ponad 30 tys. km – niby niedużo, choć muszę zaznaczyć, że w tym czasie przeszedł wiele dziennikarskich testów, co oznacza, że nie miał łatwego życia.
Tym niemniej, jazda po nierównościach wiązała się ze skrzypieniem zarówno elementów wnętrza, jak i głośną pracą zawieszenia. Do tego nie wszystko działało tak, jak powinno. Drobne usterki występowały w elektrycznym rozkładaniu tylnego fotela, a przesuwany podłokietnik na tylnym fotelu, którym można zasłonić dotykowy panel sterujący, miał już zerwaną blokadę.
Niezależnie od marki, niemal każdy chiński samochód, z jakim miałem do czynienia, miał tę samą cechę – tragiczną ergonomię. Maxus nie zmienił mojego zdania. Nieintuicyjny podział wielu funkcji potrafi doprowadzić do szału, a nauka ich rozmieszczenie wymaga czasu.
Co z tego, że można sterować wszystkimi szybami w aucie, skoro zmiana głośności przez pasażera, zapisanie pozycji fotela czy zmiana siły rekuperacji wymaga długich poszukiwań funkcji w menu. Do tego dochodzi częściowo pozbawiony logiki ekran cyfrowych zegarów – wskazanie średniej wartości zużycia energii ograniczono bowiem do 30 kWh/100 km, podczas gdy już przy 120 km/h samochód zużywa więcej.
Z kolei, gdy zejdziemy z zasięgiem poniżej 40 km, na wyświetlaczu będą nam na zmianę migały komunikaty o niskim poziomie baterii. W końcu jednokrotna informacja jest dla kierowcy niewystarczająca. Od razu dodam – nie, nie można tego wyłączyć ręcznie. Wisienką na torcie są natomiast ekrany do zarządzania funkcjami na tylnych fotelach, które przypominają te z BMW Serii 7. Na wyglądzie podobieństwa się kończą, bowiem w Maxusie wydają się przeładowane funkcjami, a precyzją obsługi dorównują pierwszym smartfonom.
Słaby poziom reprezentują także asystenci jazdy. System rozpoznawania ograniczeń prędkości działał niczym maszyna losująca w totolotku. Przez ponad 300 km jazdy drogą ekspresową na ekranie ani razu nie pojawiła się prawidłowa wartość. Z kolei system monitorujący uwagę kierowcy potrafi wyświetlić komunikat o koniecznej przerwie… 5 min po rozpoczęciu jazdy.
Na koniec chciałbym jeszcze poruszyć kwestię zasięgu i zużycia energii. Zapewnienia producenta można włożyć między bajki. Najniższe zużycie, jakie udało mi się uzyskać Maxusem, to 18 kWh/100 km i dotyczyło to bardzo oszczędnej jazdy miejskiej. Maksymalny zasięg wyniesie wówczas 467 km, czyli nieco więcej, niż deklaracje w cyklu mieszanym.
Wątpię, by ktoś rozważał zakup Mify 9 jako głównego auta do rodzinnych podróży, ale jeśli tak, to radze przemyśleć sprawę dwa razy. Po wjeździe na drogę ekspresową zasięg topnieje niczym lód w 30-stopniowym upale. Pokonanie więcej niż 300 km graniczy z cudem i jest możliwe wyłączenie, jeśli wiatr wieje w plecy.
Przy 120 km/h zużycie sięga ok. 32-34 kWh/100 km (trudno określić z racji wcześniej wspomnianego problemu z zakresem wartości na komputerze pokładowym), natomiast przy 140 km/h – ponad 40 kWh/100 km. Takie wartości można tłumaczyć gabarytami, ale wciąż mówimy o jeździe w temperaturze otoczenia 15 stopni Celsjusza. Strach pomyśleć, jak będzie zimą.
Niemało czasu spędzicie też na ładowarce. Maksymalna moc wynosi co prawda 130 kW, ale krzywa ładowania nie sprzyja krótkim postojom. Już przy niespełna 70 proc. naładowania moc spada do 70 kW (przykładowo Cupra Tavascan przy podobnym poziomie dalej trzyma 100 kW). Zaskakujące, że przy tym wszystkim z dobrej strony prezentuje się wyciszenie przy wysokich prędkościach.
Ostatecznie po oddaniu kluczyków pozostał niesmak. Maxus Mifa 9 z pewnością nie jest uniwersalnym rodzinnym vanem (choć z pewnością to przedsmak tego, co nas czeka po całkowitym przejściu na elektromobilność), ale oczekiwałem znacznie więcej po tak pozytywnym pierwszym spotkaniu.
Mimo dobrego pierwszego wrażenia potwierdziła się zasada, że chińskie auta odbiegają normą od standardów, do których zdążyliśmy się przyzwyczaić. Za niską ceną niestety wciąż idzie jakość wykonania, która jeśli nie wyjdzie na początku, to z pewnością po czasie. Trudno też nie wspomnieć o tragicznej wręcz ergonomii obsługi, na której poprawę z niecierpliwością czekam. To istotne rzeczy, które niedużym nakładem mogłyby znacząco poprawić odbiór auta.
- Dobrze zagospodarowana przestrzeń
- Iście luksusowe warunki w II rzędzie
- Duża ilość miejsca także w III rzędzie
- Duża liczba schowków i portów USB
- Wygodne zawieszenie
- Dobre wyciszenie
- Tragiczna ergonomia
- Nieintuicyjne i skomplikowane multimedia
- Słaba jakość wykonania, która wychodzi po czasie
- Energochłonny i bardzo wrażliwy na warunki atmosferyczne napęd
- Niski zasięg w podróży
- Kiepska krzywa ładowania
Zużycie energii (pomiary przeprowadzane były przy temperaturze ok. 15 stopni Celsjusza) | |
---|---|
Średnie zużycie energii (katalogowo) | 14,1 kWh/100 km |
Zmierzone zużycie energii w mieście: | 18,0 kWh/100 km |
Zmierzone zużycie energii na drodze krajowej: | 21,5 kWh/100 km |
Zmierzone zużycie energii na drodze ekspresowej: | ok. 30-34 kWh/100 km |
Zmierzone zużycie energii na autostradzie: | ok. 40-42 kWh/100 km |
Ceny | |
Model od: | 356 577 zł |
Cena egzemplarza testowego: | 362 477 zł |