Test: BMW Z4 M40i po (drobnym) liftingu – dobra passa wciąż trwa
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Segment aut wypoczynkowych, do których roadstery się bez wątpienia zaliczają, żyją według nieco odmiennego cyklu. Często producenci – zamiast dużych liftingów – decydują się na drobne poprawki. Z tego założenia wyszło BMW, pudrując nosek trzeciej odsłony Z4. Wątpię jednak, by zmiany miały istotny wpływ na samą sprzedaż, która, wbrew pozorom, wciąż ma się dobrze.
Potencjalnych rywali BMW Z4 można policzyć na palcach jednej ręki. Taki stan rzeczy smuci, ale z drugiej strony – dla Bawarczyków to dobra wiadomość. Mniej konkurencji to potencjalnie więcej klientów zainteresowanych ich roadsterem. Choć modele z linii Z nie doczekały się kultowego statusu niczym Mazda MX-5, to zapełniały oczekiwaną lukę zgrabnego kabrioletu z biało-niebieską szachownicą. Oczywiście nie mogło przy tym zabraknąć możliwości zamówienia rzędowej "szóstki".
Mimo rosnących ograniczeń emisyjnych ta możliwość została utrzymana do dziś. Co więcej, BMW na razie nie myśli o tym, by wycofać ze sprzedaży pokazanej przeszło 5 lat temu trzeciej odsłony Z4. Bawarczycy chwalą się wręcz, że sprzedaż utrzymuje się na stałym poziomie i próżno wypatrywać tu tendencji spadkowej. Tę możemy zauważyć dopiero w szerszej perspektywie czasowej, gdy porównamy wypuszczenie dotychczas 55 tys. egzemplarzy obecnego Z4 do Z3, który potrzebował tylko dwa lata więcej, by trafić do blisko 280 tys. klientów.
Czas na drobne zmiany
W czym tkwi tajemnica ciągłego zainteresowania? Poza względami jezdnymi, o których za chwilę, bez wątpienia swój udział ma przywiązanie do marki. O ile Z4 nie jest częstym gościem polskich ulic, tak co czwarty roadster z Bawarii zostaje w Niemczech, a co piąty emigruje za Ocean. Wystarczy wspomnieć, że wspomniane już Z3 było pierwszym BMW produkowanym właśnie w USA, a swoją marketingową działkę odegrała także rola u boku Jamesa Bonda.
Bawarczycy chcieli delikatnie odświeżyć swój model, jednocześnie mogąc chwalić się modernizacją. Ograniczyli się przy niej jednak do minimum. Trudno się spodziewać nagłego szturmu klientów, zmieniając nieco front, poprawiając wlot do nadkoli zmniejszający turbulencje powietrzne czy wprowadzając kilka nowych lakierów i wzorów felg.
Faktem jest, że kto oczekiwał nieco bardziej drapieżnej prezencji, nie będzie zawiedziony. Poziomo zorientowana atrapa chłodnicy, która w przeciwieństwie do innych modeli jeszcze nie urosła do absurdalnych rozmiarów, zyskała strukturę plastra miodu, który nieodłącznie kojarzy się ze sportem.
Ciekawym ruchem jest natomiast dodanie do wspomnianej palety m.in. lakieru o bojowo brzmiącej nazwie Thundernight. Głęboki fiolet przyciąga spojrzenia innych kierowców równie mocno, co zapalone światło komary w nocy. W połączeniu z koniakową skórą, która nie wymaga dopłaty(!), tworzą naprawdę zgraną parę.
Osobiście cieszę się, że wnętrze pozostało nietknięte. Choć w pierwotnej formie wywoływało kontrowersje, dziś, niczym dawne projekty Chrisa Bangle’a, kokpit jest doceniany za swoją formę i poniekąd konserwatywne podejście. Tylko czekać, aż następny lifting obejmie już przeszczepienie jednolitego, zagiętego ekranu zespalającego cyfrowe zegary i ekran multimediów.
Swoją drogą, przestronność wnętrza Z4 zasługuje na osobne wspomnienie. Mimo rozstawu osi nieprzekraczającego 2,5 m, nie jest tu klaustrofobicznie. Nawet dla bagaży na dłuższy wspólny wyjazd nie zabraknie miejsca, bowiem kufer liczy blisko 300 litrów, a jego pojemności nie zaburza złożony, miękki dach. Gruba kierownica i nieco zbyt ciasne fotele wyraźnie wskazują natomiast, że literka "M" poprzedzająca liczbowe oznaczenie silnikowe nie znalazła się tam przez przypadek.
Tradycja ponad wszystko
Na pierwszy rzut oka Z4 to "bawarczyk" z krwi i kości — rzędowa "szóstka", napęd na tył i świetne podwozie trzymające roadstera w ryzach w wymagających sytuacjach. Chcąc "prawdziwe BMW", musimy pogodzić się z pikanterią reszty podzespołów, czego zwiastunem jest dopisek M40i. Nie decydując się na topową wersję, jesteście skazani na 4-cylindrowe jednostki. Nie brakuje im co prawda wigoru, jednak pojemność i liczba cylindrów może być solą w oku dla "prawdziwych fanów".
W przypadku M40i liczba nie oznacza, że pod maską pracuje 4-litrowy silnik. To znana i bardzo dobra 3-litrowa jednostka, która tutaj generuje 340 KM i 500 Nm maksymalnego momentu obrotowego. Parametry zapewniają "zetce" więcej niż oczekiwanych osiągów (0-100 km/h w 4,5 s), umieszczając wręcz roadstera w klasie sportowych aut o bardziej wyczynowym charakterze. Pomyśleć, że to samo serce generuje w USA już 387 KM, obcinając kolejne dziesiętne sekundy w sprincie do setki.
Bawarczycy zadbali na szczęście, by za potencjałem dynamicznym nadążało zawieszenie. Momentami, gdy BMW na kolejnym zakręcie wściekle wgryzało się w asfalt z pomocą agresywnego, sportowego dyferencjału i ani myślało o utracie przyczepności, aż miałem wątpliwości, czy przypadkiem Z4 nie dysponuje napędem na cztery koła. Podwozie wraz ze świetnym rozłożeniem masy i odpowiednim balansem daje kierowcy dużo pewności, ale i spory zapas bezpieczeństwa.
Adaptacyjne zawieszenie dobrze odnajduje się na zakrętach i podkreśla sztywność konstrukcji, jednocześnie zapewniając pasażerom jeszcze akceptowalny komfort. Mimo wszystko oczekiwałbym od roadstera nieco więcej spokoju w codziennym użytkowaniu. Z4 zdaje się nabuzowane, tymczasem moment obrotowy dostępny już od 1600 obr/min. nie wymaga wspinaczki po obrotomierzu w razie chęci asertywnego przyspieszenia.
Bawarski roadster świetnie odnajduje się podczas leniwej, letniej przejażdżki, a do niej nie potrzeba aż takiego zapasu mocy. Jadąc szybciej bez dachu, w środku robi się głośniej i wietrzniej niż np. w Maździe MX-5. Miło jest słyszeć linię melodyczną tworzoną przez ustawione w rzędzie sześć cylindrów, choć rasowość gangu została przez ostatnie lata zatracona wskutek coraz ostrzejszych restrykcji.
Niestety, BMW nie zdecydowało się na półśrodki. Albo niska cena i mniejszy silnik, albo godne serce i solidny wydatek. O ile BMW Z4 zaczyna się od 230 tys. zł, tak M40i to już kwestia co najmniej 335 tys. zł. Doposażając roadstera jak na zdjęciu, niemal zbliżamy się go kwoty, w której oprócz podstawowego Z4 (który oferowany jest dodatkowo z manualną skrzynią – dla tych, pragnących "kontroli nad autem"), wystarczy na zakup czegoś rozsądniejszego, lecz także o sportowych aspiracjach.
Ponadto 335 tys. zł to kwota, w której spokojnie możemy się już rozglądać za Porsche 718 Boxsterem. Co prawda dysponuje on gorszymi osiągami, ale prestiż będzie bez wątpienia wyższy, nie wspominając o przewadze w prowadzeniu.
- Jak przystało na BMW, świetnie zestrojone podwozie
- Przestronne wnętrze mimo skromnych rozmiarów zewnętrznych
- Spory, jak na tę klasę, bagażnik
- Mimo swojej pojemności, silnik potrafi być oszczędny...
- ...i jest bardzo elastyczny...
- ...ale mógłby występować w pośredniej, nieco słabszej wersji
- Stosunkowo wysoka cena
- Zawieszenie mogłoby łagodniej kompensować nierówności
BMW Z4 G29 M Roadster 3.0 M40i 340KM 250kW 2018-2023 | |
---|---|
Rodzaj jednostki napędowej | Spalinowa |
Pojemność silnika spalinowego | 2998 cm³ |
Rodzaj paliwa | Benzyna |
Typ napędu | Tylny |
Skrzynia biegów | Automatyczna, 8-stopniowa |
Moc maksymalna | 340 KM przy 5000 rpm |
Moment maksymalny | 500 Nm przy 1600-4500 rpm |
Przyspieszenie 0–100 km/h | 4.5 s |
Prędkość maksymalna | 250 km/h |
Pojemność zbiornika paliwa | 52 l |
Pojemność bagażnika | 281/‒ l |
Średnie zużycie paliwa (katalogowo): | 8,1 l/100 km |
Zmierzone zużycie paliwa w mieście: | 8,9 l/100 km |
Zmierzone zużycie paliwa na drodze krajowej: | 6,4 l/100 km |
Zmierzone zużycie paliwa na drodze ekspresowej: | 7,4 l/100 km |
Zmierzone zużycie paliwa na autostradzie: | 8,3 l/100 km |
Ceny | |
---|---|
Model od: | 230 500 zł |
Cena wersji napędowej od: | 335 500 zł |
Cena egzemplarza testowego: | 386 400 zł |